Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak sobie radzą z drapieżnikami w łódzkim zoo?

Jacek Losik
Krzysztof Szymczak
We wrześniu tygrys sumatrzański zagryzł opiekuna we wrocławskim ogrodzie zoologicznym. Opiekuni drapieżników z łódzkiego zoo zdradzają jak zapanować nad agresją dzikich zwierząt.

Tragedia, która 16 września wydarzyła się we wrocławskim zoo, odbiła się głośnym echem zwłaszcza wśród pracowników polskich ogrodów zoologicznych. Przypomnijmy, doświadczony opiekun tygrysów sumatrzańskich został zagryziony przez jednego z tych wielkich kotów. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że mężczyzna wykonywał rutynowe sprzątanie wybiegu. Był pewien, że drapieżnik jest bezpiecznie zamknięty i spożywa poranny posiłek. Tak jednak nie było. Tygrys wyszedł na zewnątrz i rzucił się na swojego opiekuna, zadając mu ciężkie rany na karku i szyi. 58-latek zmarł.

Cztery dni po szokujących wydarzeniach we Wrocławiu, świat obiegła wiadomość o kolejnej tragedii. W ogrodzie zoologicznym w Hamilton (Nowa Zelandia) doszło do podobnej sytuacji, co w Polsce. Również tygrys sumatrzański zabił swoją opiekunkę, gdy sprzątała mu wybieg. Jak poinformowały władze tamtejszego zoo, to pierwszy taki wypadek w blisko 50-letniej historii ogrodu.

Okoliczności obu wypadków ustala policja i prokuratura. Wszak śmierć poniosły doświadczeni pracownicy, którzy wykonywali swoje czynności codziennie. Z wstępnych ustaleń wynika, że mechanizmy bezpieczeństwa były sprawne we Wrocławiu. Być może zatem wkradła się rutyna - zdaniem pracowników łódzkiego zoo, największy wróg opiekunów drapieżników.

Z naturą nie masz szans

Jedną z pracowników Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Łodzi, zajmujących się drapieżnikami jest Magdalena Hołysz. Pani Magdalena przyznaje, że wrocławska i nowozelandzka tragedia była omawiana w łódzkim ogrodzie, ale nie było żadnej paniki.

- Chodzi o to, abyśmy nie popadli w rutynę i pamiętali o wszystkich zabezpieczeniach. To w końcu nasze życie - mówi opiekunka drapieżników. - Nie możemy jednak bać się tych zwierząt, ale musimy czuć respekt. Musimy zdawać sobie sprawę, że nie mamy szans w starciu z takim zwierzakiem, zwłaszcza, że we Wrocławiu były to tygrysy sumatrzańskie, czyli najmniejsze ze współcześnie żyjących tygrysów. U nas są tygrysy syberyjskie - największe z podgatunków.

Podstawową zasadą jest to, aby wszystkie czynności (karmienie, sprzątanie pomieszczeń itp.) odbywały się bezkontaktowo. Zwierzęta są od pracowników oddzielone kilkoma zabezpieczeniami.

- Nie tylko jedną kratą, czy jednym szybrem. Jeśli wyganiamy je na wybieg zewnętrzny, bo np. chcemy posprzątać w wewnętrznych klatkach, to chronią nas metalowe drzwi i opuszczana krata. Jeśli jesteśmy w dalszych boksach, to zamykamy dodatkowe szybry - tłumaczy pani Magdalena.

Pracownicy przez cały czas muszą pamiętać o tym, że przebywają w pobliżu stworzeń, które w łańcuchu pokarmowym znajdują się wyżej, niż ludzie.

- Z tygrysami jest tak, że bardzo dobrze maskują swój nastrój. Potrafią np. udawać, że są przyjaźnie nastawione, przymilają się, ocierają o kraty, a gdy tylko obrócimy się plecami do nich, to potrafią skoczyć do ataku. Zatrzymują się oczywiście na kracie. Dzikie koty atakują głównie wtedy, gdy widzą, że dany osobnik jest odwrócony do nich plecami. Od jakiegoś czasu nie było na szczęście takiej sytuacji, ale ogólnie nie raz ją widziałam.

Do nieciekawej sytuacji doszło niedługo po narodzinach Gabrysia - młodego rysia, który jest obecnie jedną z największych atrakcji łódzkiego zoo. Przez kilka miesięcy Bertha, jego matka, nie dopuszczała do młodego nikogo i fukała na każdego, kto się zbliżył.
Zagrożenie dla trenerów stwarzają jednak nie tylko wielkie koty. Marta Koszmider, obecnie opiekunka żyraf, wspomina, że jej poprzedni podopieczny - ogromny samiec uchatki patagońskiej o imieniu Sofus - przyjechał do Łodzi z opinią bardzo agresywnego zwierzęcia, zarówno dla trenerów, jak i stada. Po przyjeździe zwierzę przez dwa tygodnie przechodziło kwarantannę w wewnętrznym wybiegu. Po tym, gdy wpuszczono go do basenu zewnętrznego, w basenie, w którym wcześniej przebywał pracownicy znaleźli m.in. połkniętą kłódkę oraz... gwizdek trenerski.

- Gdy przyjechał pracowałam w innym dziale. Ówczesna naczelnik poprosiła mnie, abym zrobiła rozeznanie behawioralne, czy da się go ułożyć za pomocą treningu medycznego. Spróbowałam, a później pracowałam z nim prawie dwa lata. Jeśli przejawiał jakiekolwiek formy agresji, to było to tylko spowodowane strachem - wspomina pani Marta. - Raz zachował się agresywnie w trakcie treningu, gdy nie chciał wykonać jakiegoś trudniejszego ćwiczenia. Wkurzył się, ryknął mi w twarz, ale potem uciekł. Nakłoniłam go później, żeby wrócił i zrobił prostsze ćwiczenie, Chodzi o to, aby pozytywnie zakończyć sesję treningową.

Agresję da się ujarzmić

Przykład Sofusa, jest idealnym przykładem na to, że można rozładować u zwierząt napięcie i zapanować nad ich agresją. Kluczem do tego jest tzw. enrichment, innymi słowy dbałość o to, aby stworzenia się nie nudziły. Sposobem na nudę są np. wspomniane treningi medyczne, które z jednej strony zapewniają zwierzętom rozrywkę, z drugiej dają pielęgniarzom szansę na dokładne zbadanie podopiecznych.

- Chcemy nakłonić zwierzę do wykonania konkretnej czynności. Rozpoczynam obecnie trening z lwami azjatyckimi. Na razie są to ogólne ćwiczenia, aby je do nas przyzwyczaić - tłumaczy Magdalena Hołysz. - Trening polega na tym, że zachęcamy zwierzę np. za pomocą mięsa umieszczonego na 40 cm pensecie, aby lwy wspięły się na siatkę i stanęły na tylnych łapach, odsłaniając brzuch. Innym razem chcemy, aby się wyciągnęły odsłaniając bok, albo przyłożyły łapę do kraty. Oczywiście, wszystko odbywa się w bezpiecznej odległości.

Treningi z lwami prowadzone są dwa razy dziennie. Bardzo szybko okazało się, że zdają egzamin, a koty bardzo chętnie biorą udział w sesjach.

- Po Maximusie (samiec lwa) widać, że jest zdecydowanie spokojniejszy, niż przed rozpoczęciem treningów. W przypadku drapieżników, to również świetna okazja do tego, żeby znaleźć jakąś głębszą więź z opiekunem. Rano widać, że czekają, aż rozpoczniemy ćwiczenia - mówi opiekunka wielkich kotów.

Przekonanie dzikich osobników do współpracy nie jest jednak łatwym zadaniem. Zwierzęta, zwłaszcza te, które trzymane są w stadach, mają samodzielnie wypracowaną hierarchię. Trener musi na czas treningu stać się jednak samcem alfa.

- Gdy przeprowadzam trening, w trakcie treningu mają się mnie słuchać i nie może być w stosunku do mnie i do innych osobników agresji. Ja jestem samcem alfa. Poza treningiem nie ingerujemy w to, co robi stado - mówi pani Marta. - Mogę stać się samcem alfa za pomocą wzmocnienia pozytywnego. Chodzi o włożenie do ich środowiska czegoś co lubią, czegoś co sprawia im przyjemność. W przypadku drapieżnika, najłatwiej dać pokarm. Zwierzę nie jest karane w żaden sposób. Jeśli nie ma ochoty na wysiłek, to po prostu nie dostaje nagrody-.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki