Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nas kołują politycy

Wojtek Makowski, Fundacja Fenomen
archiwum
Czworo kandydatów na prezydenta Łodzi wypowiadało się na temat rowerzystów w mieście. Poniżej kilka opinii o ich opiniach i poglądach.

Ostatnio w audycji radiowej TOK FM "Skołowani" namiętnie przepytują kandydujących na prezydentów miast. Rzecz to o tyle cenna, że kiedy każdy ma z piętnaście minut na żywo, nie da się wyłącznie "pływać" ani zlecić napisanie czegoś ludziom ze sztabu i trzeba przemyśleć temat. Jak wypadła czwórka naszych przepytanych kandydatów?

Adam Fronczak (PSL) powiedział, że nie dojeżdża rowerem do centrum, bo bezpośredniej ścieżki z domu nie ma, a dojazd do miejsca, gdzie się ona zaczyna to "horror" Słusznie zwrócił też uwagę, że część infrastruktury jest adaptowana, nie spełnia standardów i chodzą po niej piesi. Przytoczył przykład Münster, gdzie "ukształtowanie terenu takie samo jak u nas" i widać "rowerzystę za rowerzystą, nikt się temu nie dziwi". Wykazał się zrozumieniem, dlaczego rowerzyści nie korzystają czasem z wyznaczonych dróg rowerowych - właśnie ze względu na złej jakości nawierzchnie, podczas gdy "rowerzysta zawsze będzie szukał powierzchni w miarę gładkiej". Jednak dopuszcza drogi z kostki. Wie nawet, ile kosztuje kilometr drogi - około 300 tysięcy (dodajmy, że jest to cena za nawierzchnię, natomiast sygnalizacja i projekty mogą ją wywindować do miliona). Kandydat zauważa fakt wyludniania się centrum i oddalanie się mieszkańców od nich - tymczasem "centrum powinno być przyjazne i miłe do mieszkania, ciche i spokojne". Proponuje kilka dobrych dróg do centrum i zauważa problem blokowania dróg rowerowych przez parkujące samochody. Widzi potrzebę prowadzenia przez miasto kampanii prorowerowych - "bez tego nie zmienimy świadomości".

Hanna Zdanowska (PO) nieźle chyba zaskoczyła prowadzącego audycję mówiąc, że najczęściej po Łodzi przemieszcza się rikszami (oczywiście po centrum, do którego dojeżdża samochodem). Ubolewa, że nie ma w Łodzi "oficera rowerowego" i że dotychczas budowane drogi nie stanowią spójnej koncepcji. Deklaruje, że będzie dążyła, żeby do każdego zakątka miasta można było dojechać rowerem - jak również do miast-satelitów Łodzi. Zauważa też, że ścieżki obecnie budowane nie spełniają standardów (pisała o tym zresztą na swoim blogu ). Jest za tym, żeby wprowadzić rower miejski - bo same stojaki nie wystarczą, "Nieraz przy tym stojaku boimy się zostawić swój ukochany rower". Rowery powinny być również dostępne na parkingach Park+Ride. Chce, żeby powstał rowerowy szlak pałaców fabrykanckich. Popiera uspokojenie ruchu w centrum, ale do tego potrzebne jest spełnienie wielu przesłanek, w tym bardziej punktualna komunikacja zbiorowa i tańsze migawki. Jej rowerowe hasło to "Zakręcę Łodzią".

Dariusz Joński przede wszystkim dosyć mnie wkurzył, mówiąc o rowerzystach "oni", chociaż deklaruje rekreacyjne jeżdżenie rowerem z żoną, więc zdecydowanie wolałbym, żeby mówił "my". Zaakcentował, że to rowerzyści powinni o sprawach rowerowych decydować. Powiedział, że przy Prezydencie powinien być doradca opiniujący inwestycje pod względem rowerowym, a także dostępności dla niepełnosprawnych. Odrzucenie uchwały o powołaniu "oficera rowerowego" (radni lewicy zagłosowali przeciw) skomentował że "to się zbiegło z wyborami i kampanią wyborczą".Sam wywołał temat inwestycji na ul. Rudzkiej, która według niego jest zgodna ze standardami (mimo postępu, jakim jest niedawna obietnica zrobienia tam nawierzchni asfaltowej a nie z kostki, miałbym inną opinię na ten temat). Powiedział tez, że "coraz lepiej jeździ mu się MPK, chociaż jeszcze nie bardzo dobrze". Zapowiedział, że będzie można przewozić rowery w MPK. Niestety ani dziennikarz ani sam Joński nie zapytał o przedziwny punkt programu Jońskiego powieszonego na jego stronie: "Otwarcie istniejących kilometrów tras rowerowych dla miłośników joggingu. Wystarczy niektóre ze ścieżek rowerowych zamknąć w formie pętli o długości 5 lub 10 kilometrów i oznakować, aby każdy biegacz wiedział ile kilometrów już przebiegł."Czekam na odważnego dziennikarza, który zapyta, gdzie Joński te pętle widzi - bo jak na razie tak długie drogi są tylko przy kilku hałaśliwych arteriach, nie mówiąc już o tym, że raczej woleliśmy bardziej zdecydowane oddzielenie ruchu pieszego (nawet biegaczy) od rowerowego.

Witold Waszczykowski (PiS) powiedział, że nie jest pewien, czy oficer rowerowy jest w Łodzi potrzebny (radni PiS poza Krzysztofem Piątkowskim głosowali przeciw). Proponował, żeby w centrum uspokojone ulice przyjęły wszystkich na równoprawnych zasadach, przy ograniczeniu prędkości, natomiast stwierdził, że nie można wpuszczać rowerów tam, gdzie są szyny, bo byłoby to niebezpieczne (biorąc pod uwagę, że chodzi tu o tak kluczowe ulice jak Narutowicza/Zielona, Pomorska i Kilińskiego, wydaje się to dość groźnym pomysłem). Również zwrócił uwagę, że Łódź nienaturalnie się rozrosła i nie ma się co spodziewać, że urzędnicy będą dojeżdżać kilkanaście kilometrów z Andrzejowa. Według Waszczykowskiego rowery miejskie są kosztowne i kosztują co najmniej 1000 złotych i nie każdego na to stać (czy kandydat słyszał o rowerach używanych?) Trudno oprzeć się wrażeniu, że kandydat nie miał tematu głęboko przemyślanego i wypowiadał się ponadprzeciętnie ogólnie, "zachowując ostrożność" i otrzymując, że nie da się zrobić rowerowej rewolucji w parę lat! Da się!

Co sądzicie o tych wypowiedziach? Pamiętajmy o rowerach na wyborach 21 listopada! Macie jeszcze dwa dni na wypytanie o rowerowych program kandydatów i kandydatki nie tylko na prezydenta, ale także na radnych Rady Miasta i osiedli!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki