Do tragedii doszło 17 kwietnia 1999 roku w mieszkaniu przy ul. Popowskiego w Łodzi na Widzewie. 44-letni dziś Krzysztof P. mieszkał tam z ojcem Kazimierzem P. i sublokatorem Janem Cz. Z ojcem żył jak pies z kotem. Gdy sobie wypił, to zarzucał mu, że donosi na niego na policję i doprowadził do śmierci matki. Na zarzutach i wyzwiskach się nie kończyło, bowiem agresywny syn brał się do bicia.
Tak też było feralnego 17 kwietnia. Gdy Krzysztof P. wszczął kolejną awanturę, sublokator chciał zobaczyć, co się dzieje, ale nie zdołał, bowiem oskarżony nie wpuścił go do pokoju, w którym wadził się z ojcem. W tej sytuacji Jan Cz. opuścił mieszkanie i pobiegł do siostry oskarżonego, Anny T., którą poinformował o ostrym konflikcie między synem a ojcem. Kobieta przybyła na miejsce, ale brat nie wpuścił jej do mieszkania. Niepokój o ojca jeszcze bardziej wzrósł, dlatego natychmiast zaalarmowała policjantów z Widzewa.
Gdy ci wpadli do mieszkania, zastali koszmarny widok: skatowany Kazimierz P. leżał w pokoju. Z jego rozbitej głowy ciekła krew. Obok leżał kołek długości 50 cm o przekroju kwadratowym, którym wyrodny syn tłukł swego ojca. Wokół było pełno krwi - także na należących do oskarżonego butach, spodniach i koszuli. Podczas przesłuchania Krzysztof P. nie przyznał się do winy i stwierdził, że nie wie, kto skatował ojca. Śledczy mu nie uwierzyli. Zarzucili mu pobicie i zwolnili.
Był to błąd. Będący w ciężkim stanie Kazimierz P. trafił do szpitala. Niestety, lekarzom nie udało się go uratować. Strasznie cierpiąc zmarł 12 sierpnia 1999 roku. Główną przyczyną śmierci było rozległe rozmiękanie mózgu.
- W tej sytuacji śledczy postanowili zatrzymać podejrzanego i postawić mu nowy zarzut: pobicia ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi do 12 lat więzienia - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Niestety, Krzysztof P. zdążył się ukryć, a zatrzymany został dopiero w minionym roku.
Podczas przesłuchania Krzysztof P. ponownie nie przyznał się do winy i oznajmił, że... nie jest związany z rodziną skatowanego Kazimierza P. Tym razem śledczy mu nie uwierzyli i wkrótce ojcobójca stanie przed sądem.
Wśród najgłośniejszych łódzkich przestępców, którzy wpadli po wielu latach ukrywania się, był Marcin S., syn Tadeusza S., uważanego za jednego z bossów tzw. łódzkiej ośmiornicy. Ukrywał się od 2001 do 2006. Najpierw w kraju, a potem za granicą. Z pomocą Interpolu łódzcy i holenderscy policjanci ujęli go na ulicy w Rotterdamie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?