Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jażdżewski: Posłowie nie powinni więcej zarabiać, bo niczym nie zarządzają

Piotr Brzózka
Leszek Jażdżewski
Leszek Jażdżewski Krzysztof Szymczak
Wynagrodzenia dla posłów to w skali państwa sprawy groszowe. Dużo bardziej istotne jest to, że wydajemy dziesiątki milionów złotych na funkcjonowanie partii. Powinniśmy drastycznie obniżyć pieniądze na kampanie wyborcze. Ale tu jest zmowa wszystkich partii, nawet tych, które w swoim czasie opowiadały się za zniesieniem finansowania partii przez podatników - mówi politolog Leszek Jażdżewski, red. naczelnym "Liberte", w rozmowie z Piotrem Brzózką.

Janusz Palikot pisze traktat o naprawie polskiej polityki, odnajdując lekarstwo na jej bolączki. Cudownym panaceum ma być... podwyżka pensji dla posłów. Tak, żeby do polityki trafiali najlepsi. I co Pan na to?
Wiem oczywiście, skąd się to bierze. Z awantury o premie, które przyznali sobie marszałkowie i wicemarszałkowie. Generalnie cywilizacja polskiej polityki jest potrzebna, ale trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy. Uważam, że premier, ministrowie, szefowie spółek publicznych, ludzie, którzy czymś zarządzają, powinni zarabiać godziwe pieniądze. W spółkach Skarbu Państwa - wręcz takie same pieniądze, jak na rynku. Bo inaczej będą nimi zarządzać gorsi specjaliści. Natomiast zupełnie inaczej wygląda to w przypadku posłów. Poseł niczym nie zarządza. Po drugie, posłem nie powinno się zostawać po to, by dobrze zarabiać, tylko żeby tworzyć polskie prawo. Poza tym poselskie pensje nie są złe, nie odbiegają od średniej europejskiej, jeśli chodzi o proporcje do średniej płacy, to bodajże 2,8 przeciętnego wynagrodzenia. Na pewno nie pieniądze powinny zachęcać do kandydowania, tylko chęć naprawy Rzeczypospolitej albo - mówiąc zupełnie pragmatycznie - prestiż, chęć osiągnięcia sukcesu.

Jeżeli już dziś mówimy, że dla wielu posłów główną motywacją wejścia do polityki były pieniądze, to co by było po podniesieniu stawek? W skrajnym przypadku wyobrażam sobie pozbawioną jakichkolwiek zasad walkę setek dorobkiewiczów o złotodajne mandaty.
Dla ludzi, o których pan mówi, są rzeczy jeszcze ważniejsze niż pieniądze, są poselskie immunitety. Są przypadki osób, którym immunitet był bardzo przydatny - choćby Rutkowski, który się nim zasłaniał podczas różnych akcji. Oczywiście politycy idą też do Sejmu dla pieniędzy. Czy zwiększymy pensję o tysiąc złotych, czy ją zmniejszymy, to wielkiej różnicy nie robi, natomiast poseł ma inne możliwości dorabiania. Choćby afera hazardowa pokazała, że relacje z lobbystami nie zawsze są czyste. Rzadko zdarzają się przypadki czystej korupcji, niewątpliwie jednak mandat daje szerokie możliwości.

Są jeszcze pieniądze na utrzymanie biur.
Ale akurat nie byłbym za zmniejszaniem pieniędzy na ten cel, gdyby tylko okazało się, że są wydawane na poprawę kontaktu z obywatelami. Tak naprawdę powinniśmy się zastanowić, dlaczego jest tak niska jakość ludzi, idących do polityki. To nie wynika z pieniędzy, tylko z tego, że partie wystawiają kogo chcą na miejsca premiowane na listach. Nie ma realnej wewnętrznej demokracji. A co do pieniędzy, powiedzmy o najważniejszej rzeczy. Wynagrodzenia dla posłów to w skali państwa sprawy groszowe. Dużo bardziej istotne jest to, że wydajemy dziesiątki milionów złotych na funkcjonowanie partii. Płacąc np. za reklamówki wyborcze, plakaty, billboardy, na które później spoglądamy z obrzydzeniem. Pamiętamy kampanię "mordo ty moja". To wszystko jest opłacane z pieniędzy polskich podatników. I to powinniśmy likwidować - powinniśmy drastycznie obniżyć pieniądze na kampanie wyborcze. Ale tu jest zmowa wszystkich partii, nawet tych, które w swoim czasie opowiadały się za zniesieniem finansowania partii przez podatników - mówię o PO i Ruchu Palikota.

Donald Tusk uznaje za niestosowne premie dla marszałków. A jemu samemu teraz się wyciąga, że sam w Senacie dostał łącznie ponad 170 tysięcy takich premii...
Hipokryzja w polskiej polityce jest powszednia. Dopóki nie złapią nas za rękę, to robimy to, na co mamy ochotę. Generalnie w naszym życiu publicznym nie ma zwykłej przyzwoitości. Wprowadzamy regulacje, ustawy, specjalną policję, komisję ds. języka. A brakuje reguł nieformalnych, przekonania, że pewnych rzeczy po prostu nie wypada robić. To jest pochodna mentalności PRL-owskiej, gdy wszystkie chwyty były dozwolone, aby się tylko nachapać, jak można, to wynieść coś z zakładu pracy. To zakorzeniło się w naszej polityce. Skoro ludzie nie patrzą, to można te premie wziąć. Ale jeśli już chce się kogoś za to krytykować, stroić w szaty Katona, to trzeba mieć czyste sumienie. A ewidentnie Tusk i PO czystego sumienia nie mają.

Naprawiając polską politykę, Palikot wzywa też do zmniejszenia liczby posłów z 460 do 360. A czemu nie iść dalej, obciąć Sejmu do 100 osób...
Poseł powinien być przygotowany do stanowienia prawa i to, że dostają się tam osoby niemające pojęcia o niczym nie jest dobre. Poseł nie powinien też zajmować się tym, co jest powszechne we wszystkich parlamentach świata. Chodzi o tzw. wieprzowinę, czyli kosztowne niepotrzebne projekty, które posłowie wyszarpują dla swojego okręgu wyborczego. Należy to piętnować, nawet jeśli nasz region na tym korzysta, bo z kolei my jako łodzianie dokładać do niepotrzebnych inwestycji gdzie indziej. Joanna Skrzydlewska głosowała zawsze za Łodzią, ale na tym wyłącznie nie można budować swojej siły, bo odpowiedzialność posła to cała Rzeczpospolita, a nie jego okręg wyborczy.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki