Fabrykanci to nie tylko fabryki. To tez pałace, dzieła sztuki i wsparcie dla łódzkiej kultury

Artykuł sponsorowany Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Zasługi fabrykantów dla łódzkiej kultury były nie do przecenienia. Do dzisiaj w dużym zakresie korzystamy z ich dorobku i spuścizny

Fabrykanci, lodzermensche, przedsiębiorcy – różnie ich nazywano. Zwykle są wymieniani z okazji cudu gospodarczego, gdy Łódź z sennego, prowincjonalnego miasteczka przekształciła się w XIX wieku w potężne miasto przemysłowe. Tymczasem fabrykanci mieli też duże zasługi i osiągnięcia na niwie kultury: tworzyli kolekcje dzieł sztuki, wspierali rozwój teatrów, bibliotek i sal koncertowych oraz zbudowali efektowne wille i pałace, które do dziś są ozdobą i wizytówką miasta nad Łódką.
WIĘCEJ O ŁÓDZKIEJ KULTURZE PRZECZYTASZ TU:

Wybitny kolekcjoner Henryk Grohman

Najwybitniejszym kolekcjonerem wśród fabrykantów był Henryk Grohman, syn twórcy potęgi rodu Ludwika Grohmana. Po śmierci ojca przejął stery rodzinnego imperium przemysłowego. To właśnie za jego czasów powstała słynna tkalnia przy ul. Targowej,
której brama w duchu gotyku stała się jedną z wizytówek miasta. Jej ozdobą są niezwykłe kolumny w kształcie potężnych szpul nici zwanych, nie wiedzieć czemu, beczkami. Dla siebie w końcu XIX stulecia przy ul. Tymienieckiego zbudował parterową willę w stylu włoskiego renesansu, w której bywał Witkacy zaś na fortepianie grali mistrz Ignacy Paderewski i młodziutki Artur Rubinstein. Dzisiaj ta zabytkowa rezydencja jest siedzibą Muzeum Książki Artystycznej, które współprowadzi Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

– Jako młody człowiek bywałem w willi stryja Henryka, który interesował się sztuką, muzyką i malarstwem. To było pasją jego życia. A przy tym, będąc niezwykle zamożnym, mógł sobie pozwolić na sponsorowanie sztuki i na wspieranie artystów – podkreślał Jerzy Grohman.

– Wnętrza jego willi były specjalnie zaprojektowane. W gabinecie były gabloty, a w nich bardzo ciekawe zbiory sztuki Wschodu. Widziało się w tym mieszkaniu wspaniałe i ciekawe obrazy, zwłaszcza doskonałą grafikę, której stryj był wielkim miłośnikiem i miał olbrzymie jej zbiory: od impresjonizmu aż po Kokoschkę. Tę doborową kolekcję liczącą ponad tysiąc grafik, takich mistrzów jak: Munch, Picasso, Degas, Manet, Mehoffer, Wyczółkowski i Stanisławski, kolekcjoner zapisał w testamencie dla Gabinetu Rycin Uniwersytetu Warszawskiego, w którym do dzisiaj się znajduje. Ponadto w swoich zbiorach posiadał obrazy olejne i akwarele Juliana Fałata, Leona Wyczółkowskiego, Teodora Axentowicza, Wojciecha Gersona i Henryka Siemiradzkiego. Część z nich podarował Muzeum Historii i Sztuki im. Juliana i Kazimierza Bartoszewiczów, które początkowo mieściło się w dawnym ratuszu
przy placu Wolności i z czasem zostało przekształcone w Muzeum Sztuki w Łodzi, kolejną instytucję współprowadzoną obecnie przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Henryk Grohman był także wytrawnym melomanem jeżdżącym na premiery oper Ryszarda Wagnera oraz zbierającym instrumenty muzyczne. Perłą jego kolekcji były rzadkiej urody skrzypce Stradivariusa, słynnego lutnika z Cremony, kupione za 50 tysięcy marek w 1900 roku w Berlinie. Jak na filantropa i mecenasa kultury przystało, wypożyczał je na koncerty utalentowanym skrzypkom, jak na przykład Stanisławowi Bacewiczowi, po czym – decyzją w testamencie – przekazał na rzecz państwa. Bezcenne skrzypce trafiły
do Muzeum Narodowego w Warszawie. Tam podczas II wojny światowej, z obawy przed niemieckim okupantem, zostały ukryte z tajnej, zamurowanej skrytce, z której jednak zniknęły i nie wiadomo, co z nimi się stało.

Zasłużona rodzina Silbersteinów

Swoje zasługi dla rozwoju łódzkiej kultury ma też rodzina żydowskich przedsiębiorców Silbersteinów. Chodzi przede wszystkim o milionera Markusa, jego żonę Teresę i ich córkę Sarę, która wyszła za mąż za Maurycego Poznańskiego, syna słynnego potentata
Izraela Kalmanowicza. I właśnie Silbersteinowie i Poznańscy u progu II RP przekazali Miejskiej Bibliotece w Łodzi ponad tysiąc książek ze swoich zbiorów, po czym wykładali pieniądze na ich dalsze zakupy. Silbersteinowie to przede wszystkim gniazdo rodzinne w kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 40, wspaniała fabryka przypominająca gotyckie warownie średniowieczne przy ul.
Piotrkowskiej 242 (w PRL znana jako zakłady „Olimpia”) oraz w pałac w Lisowicach pod Brzezinami, w których gościli na plenerach znani malarze. Wśród nich byli m.in. Julina Fałat i Samuel Hirszenberg, którzy zostawili po sobie udane pejzaże jesiennie parku w Lisowicach, Konrad Krzyżanowski, który namalował portret Teresy Silberstein oraz mistrz secesji Edward Okuń i czołowy malarz
żydowski Maurycy Trębacz. Silbersteinowie czynili zakupy w tak renomowanych galeriach, jak warszawska „Zachęta”, dzięki czemu do Łodzi trafiły dzieła Józefa Brandta, Józefa Chełmońskiego, Władysława Podkowińskiego czy dziś zapomnianej, a dawniej popularnej Anny Bilińskiej-Bohdanowicz, rodem ze Złotopola na głębokiej Ukrainie, która sztuki malowania uczyła się pod bacznym okiem Andriollego i Wojciecha Gersona. Teresa Silberstein zasłynęła w 1916 roku wielką kwestą pod hasłem „Ratujcie dzieci”,
którą połączono z imponującą wystawą dzieł sztuki z kolekcji łódzkich fabrykantów. Impreza odbyła się w pałacu Heinzlów
przy ul. Piotrkowskiej 104. Organizatorom udało się zebrać dwadzieścia rzeźb i 220 obrazów pochodzących z czterdziestu pięciu fabrykanckich rezydencji. Jednym z przebojów ekspozycji był słynny obraz Maksymiliana Gierymskiego „Patrol powstańczy”
będący dziś ozdobą Muzeum Narodowego w Warszawie. Wystawę obejrzało 18 tys. osób. Wśród nich byli robotnicy, dla których
– dzięki biletom ulgowym – był to zapewne pierwszy kontakt ze sztuką z górnej półki. Inny sławny fabrykant i kolekcjoner to Wilhelm Lurkens. Mieszkał w pałacu przy al. Kościuszki 33/35, który po wojnie znany był z kultowego „Spatifu” i tego, że „zagrał” w filmie Marii Kaniewskiej „Awantura o Basię” według znanej powieści Kornela Makuszyńskiego. Znajomi Lurkensa byli przekonani, że po to wybudował rezydencję, aby móc w niej odpowiednio wyeksponować swoje dzieła sztuki. A było co podziwiać, bo w jego kolekcji znajdowały się obrazy takich mistrzów, jak John Constable, czołowi francuscy impresjoniści: Edgar Degas, August Renoir i Alfred Sisley, a także Henryk Siemiradzki i Alfred Wierusz-Kowalski. Niestety, po śmierci kolekcjonera w 1920 roku jego zbiory trafiły na aukcje, zostały sprzedane i rozproszone.

Rezydencje zamienione w instytucje kultury

I jeszcze jedna wielka zasługa fabrykantów. Budowa rezydencji, które na stałe weszły do pejzażu Łodzi i wiele z nich stało się siedzibami renomowanych placówek kulturalnych i oświatowych. Tak jest z trzema pałacami Poznańskich. Flagowa rezydencja
rodu to oczywiście pałac Izraela Poznańskiego przy ul. Ogrodowej, w którym mamy dziś Muzeum Miasta Łodzi. Z kolei synowie potentata, Karol i Maurycy, pobudowali swoje pałace przy ul. Gdańskiej. W pierwszym mieści się Akademia Muzyczna, a w drugim
Muzeum Sztuki. Pamiętajmy też o pałacu króla bawełny Karola Scheiblera przy placu Zwycięstwa, w którym znalazło swoje lokum Muzeum Kinematografii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki