Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: od 14 lat widzowie chcą oglądać monodram

Łukasz Kaczyński
Bronisław Wrocławski
Bronisław Wrocławski Dziennik Łódzki/archiwum
Z Bronisławem Wrocławskim, aktorem Teatru im. S. Jaracza Łodzi, rozmawia Łukasz Kaczyński. 6 Marca Bronisław Wrocławski zagrał po raz tysięczny jeden z trzech monodramów Erica Bogosiana. Był to "Seks, prochy i rock and roll", od którego w 1997 zaczął się wciąż obecny na scenie tryptyk.

Zagrać spektakl ponad tysiąc razy to częsta sytuacja w realiach polskiego teatru?

Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Pan Jan Peszek zagrał "Scenariusz dla jednego aktora" Schaeffera jeszcze więcej razy, ale gra go dłużej, od lat 80. Podobnie jest z Jerzym Stuhrem i jego "Kontrabasistą". Jednak obaj grają jako wolni strzelcy, a ja gram w trybach teatralnych, czyli tylko tyle, ile dyrekcja w danym miesiącu wyznaczy w repertuarze. Trzeba pamiętać, że w moim przypadku chodzi o trzy tytuły połączone osobami autora, tłumacza, reżysera i aktora, które można traktować jako jeden ciąg opowieści o człowieku. Pamiętam, że "Trędowatą" za dyrekcji pana Jana Maciejowskiego grano w Teatrze 7.15 chyba ponad osiemset razy. We wtorek wróciłem z Polkowic, gdzie za "Obudź się i poczuj smak kawy" przyznano mi Złotego Miedziaka. Podobnie jak za poprzednie dwa monodramy. Pani Anna Seniuk, która w tym roku jest patronem imprezy, przybiegła do mnie i mówi: "Panie Bronisławie! Tysięczny raz? W teatrze? To niespotykane!". Nawet dla mnie ta liczba bywa przerażająca. Może więc przestać? Lecz rzeczywistość głosem ludzi coraz chętniej przychodzących na te sztuki odpowiada, że jeszcze nie czas.

Reakcje widzów, które obserwuje Pan ze sceny, zmieniły się na przestrzeni lat?

W "Seksie..." jest taki monolog żebraka i jako żebrak 14 lat temu zbierałem od widzów niemal cały kubeczek groszy. Teraz zbieram może dwie, cztery monety... Uodporniliśmy się na żebractwo, a może... zobojętnieliśmy. Gdy pierwszy raz pan Chwastowski, tłumacz sztuk Bogosiana, przyniósł mi jego teksty, myślałem, że są one zbyt drastyczne, że za wcześnie na nie, że nie odpowiadają naszym czasom. Ironiczne, prześmiewcze, a jednocześnie posiadające fragmenty czułe i delikatne, miały wszelkie warunki stać się przedstawieniami ciekawymi dla widza. Bicie się z myślami i próbowanie ich w gronie znajomych trwało około roku. Gdy weszliśmy z nimi na scenę okazało się, że trafiamy w rzeczywistość za oknem, że spektakl oświetla ją jak reflektor. Z czasem miałem wrażenie, że publiczność zaczyna odbierać moje monodramy jak kabaret. Niektórzy przychodzą na nie po dziesięć razy. Od młodych ludzi słyszę, że moje powiedzenia stają się kultowe. Teraz drugi monodram z naszego tryptyku, "Czołem wbijając gwoździe w podłogę", cieszy się największą popularnością i chyba rzeczywiście najbardziej odpowiada stanowi ducha i umysłów naszej publiczności i duchowi czasów. Myślę, że za rok "Obudź się i poczuj smak kawy" będzie trafione w punkt. To, co serwują nam media, co z nami robi polityka - ten bałagan, chaos myślowy już się zaczął i stanie się naprawdę jasne, że człowiek sam musi dokonywać wyborów. A żeby ich dokonywać, musi się otrząsnąć z tego, co funduje mu cywilizacja, drapieżnie do niego dochodząca.

CAŁĄ ROZMOWĘ CZYTAJ W DZIALE MAGAZYN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki