Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to jest być własnym dziadkiem

Michał Meksa
Gdy Andrzej Daszyński zakłada mundur legionowy, obok niego stoi wtedy sam marszałek Piłsudski...
Gdy Andrzej Daszyński zakłada mundur legionowy, obok niego stoi wtedy sam marszałek Piłsudski... Jakub Pokora
Zakładają mundury różnych armii, sprawdzają, jak wyglądało życie na froncie. Zakuwają się w zbroje, rezygnują z dobrodziejstw cywilizacji. Ale czasem rola staje się prawdziwym życiem.

Dla jednych wszystko zaczyna się od bagnetu, znalezionego na strychu. Dla innych inicjacją jest pamiątkowy sznurek od czapki lub drewniany miecz, używany do dziecięcych zabaw. Żeby poczuć smak "tamtych lat" zakładają mundury, zbroje, chwytają miecze, uczą się strzelać z karabinu. Z czasem znają się na realiach epoki lepiej niż historycy. Kim są członkowie grup rekonstrukcji historycznych? To, co robią, to jeszcze zwykłe hobby, czy już życiowa pasja?

Przygoda rodziny Daszyńskich zaczęła się od sznurka.

- Dom, w którym mieszkamy, ma historię drugowojenną- mówi Krzysztof Daszyński z wykształcenia lekarz.

Razem z żoną Jolantą i synem Andrzejem utworzyli Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Żelazny Orzeł.

- W naszym domku było kiedyś prywatne mieszkanie szefa policji na okupowaną Łódź. Nie zostało zniszczone w czasie II wojny, więc znaleźliśmy kilka pamiątek, m.in. sznurek od niemieckiej czapki oficerskiej.

Na początku nie wiedzieli, z czym mają do czynienia. Pan Krzysztof doszedł wraz z synem do wniosku, że jest to jakaś część umundurowania.

- Kiedy zorientowaliśmy się czego częścią jest ten sznurek, postanowiliśmy dorobić do niego czapkę - wspomina Andrzej Daszyński, absolwent etnologii.

Rekonstrukcją historyczną zajmuje się nie tylko jako miłośnik historii i wojskowości. Była ona też tematem jego pracy magisterskiej.

- Gdy mieliśmy już czapkę, zaciekawiło nas, od jakiego to było munduru. I tak już poszło dalej... przyznaje Andrzej.

Daszyńscy zaczęli szukać informacji o niemieckich mundurach. Kompletowali coraz większą ich kolekcję. Wkrótce pasją zaraziła się pani Jolanta, profesor historii na Uniwersytecie Łódzkim. Hobby stało się treścią rodzinnego życia.

- Rodzinne posiłki u nas zazwyczaj przeradzają się w dyskusje o tym, co ostatnio przeczytaliśmy, np. o jakimś szczególe umundurowania - opowiada Andrzej.

Początki ich pasji to czas, gdy zaczęło powstawać coraz więcej grup rekonstrukcji historycznej.

- W pierwszych rekonstrukcjach września 1939 r. brała udział tylko strona polska - mówi pani Jolanta. - Niemców wtedy w ogóle nie było.

Rodzina Daszyńskich założyła stowarzyszenie i zajęła się ni mniej, ni więcej tylko rekonstrukcją armii... niemieckiej z okresu kampanii wrześniowej 1939 roku.
Dziadek z 28. pułku
Rekonstruktorzy z Żelaznego Orła często spotykają się z inną łódzką grupą. Członkowie Stowarzyszenia "Strzelcy Kaniowscy" przyjęli tradycje przedwojennego 28. Pułku Strzelców Kaniowskich, który nosił nazwę "Dzieci Łodzi". Ale "odtwarzają" też pułki 31. i 30.

- 28. pułk był rdzennie łódzki - tłumaczy Bolek Rosiński, jeden z założycieli stowarzyszenia. - Każdy z nas podczas grzebania w rodzinnych archiwach na pewno znajdzie przodka, który służył w Kaniowskich, chyba że nie pochodzi z tych okolic. Zdecydowaliśmy się na tę jednostkę, bo była ona stricte regionalna.

Bolek Rosiński zajmuje się na co dzień grafiką komputerową, ale jego pasją zawsze była historia polskiego munduru.

- To była ciekawość czysto empiryczna - wspomina. - Zastanawiałem się, jak nosiło się elementy umundurowania i wyposażenia. Sam nigdy nie byłem w wojsku.

Piotr Gilewski, członek założyciel stowarzyszenia, na co dzień jest przedstawicielem handlowym. Jego dziadek służył przed wojną w 30. Pułku Strzelców Kaniowskich.

- Staramy się brać udział w odtwarzaniu prawdziwych wydarzeń - podkreśla. - Na corocznej rekonstrukcji w Strońsku wszystko robimy wykorzystując przedwojenne linie umocnień polskich. Niemcy wychodzą z tego kierunku, z którego rzeczywiście wtedy atakowali. Moim zdaniem to jest najbardziej wierne odtwarzanie historii.

W pruskim mundurze
Członkowie Żelaznego Orła też są związani z regionem. Ich grupa odtwarzała wojska niemieckie, które brały udział w bitwie nad Bzurą. Od jakiegoś czasu zajęli się odtwarzaniem wojsk pruskich, uczestniczących w operacji łódzkiej podczas I wojny światowej. Chcą spopularyzować ten temat wśród mieszkańców regionu. Jest jednak jeszcze jeden powód.

- Gdy zakładam mundur Wehrmachtu, ciągle muszę tłumaczyć się z tego, kim nie jestem - argumentuje Andrzej Daszyński. - Gdy mam na sobie mundur pruski, mogę wreszcie powiedzieć, kim jestem. A jestem rekonstruktorem, pasjonatem historii i człowiekiem, który chce przekazać informacje.

Daszyńscy podkreślają, że nie utożsamiają się z mundurami. Wcielają się tylko w role, z których bez problemu wychodzą po rekonstrukcji.

Jednak nie każdy "rekonstruktor" zdobyłby się na włożenie niemieckiego munduru.

- Ja bym tego nie zrobił - zapewnia Bolek Rosiński. - Głównym powodem są doświadczenia wojenne mojej rodziny. Ale nie oceniam zachowania innych miłośników rekonstrukcji w kategoriach politycznych. Znam wielu ludzi, którzy "rekonstruują Niemców". Są to tacy sami pasjonaci jak my, którzy też mozolnie gromadzą informacje. To tak jak w sporcie - jedni grają w koszykówkę, inni w siatkówkę czy piłkę nożną. Tyle że oni zbierają cięgi za "bycie Niemcami", często niezasłużone.
Od Tolkiena do turnieju
Cięgów nie zbierają na pewno członkowie Drużyny Zaciężnej Księżnej Anny z Łodzi. Zajmują się rekonstrukcją przełomu XIV i XV wieku.

- Zaczęło się od fascynacji literaturą fantasy i rycerzami - wspomina Jakub Łogusz, jeden z założycieli drużyny. - Na początku odtwarzaliśmy raczej sceny z Tolkiena, później zaczęliśmy czytać coraz więcej książek historycznych i interesować się średniowieczem.

Członkowie drużyny dbają o każdy aspekt życia w odtwarzanych czasach. Interesują ich ówczesne tańce, ubiór, nawet kuchnia. Informacje znajdują w pracach historycznych, internecie i u znajomych historyków i archeologów. Pozwala im to w miarę wiernie odtwarzać średniowieczne życie.

- Podczas rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem, obozujemy przez trzy dni - opowiada Jakub. - Żyjemy przez ten czas w XV wieku. Założenie jest takie, by nie używać żadnych współczesnych przedmiotów.

Bardzo ważną częścią działalności drużyny jest walka.

- Wielu naszych kolegów bierze udział w turniejach. I odnoszą tam bardzo duże sukcesy! - chwali się Jakub, którego ulubioną bronią jest długi miecz. - Mamy też w Łodzi ośrodek szkoleniowy - Łódzką Akademię Fechtunku, gdzie uczymy ludzi, jak walczyć.

Zaczęło się od dziewczyny
Ekspertem w walce na miecze i nie tylko jest Mariusz Drążek z grupy Mordschlag Łódź.

- Od dziecka lubiłem bawić się drewnianymi mieczami - opowiada Mariusz, student politechniki, wkrótce obroni pracę inżynierską. - Gdy byłem już znacznie starszy, moja ówczesna dziewczyna bardzo chciała spróbować tego rodzaju walki. Szybko okazało się jednak, że ja mam do tego lepsze predyspozycje i zacięcie.

Mariusz trenuje dawne europejskie sztuki walki.

- To rekonstrukcja sposobu walki, który obowiązywał w średniowieczu i w renesansie - wyjaśnia Mariusz. - Nasi przodkowie w wiekach średnich stworzyli skuteczną i efektywną sztukę walki. Sztukę będącą kompletnym systemem walki, składającym się z mocnych uderzeń, finezyjnych cięć, szybkich pchnięć oraz rzutów zapaśniczych. Dlatego nasze walki są dynamiczne.

Członkowie grupy Mordschlag wiedzę czerpią ze średniowiecznych i renesansowych traktatów. Do walki używają mieczy. W przeciwieństwie do kolegów z bractw rycerskich, nie zakładają zbroi.

- Nosimy rękawice i tzw. przeszywanicę lub kurtkę szermierczą - wylicza Mariusz. - Mamy też plastrony z grubej skóry lub wielu warstw tkanin. Ponieważ walki są dynamiczne, nosimy maski szermiercze i ochraniacze na łokcie i kolana.
Mundur to nie kostium
Rekonstrukcja historyczna, niezależnie od epoki, umożliwia przeżywanie emocji, ponoć niedostępnych gdzie indziej.

- Na jednej rekonstrukcji, eksplozję materiałów pirotechnicznych zaplanowano za blisko naszego okopu - uśmiecha się do wspomnień Krzysztof Daszyński. - Posypało się na nas mnóstwo ziemi, brzeg okopu się osunął. Łatwiej dzięki temu zrozumieć, jak czuli się prawdziwi żołnierze na prawdziwym froncie...

Mariusz Drążek opowiada, dlaczego on i jego koledzy muszą bardzo uważać na treningach.

- Gdy widzę naprzeciwko siebie uzbrojonego przeciwnika, który chce mnie zaatakować, czuję przypływ adrenaliny - przyznaje. - Łatwo wtedy dać ponieść się emocjom.

Osoby "z zewnątrz" czasem nie rozumieją stosunku rekonstruktorów do ich mundurów.

- Dlatego rzadko bierzemy udział w kręceniu filmów, mimo propozycji - mówi Piotr Gilewski. - Podczas zdjęć do filmu dokumentalnego o pułkowniku Dąbku ktoś powiedział, że mamy za czyste mundury. Zapytał czy moglibyśmy się wytarzać. Nie mieściło nam się to w głowie. Dla filmowców to, co mamy na sobie, to kostium. Dla nas jest to mundur!

***

To są ludzie z ogromnym pragnieniem przygody
Z Beatą Matys-Wasilewską, psychologiem, terapeutą i konsultantem psychologicznym, rozmawia Michał Meksa

Skąd bierze się w ludziach chęć założenia stroju z zupełnie innej epoki?

Osoby, które się przebierają, odczuwają ogromne pragnienie przygody. Chcą zmierzyć się z inną rzeczywistością. Mam znajomych, którzy należą do bractw rycerskich. Mieszkają w wioskach, uczestniczą w walkach, odrzucają zdobycze cywilizacji...

Jaka jest ich motywacja?

Zmiana epoki daje im poczucie mocy. Mogą zmierzyć się z rzeczywistością, w której nie obowiązuje moc pieniądza. Dlatego sami wykonują wiele przedmiotów, szyją ubrania. Jest to też dla tych ludzi forma konfrontacji z siłami natury.

Niektórzy członkowie grup rekonstrukcyjnych podkreślają związki ze swoimi przodkami. Czy to, że mój dziadek był w armii, którą teraz odtwarzam, ma znaczenie?

Rekonstrukcja historyczna to dla niektórych właśnie szukanie korzeni, próba zjednoczenia się z duszami swoich przodków. Dzięki temu zyskują poczucie stabilizacji i sensu życia.

Czy można nazwać to formą oderwania od rzeczywistości?

Nie jest to oderwanie od rzeczywistości, a raczej połączenie się z własną historią. Uzyskujemy dzięki temu równowagę. Takie poszukiwania, dowiadywanie się faktów o ludziach z dawnych epok, studiowanie tego jak żyli, może spowodować, że znajdziemy oparcie w historii. Zyskujemy też świadomość, że i my teraz, naszym życiem i działalnością, też tworzymy historię, z którą zetkną się przyszłe pokolenia.

Z moich rozmów wynika, że niektórzy po prostu szukają odmiany od szarej codzienności...

Tak, odrywają się w ten sposób np. od pracy, którą wykonują, a nie mają do niej przekonania. Takie oderwanie może być zupełne. Dochodzi do tego, że niektórzy ludzie zaczynają próbować utrzymać się z tego, co kochają najbardziej. Jeden z moich znajomych porzucił nielubianą przez siebie pracę i zajął się wyrabianiem kolczug dla członków bractw rycerskich...

W czasie rekonstrukcji często przeżywa się silne emocje. Czy to może być bodziec do zajęcia się tą formą aktywności?

Oczywiście. Samo ubranie się w inny strój powoduje doświadczanie emocji. Mężczyzna po założeniu garnituru od razu czuje się poważniej. Tak samo jest z ludźmi, którzy zakładają na siebie ubrania czy mundury z innych epok. W tych strojach mamy uczucie, że przenieśliśmy się w przeszłość. Pomaga nam to też analizować, co czuli ludzie, których role odgrywamy.
Rozmawiał Michał Meksa

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki