Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lewangolski, czyli chłopak, który musiał udowodnić, że się nadaje

Paweł Hochstim
Żona budzi Jose Mourinho, mówiąc: wstawaj, już piąta. - Co? Lewandowski znowu strzelił? - to dziś najpopularniejszy dowcip w Polsce. Robert Lewandowski, który w półfinale Ligi Mistrzów strzelił wielkiemu Realowi cztery gole, w ciągu dziewięćdziesięciu minut przeszedł do historii i wskoczył na jedną półkę z największymi gwiazdami światowego futbolu.

Cztery gole w półfinale Ligi Mistrzów, w dodatku z Realem Madryt - to wydarzenie bez precedensu. Ba, jeszcze nigdy w historii Ligi Mistrzów żaden piłkarz w starciach z Realem nie ustrzelił hat tricka. Mówimy tu o czymś, czego jeszcze w piłce nożnej nikt nie widział. Mówimy o piłkarzu, który w 43 meczach Borussii w tym sezonie strzelił 33 gole, a przy dziesięciu asystował.

Gdyby wśród Polek przeprowadzić sondę na najlepszego kandydata na zięcia, to Lewandowski wygrałby bez problemu. Młody, przystojny, inteligentny i bogaty. A do tego, również dzięki narzeczonej Annie Stachurskiej, która uprawia karate, więc sport zna doskonale, chłodno patrzący na świat. - Gdzie zagram w przyszłym roku? Nie wiem, nie interesuje mnie to w tej chwili, bo walczę o finał Ligi Mistrzów - mówił Polak zaraz po swoim popisie.

Lewandowski od dziecka miał jeden poważny problem - ciągle na jego drodze pojawiali się ludzie, którzy mówili: nic z niego nie będzie, nie nadaje się. Dziś światowa prasa wiąże go z transferem do Realu czy Bayernu, a siedem lat temu kartę zawodniczą z Legii Warszawa wydała mu sekretarka, bo żaden z trenerów nie pofatygował się, by go poinformować, że "nie nadaje się".

Te same słowa kilka lat później miał powiedzieć Franciszek Smuda, gdy prowadził Lecha Poznań. Na szczęście dla poznańskiego klubu o transferach nie decydował sam trener, bo inaczej nie byłoby tego transferu. A i kariera Lewandowskiego potoczyłaby się inaczej.

Czasem w życiu wielkich piłkarzy tak bywa, że trafiają na dyletantów, którzy nie potrafią ocenić, czy ktoś ma talent, czy nie. Lewandowski spotkał ich wielu. Dziś mówi się o transferze za dziesiątki milionów euro, a kiedyś Znicz Pruszków zapłacił za niego 5 tys. zł. I to Legii, której marka pozwala na ściągnięcie niemal każdego utalentowanego piłkarza w Polsce.

Nawet w Łodzi łatwo znaleźć przypadki przegapienia wielkiego talentu. Dość powiedzieć, że Jakub Błaszczykowski mógł trafić do ŁKS, ale klub poskąpił 70 tys. zł. Lewandowski zresztą też mógł trafić do Łodzi, gdy trener Marek Chojnacki chciał ściągnąć go razem z Bartoszem Wiśniewskim ze Znicza. Do transferu nie doszło, a Chojnackiemu bardziej zależało na Wiśniewskim, dziś piłkarzu Dolcanu Ząbki.

Zanim Robert trafił do Lecha, mógł wrócić do Legii. I pewnie by wrócił, ale ówczesny dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak wolał niejakiego Arruabarrenę, wyjątkowo nieutalentowanego hiszpańskiego piłkarza.

Zresztą tak naprawdę nawet w Borussii nikt nie zdawał sobie sprawy, jaki talent udało im się kupić z Polski. Fakt, że kwota transferowa w wysokości 4,5 mln euro w Niemczech na nikim nie robi wrażenia, więc Lewandowski znów musiał udowodnić. Tym razem swoją wyższość nad Lukasem Barriosem, dziś grającym w Chinach. Trener Jürgen Klopp nie chciał zmieniać taktyki zespołu, by obaj mogli grać. Lewandowski siedział więc na ławce.

- Początki były bardzo trudne, nie znałem języka i nie grałem tyle, ile chciałem - opowiada Lewandowski.

Jedno jest pewne - w środowy wieczór życie Lewandowskiego się zmieniło. Choć transfer Mario Götze do Bayernu Monachium, ogłoszony dzień przed meczem z Realem sprawił, że dziś zatrzymanie Lewandowskiego to najważniejszy punkt w planie Borussii.

- Zapewniam, że w przyszłym sezonie Robert zagra w jeszcze większym klubie - powiedział zaraz po meczu jego agent Cezary Kucharski. Czy w Realu? A może w Bayernie, który właśnie rozbił Barcelonę? Dziś możliwe jest wszystko, bo chłopak, który piłkarską przygodę zaczynał w klubie o dźwięcznej nazwie Partyzant Leszno, dziś wymieniany jest w jednym szeregu z Leo Messim, Cristiano Ronaldo czy Zlatanem Ibrahimoviciem.

Borussia, jeśli chce zarobić na Lewandowskim, musi latem go sprzedać lub zaproponować mu znacznie lepszy kontrakt. Obecnie "Lewy" zarabia w Dortmundzie półtora miliona euro, co zupełnie nie odzwierciedla jego klasy. Już teraz wiadomo, że prezydent Borussii Hans-Joachim Watzke zaproponował mu podwyżkę do 5 milionów. Ale i to może być za mało, by zatrzymać Polaka, bo są kluby w Europie, które zaproponują mu lepsze zarobki.

I tym bardziej trudno zrozumieć fakt, dlaczego Lewandowski nie może grać tak dobrze w barwach reprezentacji Polski, a jeszcze niedawno kibice i media liczyli mu minuty bez gola. Środowe starcie z Realem pokazało, że teorię o "lepszych partnerach wokół siebie" można włożyć między bajki. Robert bawił się z obrońcami Realu, a udział w trzech golach z gry innych graczy Borussii był niewielki. Lewandowski nie strzelał do pustej bramki, jak Cristiano Ronaldo. On, zanim trafiał, za każdym razem ogrywał obrońców. Obrońców jednego z największych klubów świata!

Czterema golami w meczu z Realem Lewandowski przeszedł już do legendy, ale piłkarzem światowej klasy dopiero się staje. I można być pewnym, że jeśli tylko mądrze wybierze klub, w którym będzie grał w przyszłym sezonie, to tę klasę osiągnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki