Wygląda zatem na to, że Urzędem Miasta Łodzi włada w tej chwili znany już od dłuższego czasu bożek, którym są głębokie zasięgi internetowe i ekwiwalent reklamowy. Biuro Promocji i Nowych Mediów oraz Biuro Rzecznika Prasowego to już prawie trzydzieści osób, co mówi dużo o faktycznych priorytetach UMŁ. W reklamowaniu zwierzęcych penisów z okazji walentynek nie było istotne to, że śmieje się z Łodzi pół kraju, a to, że ekwiwalent reklamowy wystawy walentynkowej w łódzkim ZOO wyniósł 180 tys. zł., co znaczy, że tyle trzeba byłoby wydać, gdyby dziennikarze mediów lokalnych i ogólnokrajowych o wystawie penisów nie napisali w ramach swoich obowiązków. Reklama z [sc]Cezarym Pazurą[/sc], który poślizgnąwszy się przy wyjściu z dworca Łódź Kaliska w filmie „Ajlawju” rzuca siarczystym i bezradnym „Łódź, kurwa...”, a w klipie z nowym Dworcem Fabrycznym tę kurwę rzuca już z zachwytem, też niby odniosła sukces. Ale i wielu odstręczyła, bo uważają, że urząd to służba, powaga i prestiż, a ekwiwalent reklamowy nie powinien mieć z tym nic wspólnego. Ostatnio z magistratu dochodzą wieści, że spece od PR zachwyceni byli nawet informacją o zdemolowaniu trybun stadionu miejskiego ŁKS przed derbami z Widzewem, bo o Łodzi znów się mówiło w całej Polsce, bo ekwiwalent reklamowy. I nie jest to podobno tylko anegdota. Czyli coś w stylu „jebać stadion, ważne żeby mówili”. Może w ogóle „jebać Łódź”, bo refleksja, że od ekwiwalentów reklamowych w Łodzi biedy nie ubędzie, a efekt stylu promocji świadczy nie o urzędnikach, tylko o wizerunku miasta i jego mieszkańców, jest od mentalności miejskich speców już niestety zbyt odległa.