Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt parafialny w Kochanowie z dachem i słoikami na datki w tle [REPORTAŻ]

Roman Bednarek
Roman Bednarek
Tomasz Grzybek jest lokalnym przedsiębiorcą, prezesem OSP w Kochanowie i ministrantem w parafialnym kościele. Razem z ojcem od lat byli zaangażowani w pracę parafii, nawet proboszcz miał go za swojego przyjaciela. Ostatnio jednak stosunki z księdzem mocno się ochłodziły. O co poszło? O pieniądze.

Niecodzienny przebieg miała ostatnia niedzielna msza w kościele św. Józefa w Kochanowie w powiecie skierniewickim. Gdy 6 marca proboszcz ks. Grzegorz Kucharewicz przystąpił do odczytywania ogłoszeń parafialnych, do kościelnej mównicy podszedł 41-letni Tomasz Grzybek, przedsiębiorca z Kochanowa i prezes miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. - Proboszcz ogłosił, że tylko ja spośród lokalnych przedsiębiorców nie zapłaciłem daniny na remont dachu kościoła w wysokości 2 tys. złotych - relacjonuje parafianin. - Chciałem wyjaśnić wszystkim, jak naprawdę było, ale ksiądz nie chciał mnie dopuścić do głosu, więc zepchnąłem go z ambony i wziąłem mikrofon, który zresztą ksiądz wyrwał mi zaraz z ręki. Chyba ze trzy osoby obecne na mszy zaczęły krzyczeć, co ja robię, jak ja się zachowuję w kościele, więc powiedziałem, że skoro nie chcą poznać prawdy to trudno, przeprosiłem i wyszedłem. Sam, bo nikt mnie z niego nie wyrzucał.

CZYTAJ TEŻ: W Kochanowie pod Rawą Mazowiecką pobito księdza na mszy

Nazwisko Tomasza Grzybka zostało odczytane również podczas wcześniejszej mszy, która rozpoczęła się o godz. 8. Był na niej pan Stanisław, ojciec Tomasza. - Jak usłyszałem, co proboszcz mówi, to mnie zmroziło, bo padło wiele nieprzyjemnych słów pod adresem mojego syna, ale bez słowa wyszedłem z kościoła - opowiada pan Stanisław. - Już na zewnątrz podeszło do mnie kilka oburzonych osób. Każda mówiła, że trzeba wreszcie coś z tym zrobić, ale powiedziałem im, żeby dały spokój i poszedłem do domu.

Zdaniem niektórych parafian ojciec Tomasza mija się nieco z prawdą.

- Pan Stanisław odgrażał się księdzu, wiele osób to słyszało - mówi jedna z kobiet obecnych wówczas w kościele.

Incydent był zgłoszony na policję. Osoba zgłaszająca twierdziła, że ksiądz został pobity przez krewkiego parafianina i tylko interwencja wiernych uchroniła duchownego przed obrażeniami.

- Było takie zgłoszenie i podjęliśmy działania wyjaśniające - informuje Justyna Florczak-Mikina, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Skierniewicach. - Po przesłuchaniu poszkodowanego ustaliliśmy, że nikt nikogo nie pobił, ale sprawdzamy zdarzenie pod kątem, czy nie doszło do naruszenia nietykalności cielesnej.

Ksiądz Grzegorz też dementuje pogłoskę o pobiciu podczas awantury w kościele.

- Pan Tomasz tylko mnie odepchnął - zapewnia duchowny. - Nawet podczas przesłuchania prosiłem, aby nie wszczynano wobec niego żadnego postępowania w trybie karnym, bo zawsze uważałem panów Grzybków za przyjaciół Kościoła, parafii i moich. Przecież od lat angażowali się we wszelkie prace na rzecz wspólnoty parafialnej, a pan Tomasz jest nawet ministrantem i czasem służy do mszy.

CZYTAJ TEŻ: W Kochanowie pobito księdza na mszy. Duchowny nie wie, za co miałby przeprosić

Konflikt z remontem dachu w tle

Co poróżniło wiernego i księdza? Konflikt narastał wokół sprawy remontu przeciekającego dachu kościoła.

- Ksiądz postanowił, że inwestycję sfinansują przedsiębiorcy działający na terenie parafii - wyjaśnia Tomasz Grzybek. - Zwołał przedsiębiorców na zebranie i powiedział, że każdy ma dać po 2 tysiące zł. Wówczas zabrałem głos i powiedziałem, że na temat remontu powinni wypowiedzieć się wszyscy parafianie i dopiero wtedy ogłosić ewentualnie powszechną zbiórkę, a my, przedsiębiorcy, dołożymy brakujące pieniądze.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dalsze wypadki potoczyły się zgodnie z propozycją pana Tomasza. Z jego obliczeń wynika, że parafianie dali na remont 8 tys. zł, dwóch przedsiębiorców wyłożyło po 2 tys. zł, a jeden dał 3 tys. zł. Wyszło więc, że w sumie zebrało się 15 tys. zł.

- Proboszcz ogłosił, że wszystkie te pieniądze zapłacił firmie, która wykonała remont - mówi Tomasz Grzybek. - Proponowałem mu firmę, która koszty robocizny i materiałów wyceniła na 3,5 tys. zł, ale ksiądz nie skorzystał z tej oferty. Powiedział, że ma już profesjonalną firmę, którą sam znalazł i jej zleci robotę.

Ksiądz Grzegorz przyznaje, że miał ofertę wykonania remontu za 3,5 tys. zł, ale nie oszczędności były tu najważniejsze.

- Mnie nie chodziło o to, aby zrobić to tanio, ale żeby było zrobione dobrze i nie trzeba było poprawiać - tłumaczy proboszcz. - To były skomplikowane prace, wymagające wiele obróbek blacharskich, wolałem więc zapłacić więcej. Ta firma zresztą dała gwarancję na swoje wykonawstwo, więc wszelkie poprawki zobowiązana jest wykonać na swój koszt.

Prace rozpoczęły się jesienią ubiegłego roku i zakończyły przed świętami Bożego Narodzenia. - Przebiegały w dwóch etapach - mówi ksiądz Grzegorz Kucharewicz. - Za pierwszy etap zapłaciłem 5.700 zł, a zadrugi - 6.800 zł.

Niezadowolenie parafian wzbudziła jednak jakość robót. Okazało się bowiem, że dach nadal przecieka. - Byłem w kościele i zauważyłem, że są świeże zacieki - opowiada ojciec Tomasza Grzybka. - Zwróciłem uwagę księdzu i chciałem mu coś doradzić, to wyprosił mnie z kościoła.

Proboszcz przyznaje, że remont nie jest zadowalający. Uspokaja jednak, że wykonawca prac dał gwarancję i poprawki powinny być wykonane na jego koszt.

Każdy wie swoje, ale list ze skargą do biskupa poszedł

W piątek 4 marca Tomasz Grzybek odebrał telefon. W słuchawce usłyszał głos księdza.

- Ksiądz powiedział, że tylko ja nie dałem pieniędzy na remont dachu i zażądał, że natychmiast mam mu przynieść 2 tys. zł, bo inaczej wypomni mnie na niedzielnej mszy - relacjonuje przedsiębiorca. - No i wypomniał...

Proboszcz przyznaje, że rzeczywiście dzwonił do przedsiębiorcy, ale rozmowa miała inny przebieg.

- Przyszło do mnie dwóch przedsiębiorców, którzy wyłożyli pieniądze i poprosili mnie, abym zadzwonił do pana Tomasza i powiedział mu, żeby zorganizował 2 tys. zł od niego i dwóch innych osób prowadzących firmy - relacjonuje ks. Grzegorz Kucharewicz. - Pan Tomasz powiedział, że nie przyniesie pieniędzy, na co ja odpowiedziałem, że będę musiał to ogłosić podczas mszy. Usłyszałem, że mogę sobie ogłaszać.

Ksiądz dodaje, że wiele razy ogłaszał, że ktoś nie dał składki i dodaje: - Taka jest tutaj tradycja, którą zresztą wprowadzili moi poprzednicy i parafianie nic przeciwko temu nie mają. Wręcz domagają się, żeby to publicznie ogłaszać - mówi proboszcz. - Podobnie jak w przypadku, gdy na kogoś przypadnie kolejka sprzątania kościoła i nie wywiąże się z tego obowiązku.

Wrzuć kasę do słoika

Zastrzeżenie do działalności księdza ma nie tylko rodzina Grzybków. Pojawiają się głosy, że parafianie są nieustanie nękani zbiórkami pieniężnymi.- Poza tym, że dajemy na tacę, co jakiś czas organizowany jest słoik, do którego trzeba wrzucać kasę - żali się pani Jadwiga. - Nie mówiąc już o tym, że raz w miesiącu jest taca gospodarcza i wtedy ksiądz żąda większych kwot pieniędzy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Słoik, do którego parafianie wrzucają pieniądze, zawiera też kartkę, gdzie każdy wpisuje swoje imię, nazwisko i kwotę, którą włożył. Jak ktoś nie ma swojego udziału w słoiku, wyczytywany jest podczas mszy.

- Słoik organizowany jest przy szczególnych okazjach, jak na przykład rekolekcje, odpusty, święta - wylicza proboszcz Kucharewicz. - Rzeczywiście parafianie wpisują się na kartkę w słoiku, ale już nie wywieszamy na kościele listy tych, co nic nie dali. Ostatni raz chyba tak było dwa lata temu. Tacę gospodarczą też organizujemy, bo przecież wszystko wymaga napraw, a to jest mała parafia, więc i dochody są niewielkie.

Wierni rozumieją potrzebę remontów, ale przyznają, że kwoty, jakich ksiądz żąda za usługi kościelne, są zbyt wygórowane.

- Niedawno dowiedziałem się, że za bierzmowanie trzeba zapłacić 300 zł od dziecka - denerwuje się pan Zdzisław z Kochanowa. - Nie dam tyle, zawiozę dziecko na bierzmowanie do Łowicza.

Ksiądz Grzegorz tłumaczy, że to nieporozumienie.- Za dziecko, które idzie do Pierwszej Komunii Świętej płaci się 300 zł - tłumaczy proboszcz. - Za bierzmowanie płaciło się po 100 zł, ale ostatnio podwoiłem tę stawkę. To nie znaczy, że tyle trzeba zapłacić. Gdy zgłosiła się do mnie matka z trzema dziewczynkami do bierzmowania i zapytała, czy może za każdą zapłacić po 100 zł, zgodziłem się, bo nie każdego stać, żeby wyłożyć 600 zł.

Od dawna po parafii chodzą słuchy, że proboszcz ma odejść, a Kochanów ma zostać przyłączony do Białynina.

- Słyszę to już od trzech lat - podkreśla proboszcz Kucharewicz. - Zawsze w połowie maja jest spotkanie dziekanów, na którym omawia się takie sprawy. Pewną wiadomość o ewentualnym przeniesieniu mogę mieć najwcześniej pod koniec maja, a oficjalna decyzja może zapaść dopiero w czerwcu.

Tomasz Grzybek nie czekając na czerwiec napisał list do biskupa diecezji łowickiej i dekanatu w Rawie Mazowieckiej, w którym wyjaśnił przyczyny i tło incydentu podczas mszy. Zanim go jednak wysłał, zebrał pod nim podpisy parafian.

- Mój list podpisało ok. 100 osób - mówi Grzybek. - Wysłałem go do biskupa za potwierdzeniem odbioru.

List kończy się słowami: „(...)Prosiłbym serdecznie o wezwanie nas obu i możliwość wypowiedzenia się w tej sprawie. Domagam się przeprosin od księdza Kucharewicza i rozliczenia przed biednymi parafianami z roztrwonionych pieniędzy”.

- Jeśli ksiądz biskup zażąda ode mnie wyjaśnień, to je złożę - zapewnia proboszcz. - Nie wiem jednak, za co miałbym przepraszać pana Tomasza. Przecież ja nie poszedłem do jego domu i nie szarpałem się z nim, tylko on przyszedł do kościoła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki