Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej zdemokratyzuje Uniwersytet Łódzki?

Maciej Kałach
Maciej Kałach
Działacze Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej (KKHP) z Uniwersytetu Łódzkiego odnieśli spory sukces. W ostatni piątek zdołali zorganizować ogólnouczelnianą debatę z profesorem Antonim Różalskim, który przed miesiącem został wybrany na rektora UŁ w kadencji 2016-2020 (rządy obejmie po wakacjach, aktualnie jest prorektorem ds. nauki).

W piątek w rektoracie padały trudne pytania: m.in. o możliwości wprowadzenia większej demokracji na uczelni oraz ograniczenia nadmiaru biurokracji.

Co to za komitet?

KKHP szerszemu gronu studentów i pracowników UŁ objawił się przed rokiem - komitet zorganizował akcję rozdawania ulotek ze swoimi postulatami przed kilkoma wydziałami: Ekonomiczno-Socjologicznym, Historyczno-Filozoficznym, Filologicznym oraz Nauk o Wychowaniu.

Postulaty z zeszłej wiosny były adresowane do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego: działacze KKHP pisali m.in., że uczelnie są drastycznie niedofinansowane, degradowane uniwersytety - zamieniane w korporacyjne przedsiębiorstwa, a nierynkowe kierunki studiów są niszczone.

Zresztą początków KKHP należy szukać w liście otwartym z 2013 r. do ówczesnej minister nauki, Leny Kolarskiej-Bobińskiej, powstałym po zapowiedzi likwidacji nierynkowej filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku. Sporo spośród obrońców tego kierunku - sygnatariuszy listu z wielu ośrodków akademickich, znalazło się w gronie KKHP, który na polskich uczelniach działa jako stowarzyszenie - także na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie komitet zdobył swój przyczółek w postaci młodych doktorów i doktorantów Instytutu Socjologii.

Młoda kadra Uniwersytetu Łódzkiego w obronie polskiej humanistyki

W 2016 r. uczelnie publiczne wybierają nowe władze. KKHP postanowił wykorzystać tę okazję do stworzenia kolejnego pisma: kandydaci na rektorów w Polsce otrzymują zestaw pytań: wśród nich znalazła się np. kwestia ewentualnego wprowadzenia odpłatności za studia stacjonarne albo ocena wpływania firm w proces kształtowania programów studiów.

KKHP stara się także o organizowanie otwartych spotkań z kandydatami na rektorów. Wprawdzie na Uniwersytecie Łódzkim debata odbyła się już po tym, jak prof. Różalski został wybrany rektorem-elektem, ale nie ma to większego znaczenia - i tak był jedynym kandydatem.

Inicjatywę młodych (przynajmniej na standardy akademickie) z KKHP społeczność akademicka potraktowała poważnie: w sali senatu oprócz rektora pojawili się i zabierali głos przedstawiciele przynajmniej połowy wydziałów, w tym byli i obecni dziekani oraz prorektorzy.

Wybory na UŁ to „klapa”?

Najostrzejsza część debaty dotyczyła demokratyzacji życia uczelnianego.

- Wybory pokazały klapę systemu demokratycznego - stwierdziła dr Kamila Biały z KKHP, odnosząc się do przebiegu kampanii na polskich uczelniach w 2016 r.

O klapie, jak mówiła dr Biały, ma świadczyć m.in. niewielkie zainteresowanie przebiegiem wyborów wśród studentów, a zwłaszcza wśród szeregowych pracowników uniwersytetu: mało kto stara się zapoznać z postulatami osób kandydujących na stanowisko rektora, wskazywanych na prorektora, czy ubiegających się na wydziałach o, najwyższe na nich, stanowisko dziekana.

Zdaniem działaczy KKHP z UŁ przyczyną niewielkiego zainteresowania wyborami na czołowe stanowiska uczelniane jest przede wszystkim brak poczucia sprawczości - szeregowi pracownicy są przekonani, że mało co od nich zależy.

Komitet podarował rektorowi-elektowi receptę: wprowadzenie zasady, zgodnie z którą wybory organizuje się także na szefów katedr i zakładów uczelni, z którymi szeregowy styka się dużo częściej niż z rektorem czy dziekanem. Obecnie taki najbliższy szef pochodzi z mianowania rektora - na wniosek władz wydziału albo instytutu.

Według KKHP, jeśli szeregowy pracownik uniwerku zyska wpływ na wybór najbliższego przełożonego, zacznie interesować się także wyborami dziekańskimi i rektorskimi.

Prof. Antoni Różalski wybory kierowników katedr i zakładów, zamiast mianowania, uznaje za zły pomysł.
Rektor-elekt rozważyłby za to (zależnie od kształtu modyfikowanej ustawy o szkolnictwie wyższym) zmiany w aktualnej procedurze wybierania najwyższych władz uczelni na bardziej przyjazny. Co to będzie? Na pewno nie konkurs (uczelnia ogłasza postępowanie na swojego „menadżera”: w takim przypadkiem rektorem może zostać także ktoś spoza społeczności danej szkoły wyższej). Za formą konkursu nie opowiadał się wyraźnie żaden z piątkowych dyskutantów, choć polskie prawo już pozwala na ich organizowanie.

Według zasad z 2016 r., rektora UŁ wybierało kolegium składające się z 200 elektorów, którzy najpierw uzyskali poparcie na własnych wydziałach - w obrębie swoich stanów (każdy ma określoną liczbę miejsc). I tak kolegium tworzyło 115 profesorów i doktorów habilitowanych, 38 innych pracowników dydaktycznych, 7 niedydaktycznych, 39 studentów oraz tylko jeden doktorant. KKHP tę ostatnią liczbę uznaje za grube nieporozumienie - w końcu doktoranci to bardzo aktywna grupa na uczelni: z jednej strony już rozwijająca własne badania, a z drugiej prowadząca zajęcia dydaktyczne.

Za dużo biurokracji?

Także, kiedy rozmowa zebranych w rektoracie zeszła na uczelnianą biurokrację, głos zabrał przedstawiciel doktorantów. Takie osoby mają prawo do trzech rodzajów stypendiów, jednak wypełniając wnioski o ich przyznanie wypisuje się te same dane i osiągnięcia. W dodatku tylko jeden z rodzajów wniosków można złożyć elektronicznie...

Z kolei bardziej utytułowani naukowcy skarżyli się na skomplikowane zasady rozliczania konferencji, korzystania z uczelnianych kart płatniczych przy rezerwowaniu hoteli na służbowe wyjazdy... - chwilowo debata KKHP zamieniała się w typowo urzędnicze zebranie.

Jednak jedna z poruszanych w tej części debaty spraw ma duże przełożenie na studentów. Przedstawiciele Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego skarżyli się na twarde ograniczenia w liczebności grup: według zabierających głos wykładowców z „Eksocu” ćwiczenia można prowadzić, gdy zbierze się co najmniej 25 studentów, konwersatorium - 15. A zdarzały się przypadki rozwiązywania grupy w semestrze letnim, jeśli po zimowym ktoś z zapisanych nie przeszedł sesji. Takie ograniczenia (powodowane oszczędnościami) nie dość, że kurczą ofertę dostępnych przedmiotów, to jeszcze potrafią zdezorganizować studentom naukę.

Rektor-elekt zwrócił uwagę, że do wspominanych progów można podchodzić elastycznie, za to z rozsądkiem, a zależy to od dziekana.

Łódź akademicka powinna być zintegrowana

Zdanie prof. Różalskiego potwierdzili m.in. przedstawiciele Wydziału Filologicznego, gdzie zdarzają się grupy ok. 10-osobowe, np. w przypadku filologii klasycznej.

Debata zorganizowana przez komitet trwała trzy godziny. Cenne, że młodzi nie przestraszyli się rektora-elekta w sali obwieszonej portretami rektorów z przeszłości, gdzie zwykle obraduje senat UŁ.

A jeszcze cenniejsze, że prof. Różalski przyjął wyzwanie rozmowy. Co więcej, zapraszał na nią np. oficjalny serwis internetowy uczelni, cytując za KKHP, iż „nowa kadencja władz rektorskich” to okazja do powrotu do „myślenia o uniwersytecie jako o dobru wspólnym całej społeczności akademickiej”.

Następne cztery lata pokażą, czy mikrobiolog, który wkrótce obejmie władzę na największej uczelni w regionie znajdzie porozumienie z „kryzysowymi humanistami”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki