Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Jażdżewski: referendum stało się batem w ręku opozycji politycznej [WYWIAD]

rozm. Piotr Brzózka
Leszek Jażdżewski jest redaktorem naczelnym "Liberte"
Leszek Jażdżewski jest redaktorem naczelnym "Liberte" fot. Krzysztof Szymczak/archiwum Dziennika Łódzkiego
Z Leszkiem Jażdżewskim, politologiem, redaktorem naczelnym "Liberte" rozmawia Piotr Brzózka.

Prezydent Komorowski chce, by trudniej było odwoływać władze lokalne. Obecnie, by referendum było ważne, wymagane jest przekroczenie progu 3/5 procent frekwencji z ostatnich wyborów. Przygotowany przez prezydenta projekt ustawy zakłada podniesienie progu do 100 proc. Słuszna ta troska?

Kładąc wszystkie argumenty na szali, jestem zwolennikiem podniesienia progu. Teoretycznie 3/5 to dużo, tylko że twórcy obowiązującej ustawy nie przewidzieli najwyraźniej niskiej frekwencji w wyborach samorządowych. Skutkiem tego prawdopodobieństwo zebrania odpowiedniej liczby głosów w referendum jest całkiem wysokie. W ten sposób referendum, zamiast być głosem mieszkańców w sprawach nadzwyczajnych - jak w Piotrkowie i Olsztynie - stało się batem w ręku opozycji politycznej. Nie o to chodziło. Po to mamy kadencje władz, by po upływie czterech lat mogły być one oceniane w wyborach. Nie ma powodu, by co chwila urządzać plebiscyt, czy władze są dobre, czy nie. Tymczasem referendum zaczyna służyć codziennej walce politycznej. Oczywiście to ma dobre strony, widzimy jak nagle Hanna Gronkiewicz-Waltz się uaktywniła i zaczęła słuchać mieszkańców. To samo było w Łodzi z Hanną Zdanowską. Ale to, że jakaś grupa, najczęściej partia, może odwoływać władze przed upływem kadencji, rozmija się z celem ustawy o samorządzie. Dzięki niskiej frekwencji w wyborach stosunkowo niewielka grupa interesu zagrożona przez władze może w odwecie zorganizować referendum. A mobilizacja zwolenników prezydenta jest praktycznie niemożliwa.

Nie po to się chodzi na referenda, żeby głosować na "tak".

Jedynym przykładem wśród ważnych referendów, gdy prezydent zdołał się obronić, był przypadek Jacka Karnowskiego w Sopocie. On wygrał, w pozostałych przypadkach prezydenci mogli liczyć wyłącznie na niską frekwencję. Generalnie uważam, że referenda są nazbyt mitologizowane jako instrument będący najbardziej skuteczną metodą zabrania głosu przez mieszkańców. Referenda dotyczące odwołania prezydenta nie proponują alternatywy dla jego rządów. To tylko konkurs: czy podoba ci się obecny prezydent. Zaś jeśli chodzi o pozostałe referenda - bywają kwestie, które są zbyt skomplikowane i na referendum się nie nadają.

Ale prezydent Komorowski chce dla równowagi, by w tych właśnie pozostałych referendach nie obowiązywał żaden próg dotyczący frekwencji. Już na oko nie wydaje się to bezpieczne.

Obywatele nie są w stanie w jednym głosowaniu wziąć pod uwagę wszystkich sprzecznych interesów. Zróbmy np. referendum z pytaniem: czy budujemy wielki stadion w Łodzi? Albo czy chcemy mieć centrum festiwalowo-kongresowe, które będzie kosztować 500 mln zł. Obywatele mówią, że chcą. Tylko nie odpowiadają w takim głosowaniu na pytanie: skoro dajemy na stadion i centrum, to komu zabierzemy pieniądze? Nie mówią, czy jednocześnie są za obniżeniem wydatków na wodociągi, przedszkola i budownictwo socjalne. To są decyzje, których się nie da podjąć podczas referendum, a które każdorazowo musi podejmować prezydent czy rada miejska decydując się czy wydać pieniądze na jakąś inwestycję.

Projekt ustawy przynosi odpowiedź na te wątpliwości. Rozwiązanie jest takie: niech temu referendum towarzyszy drugie w sprawie samoopodatkowania się obywateli.

Ale to rodzi obawę, że co chwila jacyś ludzie, w jakimś referendum będą nam podnosić podatki, bo akurat mają do zrealizowania swój cel. To niebezpieczne. Skomplikowane decyzje, które mają nieść duży koszt dla miasta, nie powinny zapadać w wyniku referendum. Wyobraźmy sobie referendum w sprawie budowy dwóch stadionów. Posiadające zdolność mobilizacji grupy kibiców mogłyby przeforsować korzystne dla siebie, a kosztowne dla wszystkich rozwiązania przy bardzo niskiej frekwencji. Wystarczyłoby, żeby na głosowanie poszło 3 tysiące osób. Reszta nie będzie miała motywacji, żeby wychodzić z domu, bo ich to nie obchodzi.

Zaproponowana przez prezydenta nowelizacja ustawy o samorządzie to nie tylko referenda...

Dla mnie ważna jest możliwość łączenia jednostek samorządowych w celu realizacji różnych zadań. Gminy mogłyby się łączyć po to, żeby realizować cele, do których zmusza je ustawa, a na które dziś brakuje im pieniędzy. Dobrze, gdyby dzięki temu w przyszłości można było zlikwidować powiaty, jako całkowicie zbędne. Uważam, że to jest krok w tym kierunku, tylko nikt o tym nie mówi, bo to jest kontrowersyjne. To jest generalnie ciekawa, przemyślana ustawa. Nie wiem tylko po co ten populistyczny chwyt ze zniesieniem progu frekwencji w referendach.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki