Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Kobra” i nie tylko, czyli 60 lat Łódzkiego Ośrodka Telewizji

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
TVP Łódź świętuje jubileusz 60-lecia. To okazja do przypomnienia historii Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego.

2lipca 1956 r. na ul. Piotrkowską w Łodzi przyszły tłumy. W kilku punktach ulicy ustawiono telewizory. O godz. 16 na ekranie pojawiła się Aniela Brzeska, dotychczas spikerka Polskiego Radia Łódź. Powitała widzów i zapowiedziała pierwszy program w historii łódzkiej telewizji. Był to film dokumentalny „Halo, tu Polskie Radio Łódź”, opowiadający o otwarciu w 1945 r. łódzkiej rozgłośni. Tak 60 lat temu zaczęła się w Łodzi era telewizji. To był drugi, po Warszawie, ośrodek telewizyjny w kraju.

„Mimo wielu mankamentów: obraz niszczyły promienie słońca, nie wszędzie pomyślano o wystawieniu na ulicę głośników, zawodził trochę dźwięk w nadajniku, no i same odbiorniki nie były dostatecznie wypróbowane - łodzianie godzinami tkwili przy ekranach” - relacjonował wydarzenie reporter „Głosu Robotniczego”.

Początki łódzkiej telewizji nie były łatwe. Siedzibę miała w wieżowcu na rogu ul. Narutowicza i Sienkiewicza. Nazywany jest do dziś wieżowcem telewizji. Jednak nie został zbudowany z myślą o niej.

- Miały w nim być biura, a w miejscu gdzie jest do dziś studio telewizyjne - stołówka pracownicza - wyjaśnia Helena Ochocka, która w telewizji pracowała jako redaktor blisko 38 lat, od 1966 r.

Początkowo telewizja musiała dzielić wieżowiec przy ul. Narutowicza z innymi instytucjami. Mieściła się tam m.in. Centrala Handlu Zagranicznego. Łódzka telewizja nadawała program początkowo trzy razy w tygodniu. „Ale zamierzenia są bardzo ambitne. Ludzie z telewizji myślą więc o transmisjach z pobliskich sal, a na wrzesień planują bezpośrednią transmisję z meczu na stadionie Włókniarza” - pisał „Dziennik Łódzki”.

Ludzie związani z łódzką telewizją podkreślają, że jej mocną stroną była rozrywka i teatry telewizji.

Do 1974 r. wszystko emitowano na żywo. Pierwszy spektakl telewizyjny Łódź zaprezentowała Polsce w grudniu 1956 r., kilka miesięcy po wyemitowaniu pierwszego eksperymentalnego programu. Przedstawienie trwało pół godziny i oparto je na „Sędziach” Wyspiańskiego. Reżyserował je Gustaw Werner. Na ekranie pojawili się m.in. Krystyna Feldman, Włodzimierz Kwaskowski, Ireneusz Kanicki, Gustaw Koliński.

W 1958 r. otwarto nowe, nowoczesne studio. Miało 200 mkw. powierzchni i było największym studiem telewizyjnym w Polsce, o najwyższym europejskim standardzie. Z jego otwarciem rozpoczął się złoty okres teatralny w Łódzkim Ośrodku Telewizyjnym.

Wojciech Król, znany łódzki operator filmowy i telewizyjny, stał za kamerą podczas realizacji blisko 300 spektakli Teatru Telewizji. Większość z nich zrealizowano w Łodzi.

- Raz w miesiącu cała Polska oglądała zrealizowany w Łodzi spektakl Teatru Popularnego, „Kobrę”, Teatr Młodego Widza, Teatr Poezji, gdzie aktor mógł pokazać siebie, swoje zdolności i zaprezentować piękną literaturę - wspomina Wojciech Król.

Aktorzy chcieli występować w realizowanych tu przedstawieniach. Wiedzieli, że każdy będzie pięknie pokazany. W łódzkich spektaklach grali m.in.: Aleksandra Śląska, Tadeusz Łomnicki, Gustaw Holoubek i Andrzej Łapicki. - Widzowie oglądali spektakle w domu, a potem biegli pod ŁOT i czekali na aktorów - mówi Wojciech Król. - Wręczali im kwiaty, dziękowali na grę.

Pierwszym spektaklem, który zrealizowano w nowym studiu łódzkiego ośrodka była „Kolonia karna” według Kafki w reżyserii Kazimierza Oracza. Za kamerą stał Wojciech Król, a główną rolę grał Bogusław Sochnacki. Przełomem w realizacji przedstawień telewizyjnych była „Wierna rzeka” w reżyserii Jerzego Antczaka. To pierwszy spektakl w którym znalazły się ujęcia kręcone w plenerze. A był to 1959 r.

- Te tzw. dokrętki pokazywano w czasie przerwy w spektaklu - wyjaśnia Wojciech Król. - Był czas na to, by aktorzy przebrali się, można było zmienić dekorację.

Podczas realizacji ujęcia w plenerze doszło do dramatycznych wydarzeń. Leon Niemczyk, który grał Odrowąża, przechodził przez zamarzniętą rzekę. Nagle załamał się pod nim lód. Aktor wpadł do wody. - Leon o mało nam się nie utopił - wspomina Wojciech Król. - Trzeba było przeprowadzić akcję ratunkową.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

Niebywałym wydarzeniem było też pokazanie w Teatrze Popularnym „Warszawianki” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Scenografię do przedstawienia przygotował znany artysta plastyk Andrzej Stopka.

- Przez wiele lat te spektakle były realizowane na żywo i nie rejestrowano ich - mówi Wojciech Król. - Tak było też „Warszawianką” Dejmka . Spektakl wzbudził wielkie zainteresowanie w Warszawie. Zaczęto nalegać, by zagrać je jeszcze raz. Ale Dejmek się nie zgodził. Stwierdził, że każdy wiedział kiedy spektakl będzie emitowany i można było go wtedy oglądać.

Wojciech Król nie zapomni „Spadku na kredyt” w reżyserii Mieczysława Małysza. Grali w nim Bohdana Majda i Tadeusz Sabara.

- W ostatniej scenie Sabara miał otworzyć szampana i wlać do kieliszków - wspomina pan Wojciech. - Ale z nerwów złą stronę przekręcił drucik i nie mógł otworzyć butelki. Wtedy skierowałem kamerę na dwa stojące kieliszki. Drugą ręką zacząłem wyrywać mu tę butelkę. W końcu się udało. Uderzyłem nią o statyw. To co zostało wylałem do kieliszków, a resztkę butelki rzuciłem brygadziście sceny. Bohdana Majda szybko złapała kieliszek, ale zszokowany Tadeusz Sabara stał. W końcu wziął kieliszek, ale nie był w stanie wypowiedzieć słowa. W końcu Majda powiedziała swoją kwestię i jego. Na szczęście była to ostatnia scena spektaklu...

Innym razem przy kręceniu „Kobry” do pokoju wchodziła Alicja Zommer, a zaraz potem kamera miała pokazać Leona Niemczyka.

- Przejechałem z kamerą w jego stronę, a tam nie ma nikogo - opowiada Wojciech Król. - Okazało się, że Leon znurkował pod biurko, by jeszcze przypomnieć sobie kwestię, którą ma mówić. Na szczęście zaraz wyłonił się spod biurka i wszedł w kamerę od dołu.

W spektaklu „Złota karoca” jedną z głównych ról grał łódzki aktor Jerzy Walczak. Miał scenę z Jadwigą Barańską. Ale krawiec nie zdążył przygotować mu spodni... - Trzeba było go kręcić od pasa w górę - mówi pan Wojciech. - Na dodatek, krawiec, tak jak każdy teatralny rzemieślnik, musiał dokończyć pracę. Biegał na czworakach za aktorem i próbował nałożyć mu spodnie.

Łódzki Ośrodek Telewizyjny to też rozrywka. Wiele lat przy takich programach pracowała Helena Ochocka, Współpracowała m.in z Januszem Rzeszewskim m.in. przy programie „3000 sekund z...”. Prowadził go Lucjan Kydryński, który na nagrania przyjeżdżał z Warszawy. W programie występowały największe polskie gwiazdy estrady - Mieczysław Fogg, Bohdan Łazuka.

Do historii przeszedł też program „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”. W Łodzi realizowano też „Proszę dzwonić”. Znane gwiazdy - Jerzy Połomski, Wioletta Villas i inni - zapraszały do programu młodych, debiutujących wykonawców. W tym programie debiutowali m.in. Irena Jarocka i Waldemar Kocoń.

Potem Ryszard Czubaczyński, emerytowany dyrektor Muzeum Miasta Łodzi, wymyślił program „Dobry wieczór - tu Łódź”. Emitowany był z łódzkiego Teatru Wielkiego od 1973 r. do początków lat 80. XX w. Prowadzili go m.in. Edyta Wojtczak i Jan Suzin.

Helena Ochocka nie zapomni, gdy w drugiej połowie lat 60. w programie „Proszę dzwonić” wystąpiła słynąca z ekstrawagancji Violetta Villas. W realizowanym na żywo programie wystąpiła w wydekoltowanej sukience.

- W trakcie programu odebraliśmy telefon z od jednego z partyjnych dygnitarzy - wspomina Helena Ochocka. - Zażądał, by nie pokazywać tak nieprzyzwoicie ubranej piosenkarki. Po przerwie Violetta Villas pojawiła się w innej sukience. W bardzo odważnym mini...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki