Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Farsa, która może drogo kosztować Platformę

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Krytyki Politycznej w Łodzi
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Krytyki Politycznej w Łodzi Krzysztof Szymczak
Wyobraźcie sobie Państwo, że jesteście dość zamożni i właśnie kupujecie nowe mieszkanie. Trzeba je jakoś urządzić, więc należałoby szukać architekta wnętrz. Ale macie znajomego kafelkarza, więc wręczacie mu klucze i zdajecie się całkowicie na jego gust i wyczucie.

Po miesiącu wracacie i widzicie, że nie tylko łazienka i kuchnia są od góry do dołu w kafelkach, ale też sypialnia i przedpokój, a wasz specjalista właśnie zaczyna wykładać płytkami sufit salonu i obudowywać kominek. W planach jest sofa z kafelków, szafa z kafelków i gustowny kafelkowy barek. A glazurnik pokazuje wam z uśmiechem ekspertyzę kolegi po fachu, że kafelki są zdrowe, modne i bardzo praktyczne.

Tak właśnie zachowują się władze Łodzi przy projektowaniu inwestycji drogowych. Tam, gdzie w pierwszej kolejności należałoby zapytać o zdanie urbanistę czy architekta, wpuszcza się drogowca. Jego fach nie polega na dobrym planowaniu miasta, tylko na wybudowaniu takiej ulicy czy trasy, która pomieści jak najwięcej szybko przemieszczających się aut. Piesi upchnięci do przejść podziemnych, mieszkańcy okolicy kompletnie zadżumionej hałasem i spalinami, transport publiczny stojący w korkach - wszyscy muszą w tej perspektywie ustąpić samochodom. Tymczasem w miastach o wysokiej jakości życia drogowcy są jedynie wykonawcami tego, co zostało wypracowane w dialogu społecznym z udziałem urbanistów i mieszkańców. A korki, o dziwo, są znacznie mniejsze.

Ale nie u nas. Jak policzyła fundacja Fenomen, Zarząd Dróg i Transportu wyda w tym roku aż 30% środków z miejskiego budżetu. Powinien zrobić to w oparciu o cztery strategiczne dokumenty, które nadal nie istnieją, bo ich przygotowanie się odwleka. Co nie wstrzymuje ochoczego zapału naszych drogowców do poszerzania, budowania i szastania miejską kasą. Nic dziwnego, że ciągle narastają konflikty społeczne wokół różnych inwestycji, z których Nowotargowa skupia jak w soczewce wszystkie błędy, które w takich przypadkach władza może popełnić. Nie dziwi również, że w tym konflikcie z jednej strony znajdują się drogowcy, z drugiej architekci i urbaniści.

Tonący brzydko się chwyta. Odkąd Rada Miejska obcięła budżet na Nowotargową, prezydent Stępień i dyrektor Nita stają na głowie, żeby odzyskać stracone środki. Używają mieszkańców jako żywych tarcz, wszczynają medialną jatkę. ZDiT na swojej stronie opublikował poparcie Zielonych, nie wspominając w tytule, że mowa o Zielonych RP, planktonowej łódzkiej partyjce, którą całe polskie środowisko ekologiczne omija szerokim łukiem ze względu na jak najgorszą opinię związaną z przyjmowaniem korzyści materialnych za pozytywne opinie. Sprawa znana od lat i trzeba mieć tupet, żeby w ogóle przyznawać się do takich znajomości. Zresztą właściwa Partia Zielonych już opublikowała negatywne stanowisko w sprawie Nowotargowej.

Prezydent Stępień w glorii prezentuje mediom trzy "niezależne ekspertyzy", z których wszystkie napisali, a jakże, drogowcy. Jak wyśledził Wojciech Makowski, autorzy dwóch z nich (SITK i prof. Andrzej Zalewski z PW) pracują obecnie nad innymi projektami dla ZDiT. Tyle o niezależności. Zalecam też zajrzenie do dorobku pierwszej firmy, niezły ubaw. Trzeci ekspert (IBDiM) to firma zajmująca się mierzeniem gęstości asfaltu i oceną stanu nawierzchni, nie wiem zatem w jakiej roli ma oceniać drogę jeszcze nieistniejącą. To wszystko jest nader śmieszne, ale niestety też smutne. Trzy "ekspertyzy" pisane na kolanie w 19 dni kosztowały łódzkich podatników 47.735 zł. Dałoby się za to naprawić parę chodników, nakarmić kilkadziesiąt zwierzaków w schronisku, sfinansować osiedlowy plac zabaw. Niestety, trzeba było wydać to na rację, która jest mojsza niż twojsza.

Przed zbliżającymi się wyborami na miejscu opozycji zacierałabym ręce na takie kompromitujące wpadki. Bo to, co wyprawiają drogowcy, jest to prostą drogą do zniszczenia dorobku ekipy Hanny Zdanowskiej na polu dialogu społecznego. Forsowanie Nowotargowej i innych kontrowersyjnych inwestycji zaprzecza ogromnej pracy, jaką wykonano w ostatnich latach na rzecz odbudowy zaufania do władzy. Działa to również na rzecz tezy, że realną partycypacją objęte są zaledwie drobne sumy z miejskiego budżetu, a duże inwestycje to już domena kilku ważnych panów. Panów, bo o drogach w mieście jakoś zawsze rozmawiają i decydują sami panowie, jakby kobiety nie stanowiły w Łodzi ponad połowy populacji i nie były użytkowniczkami miejskiej przestrzeni.

Kilka lat temu podczas sporu o Dolinę Rospudy rząd też sypał gęsto ekspertyzami i to znacznie lepszymi. Doraźnie wygrał wtedy silniejszy i budowa się zaczęła. Nigdy jej jednak nie dokończono, bo PiS przegrał wybory, do czego przepychanie tej inwestycji walnie się przyczyniło. Warto tę lekcję przyswoić lokalnie dopóki nie jest za późno. Drogi są w mieście potrzebne jak kafelki w mieszkaniu. Ale litości, nie wszędzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki