Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: Marsz (Nie)milczenia (ZDJĘCIA)

Alicja Zboińska
Pochód ludzi i psów przeszedł ul. Piotrkowską w Łodzi.
Pochód ludzi i psów przeszedł ul. Piotrkowską w Łodzi. Jakub Pokora
Gromkie szczekanie rozlegało się w niedzielne wczesne popołudnie na ul. Piotrkowskiej. O godz. 13 odbył się tu marsz (Nie) milczenia, w którym udział wzięło ponad 500 osób. Wielu uczestników zabrało ze sobą swoich pupili. Podobne marsze zorganizowano także w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, Lublinie i Opolu.

- Ludzie muszą reagować, gdy ktoś męczy zwierzęta, muszą wiedzieć, że one także czują, cierpią - tłumaczy Wioletta Pawlik-Nowacka ze Straży dla Zwierząt w Łodzi, organizatorka marszu. - Społeczeństwo trzeba edukować już od najmłodszych lat, mam nadzieję, że takie jakie marsz jak ten, się temu przysłużą. Powoli już widać zmiany, o tym problemie zaczynają głośno mówić politycy. Mam nadzieję, że takie akcje otworzą ludziom oczy.

Podczas marszu były także zbierane podpisy pod projektem nowej ustawy o ochronie zwierząt, który ma zaostrzyć kary za znęcanie się nad nimi.

Zdaniem wielu uczestników manifestacji obecne kary są zbyt łagodne.
- Ludzie nie boją się odpowiedzialności - uważa Agnieszka Jabłońska, która na ul. Piotrkowskiej pojawiła się w towarzystwie 11-letniego syna Kacpra i 5-letniej suczki Rezy. W domu zostało 40 rybek, które hoduje chłopiec. - Strasznie się czułem, gdy usłyszałem, że ktoś wyrzucił suczkę z okna - mówi Kacper. - Reza jest moim trzecim pieskiem i nie wyobrażam sobie, że miałaby stać się jej krzywda.

Zdzisławowi Tkaczukowi towarzyszyły dwa husky: Lucky i Sonia. W domu zostały dwa kolejne psy tej rasy: Nuka i Prezes.

- Muszę zaprotestować przeciwko temu, co dzieje się ze zwierzętami - panu Zdzisławowi łzy kręcą się w oczach. - Sonie jest przybłędą, znalazłem ją wycieńczoną na wsi. Teraz to najwierniejszy pies. Jak można z nim postąpić, jak ci zwyrodnialcy, którzy urwali psu głowę?

Niewykluczone, że marsz zostanie powtórzony w przyszłości.

****

Biją, głodzą, trują i są bezkarni. A gdyby zwierzęta przemówiły ludzkim głosem?

Pobity pies, wygłodzony kot, otrute ptaki. Ich oprawcy czują się bezkarni, bo policja traktuje te doniesienia jak sprawy mniejszej wagi. Co roku takich doniesień przybywa, ale mało która sprawa znajduje finał w sądzie.

W Łodzi aż roi się od przypadków znęcania się nad zwierzętami. W kwietniu łodzianami wstrząsnęła historia bernardyna, którego właściciel pozostawił samego na działce przy ulicy Zimnej. Pies ledwie stał na no-gach. Ludzie chcieli pomóc, dokarmiali, ale zbyt krótki łańcuch, przysparzał mu mnóstwo cierpienia. W końcu odebrano psa właścicielowi, ale zwierzę nigdy nie wróciło do zdrowia. W sierpniu mężczyzna wyrzucił psa z drugiego piętra wieżowca przy ul. 11 listopada, bo szczekał i przeszkadzał mu w piciu wódki. Mały jamnik przeżył i trafił do schroniska. W listopadzie wolontariusze TOZ odebrano klacz 84-letniemu rolnikowi z Żarnowa. Koń przez kilka miesięcy przetrzymywany był w nieludzkich warunkach, a rany na ciele uniemożliwiały mu poruszanie się. Czy na tym koniec?
(jb)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki