Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liderka, liderzy i ojciec chrzestny

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa fot. Grzegorz Gałasiński/archiwum
Jerzy Kropiwnicki, któremu dane było rządzić Łodzią prawie dwie kadencje, mówi tak: - Ważne jest, żeby prezydent miasta trzymał twardą ręką tych, którzy mu formalnie podlegają.

Jeśli dziś zastanawiamy się jak doszło do tego, że ostatni rok rządów Hanna Zdanowska spędzi na użeraniu się z podzieloną Radą Miejską, to Kropiwnicki pokazuje jedną z przyczyn - brak twardej ręki lidera. Tej twardej ręki nie należy rozumieć dosłownie. Chodzi raczej o to, że Hanna Zdanowska albo nigdy nie miała, albo gdzieś zagubiła zdolności przywódcze. Na to nałożył się jej brak samodzielności jako polityka i nieustanne konfrontowanie jej z Cezarym Grabarczykiem i Krzysztofem Kwiatkowskim.

Bywają ludzie, którzy wyrastają na przywódców w cieniu innych liderów. Hanna Zdanowska zaczynała od prowadzenia kampanii wyborczej Cezaremu Grabarczykowi, kiedy jeszcze startował do Sejmu z okręgu sieradzkiego. I robiła to z powodzeniem. Gorzej, że ta relacja mistrz-uczeń się utrwaliła. Cezary Grabarczyk zawsze był odbierany, jeśli nie jako ojciec chrzestny, to mentor Hanny Zdanowskiej. I do tego drugi polityk z ambicjami - Krzysztof Kwiatkowski. Wytworzyła się osobliwa sytuacja.

Z jednej strony była Hanna Zdanowska jako prezydent miasta i szefowa największej partii Łodzi, z drugiej dwaj rywalizujący ze sobą politycy tej partii. W tej grze rywalizacja między wicemarszałkiem Sejmu a byłym ministrem sprawiedliwości toczyła się jakby ponad głową Hanny Zdanowskiej, za to na nią spadały skutki tej walki. I będą spadać dalej, do końca kadencji, mimo zneutralizowania jednego z rywali awansem na szefa NIK.

Finał tej rozgrywki przyszedł w najgorszym możliwym momencie. Do wyborów pozostał zaledwie rok. Można opowiadać, że interes miasta i jego mieszkańców jest najważniejszy i że ten interes połączy prezydent i radnych, gdy przyjdzie do kluczowych głosowań w Radzie Miejskiej. W gruncie rzeczy większość radnych myśli już o reelekcji, podobnie zresztą jak Hanna Zdanowska, a między reelekcją a nadrzędnym interesem miasta jest spora różnica. Ogólne deklaracje o chęci współpracy są warte tyle, ile papier, na którym je spisano. Tak przynajmniej uczy doświadczenie.

W tym wszystkim dość niepokojąco brzmi deklaracja prezydent Zdanowskiej, że "samorząd to nie jest miejsce do uprawiania polityki". Można się zgodzić, że to pożądana wizja. Prawda jest jednak nieco inna: samorząd to jest miejsce uprawiania polityki. Zwłaszcza w tak wielkim mieście jak Łódź. Jeśli ktoś, mając za sobą doświadczenia kilku lat rządów, twierdzi inaczej, to albo robi to na użytek piaru, albo wykazuje się naiwnością.

Sławomir Sowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki