Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inka - mama mojej mamy. Wspomnienia Magdaleny Kuydowicz

Magdalena Kuydowicz
Inka - mama mamy Magdaleny Kuydowicz, pisarki, autorki kryminałów i dziennikarki
Inka - mama mamy Magdaleny Kuydowicz, pisarki, autorki kryminałów i dziennikarki Fot. archiwum prywatne
Moja babcia, Inka z Pakulskich-Zagrodzka, była piękna. Nigdy jej nie poznałam. Odziedziczyłam po niej charakter, spojrzenie i pewne gesty. Oraz drugie imię - Magdalena, Irena, Wanda. To ostatnie mam po drugiej mojej babci - Wandzi Potzównie - pisze specjalnie dla nas Magdalena Kuydowicz, pisarka, autorka kryminałów i dziennikarka.

Wszystko, co wiem o babci Ince, usłyszałam od mojej mamy. Od 50 lat jest sierotą, a nadal bardzo za swoją rodzicielką tęskni. Długo nie mogłam tego zrozumieć. Nigdy nie powiedziała o Ince inaczej niż „mamusia”. Więź między nimi, niezwykle silna, obecna jest także po jej śmierci. Na półce pod szybą w samochodzie mama wozi misia z rodzinnego domu na Narutowicza.

Dostała tę maskotkę właśnie od Inki, gdy była mała. To jej talizman. W moim rodzinnym domu na Kościuszki w Łodzi pełno jest pamiątek po babci i jej zdjęć. Czujemy, że Inka z nami tam jest. Wielokrotnie doświadczyłam babci obecności w przełomowych momentach mojego życia. Gdy szłam pierwszy raz na randkę do parku Sienkiewicza w Łodzi i nie mogłam zdecydować się na sukienkę, wybrałam żółtą przed kolano i z dekoltem w kształcie łódki.

Jakiś głos w głowie kazał mi ją założyć. Mama uszyła ją z materiału babci. Lata 60. i moda z tamtego czasu bardziej mi się podobała niż upiorne stroje z późnych lat 80. Wolałam kobiece, podkreślające talię sukienki „po mamie”, od ówczesnych pumpów, kreszowych dresów czy sukienek z Hofflandu- krzywo skrojonych i źle uszytych.

Miałyśmy z mamą swoją krawcową i nieustannie coś u niej przerabiałyśmy. A takich materiałów jak babcinych sprzed wojny nie przebijało nic. Kretonowe w kwiatki, gładkie o nasyconych kolorach grube bawełny lub cieniutkie jak mgła jedwabie w kropeczki - moje ulubione. Babcia Inka też miała swoją panią od sukienek, choć nigdy nie była bogata.

Zawsze zadbana, w idealnie skrojonej sukience lub ołówkowej spódnicy przed kolano i bluzce. Na wygodnych, szerszych obcasach, w butach zapinanych na pasek na kostce. Kapeluszu zawadiacko przekrzywionym na bakier. Inka byłą szykowna, miała śliczną twarz i piękne włosy. Gęste, ciemnorude i kręcone, doprowadzały do rozpaczy jej fryzjera na Narutowicza pod domem. Musiał je wycinać, by uzyskać efekt bardzo wówczas pożądanej i modnej „małej główki”. Babcia była odważna i niezależna. Zawsze miała swoje pieniądze, bo pracowała przez całe życie. Była sekretarką, prowadziła też sklep z materiałami na Próchnika lub Więckowskiego w Łodzi. Tego niestety nie pamiętam. Nie była może idealnie zgrabna, ale świetnie „zrobiona”. Jak to mawiają Francuzi, Inka była „bien fait” - w dobrym stylu.

Ciekawe, jakich używała perfum? Pewnie Magic Noir albo innych zapachów dostępnych wówczas w głębokim PRL-u tylko dla nielicznych. Przywożonych zza żelaznej kurtyny. Perfumy i kwiaty kupował babci dziadek Julek. Z okazji i bez. Elegancki i przystojny Juliusz Zagrodzki był filmowcem. Po wojnie z Warszawy przeprowadził się do Łodzi, bo tu została także przeniesiona Szkoła Filmowa. Zamieszkali z babcią w wygodnym mieszkaniu na Narutowicza przy Kilińskiego.

W pięknej starej kamienicy na trzecim piętrze. Zawsze, gdy tamtędy przejeżdżamy z mamą, w drodze na dworzec Fabryczny, ona mi o tym przypomina. Mieszkanie było wysokie, nieco ciemne. Pełne bibelotów i ciężkich, solidnych mebli. Babcia nie dbała przesadnie o porządek i kondycję umeblowania. Część krzeseł miała nadłamane nogi i oparcia, a że oboje z dziadkiem lubili przyjmować gości, a ci w nieskończoność wznosić toasty, moja mama z kuzynem Maćkiem uwielbiali podstawiać im właśnie te zepsute krzesła. Patrzyli potem „co będzie”. Gdy delikwent padał, błyskawicznie uciekali na schody przed karą. Często w ferworze zamieszania uchodziło im to płazem.

Dziadek, starszy kilkanaście lat od Inki, rozwiódł się dla niej. Był w niej tak zakochany, że ponoć wymyślał jakieś fikcyjne rocznice i obowiązkowe spotkania dla pracowników, żeby tylko móc częściej ją widywać. Zdobywał babcię długo, bo był żonaty, a Inka miała przecież swoje zasady. Była już po trzydziestce i jak na tamte czasy miała bardzo nowoczesne poglądy. Ceniła sobie wolność i niezależność. To także mam po niej. Podobnie się też zamyślam i złoszczę. Robię identyczne miny, pozując do zdjęć. Z tą jednak różnicą, że babcia była niezwykle utalentowaną modelką. Ja się męczę jak potępieniec, przyjmując pozy, które uważam za wystudiowane i nudne. Dla babci wysyłanie powłóczystych spojrzeń to była bułka z masłem.

Wiedziała, który profil ma lepszy, jak stanąć bokiem, tak by na policzkach dobrze załamywało się światło. Inka lubiła w domu tańczyć i się wygłupiać, gdy nikt poza moją mamą tego nie widział. Ja też tak robię. Tylko mój pies patrzy wówczas na mnie z powątpiewaniem. Jakby Sonia chciała mi powiedzieć: „Naprawdę? Tylko na to cię stać?”. Poczucie humoru Inka miała ogromne. Podobno odstrasza ono mężczyzn, bo świadczy o kobiecej inteligencji i życiowym wyrafinowaniu, ale babcia miała powodzenie. Lubiła męskie towarzystwo i posiadała umiejętność flirtowania w stopniu nadzwyczajnym. Coś, co jest lekką, zabawną rozmową z nutą kokieterii, przychodziło jej równie łatwo jak eleganckie układanie kształtnych łydek przy piciu kawy w kawiarni. Tego (układania łydek) niestety ku rozpaczy mojej mamy po Ince nie odziedziczyłam.

Najchętniej kulę się w ulubionym fotelu lub siadam nieuważnie, bo bardziej jak wyglądam, interesują mnie inni ludzie wokół. Ale kawiarnie kocham tak jak Inka. Mogę nie mieć na czynsz, ale na kawę w ulubionej kafejce zawsze mnie stać. Podobnie jak Inka muszę mieć w kuchni dobrą kawę i herbatę. Umiem przyrządzać lekkie przystawki i sałaty, ale prawdziwa polska kuchnia pozostaje dla mnie nadal niezgłębioną tajemnicą. Nie gotuję, raczej bawię się w gotowanie. Tak ułożyło się moje zwariowane, dziennikarskie życie, że nie robię tego codziennie. Ale nawet gdy na śniadanie jest smętna grzanka z białym serem i odrobiną miodu, staram się ładnie nakryć do stołu. Mieć w wazonie świeże, cięte kwiaty przez cały rok. Inka też taka była. Jej życie musiało mieć smak i wdzięk. Oczywiście naśladuję w tym wszystkim bezwiednie moją mamę. Ulubione kolory, podobne przyprawy w kuchni, namiętność do sukienek mam także po niej.

