Nauczyciele i dyrektorzy szkół zdążyli osłupieć, a Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty wyłożył sprawę tak: "Nie znam dyrektora szkoły, któremu podobałaby się sytuacja, w której lekcje WF są prowadzone w klasie". Ja sam zacząłem sobie wyobrażać jak nauczycielka za biurkiem przebiera się w trykot, następnie dzieci i młodzież w łódzkich szkołach zaczynają wymachiwać w klasach ramionami, robić pompki, przysiady i skłony, a przez następne lekcje nauczanie odbywa się w zapachu cokolwiek niepedagogicznym.
W środę Ministerstwo Edukacji Narodowej wydało dementi, że autorowi informacji coś się porąbało. W rozporządzeniu nie chodzi o to, że lekcje będą się mogły odbywać w klasach, czyli salach lekcyjnych, ale klasami, czyli grupami uczniów.
Najbardziej uderzające jest jednak to, jak łatwo wszyscy uwierzyli w informację o powrocie wychowania fizycznego do sal lekcyjnych. Wypływa to z przekonania, że w polskim szkolnictwie wszystko jest możliwe. Bo jest. Można najpierw fizycznie rozdzielać szkoły podstawowe, gimnazja i licea, bo tego wymaga jakość nauczania, a później znów wprowadzać do jednego budynku, bo od jakości ważniejsza jest oszczędność. Można wiedzieć, tak jak to się odbyło w Łodzi, jakie są trendy demograficzne w mieście parę lat wcześniej, a decyzję o likwidacji szkół podjąć z miesiąca na miesiąc, doprowadzając ludzi do furii. Są też w szkolnictwie rzeczy niemożliwe do przeprowadzenia. Nie można na przykład zlikwidować rocznego, płatnego urlopu na poratowanie zdrowia, który przysługuje nauczycielowi. Takiej zbrodni na edukacji dokonać nie można. Resztę można sobie wyobrazić.
Sławomir Sowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?