Ale to Inka wyznacza ton w naszym życiu od lat. Jestem tego pewna. Inka miała również zamiłowanie do eleganckich toalet, a dziadek był melomanem. Uwielbiał Wagnera i babcia ofiarnie chodziła z nim do opery na wielogodzinne spektakle ulubionego kompozytora Hitlera. Zabierała zwykle ze sobą książkę i latarkę, a dziadek Julek taktownie tego latami nie dostrzegał. Tak przeczytała całą „Sagę rodu Forsythów”. Do rodzinnej legendy przeszła ich ceremonia zasiadania do uroczystej kolacji. W opowieściach mamy dziadek był szarmancki wobec dam, zawsze podsuwał Ince krzesło, a ona miała na sobie wtedy małą czarną i perły. Do tej pory, gdy wychodzę z przyjaciółmi do teatru, pytają mnie - „mała czarna i perły czy normalnie?”. Małą czarną oczywiście mam, kolczyk z pękniętą acz prawdziwą perłą z zapięciem w kształcie róży po babci także. Bywa więc, że widownia Teatru Wielkiego w Warszawie może mnie w tej kreacji podziwiać od wielkiego dzwonu. Mam także kilka sukien, nie sukienek. Ot tak, na wszelki wypadek. Gorzej bywa z tym przysuwaniem krzeseł i męską kindersztubą, ale czasy się zmieniły. Za to tęsknota do męskiej adoracji u kobiet w mojej rodzinie nie zniknie nigdy. Zmieniły się tylko narzędzia do flirtowania.

Mama często powtarza, że to wielka szkoda, że Inka mnie nie poznała, bo kochałaby mnie do szaleństwa. I rozpuszczała. Moja druga babcia, Wandzia, była nauczycielką. Zasadniczą, konkretną, świetnie wykształconą i bardzo wymagającą. Chyba by się z Inką w sprawie wychowywania wnuczki nie dogadały… Ale z drugiej strony obie były dość nowoczesne, więc może znalazłyby wspólne tematy. Wandzia by dbała o mój umysł, a Inka o komfort duszy, sukienki i smaki codziennego życia.

Dla babci Inki moja mama - Małgorzata była chodzącym ideałem. Potrafiła się nią nieustannie zachwycać, komplementować jej urodę, liczne talenty i zalety. Mama była jedyną małą dziewczynką w dużej rodzinie i w naturalny sposób wokół niej ogniskowała się uwaga wszystkich cioć i wujków. Ja byłam w rodzinie tą „najstarszą” z wnuczek. Z trojgiem rozbrykanych kuzynów u boku. Musiałam w ogromnej, praktycznej rodzinie Kuydowiczów, ze strony mego ojca, o wszystko walczyć sama. Zupełnie inna historia dzieciństwa niż mojej mamy nie zepsuła we mnie tęsknoty i miłości do życia w stylu retro.

Sentymentu do dawnych czasów, powłóczystych sukien, długich rękawiczek noszonych jak te w „Gildzie” przez Rithę Hayworth. Słabości do starej biżuterii i zwyczaju przebierania się do kolacji, który przetrwał do dziś chyba tylko na południu Europy. Kiedyś przed laty pracowałam jako opiekunka do dzieci w Arcachon - eleganckim kurorcie na południu Francji. Zachwycała mnie staranność, z jaką Francuzki szykowały się tam do kolacji.

Jadały ją późno, niespiesznie, zawsze w eleganckiej sukience i z obowiązkowym kieliszkiem wina w dłoni. Mogła być na nią jedynie sałata i ser z bagietką. Ale celebrowały każdą chwilę spędzoną razem przy stole. Zupełnie jak Inka w opowieściach mojej mamy. Marzenie…

Moje życie z Inką teraz to rozmowy z nią na cmentarzu na Powązkach. Opiekuję się jej grobem. Opowiadam jej w myślach różne historie. Wierzę, że Inka mnie słucha, a już na pewno mnie rozumie. Mam na biurku zdjęcie Inki. Dostałam je od mamy. Stoi obok mojego.

Oba są w stylu retro, choć robione oczywiście inną ręką. Nie wyobrażam sobie historii mojej rodziny bez tajemniczej, wszechobecnej postaci babci Inki. Ona po prostu jest, była i będzie naszym - mamy i moim wzorem kobiety. Pytanie jeszcze, czy można kochać kogoś, kogo się nigdy nie poznało? Nie wiem. Ja to potrafię.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki