Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzka Platforma przestraszyła się PiS

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński
I to chyba bardzo się przestraszyła. Być może źródłem lęku jest sondaż, który pojawił się na początku tygodnia, dający prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej 10 pkt. proc. przewagi nad "nieznaną" Joanną Kopcińską, kandydatką PiS.

Stało się to, o czym pisałem od dawna, a wielu to lekceważyło. Kopcińska rzeczywiście jest nieznana, ale to nie ma kompletnie nic do rzeczy, bo w Łodzi od dawna nie grają nazwiska, tylko szyldy partyjne. W 2010 r. Hanna Zdanowska nie wygrała prezydentury dlatego, że była Hanną Zdanowską, a dlatego, że była kandydatką PO. Teraz Kopcińska chce być szerzej znana, dlatego rzuciła na miasto plakaty i billboardy ze swym wizerunkiem, co ma zachęcić mieszkańców do odwiedzania jej podczas dyżurów radnej w konkretnym dniu i godzinie.

Bartosz Domaszewicz, dawny kolega radnej Kopcińskiej z czasów, gdy była jeszcze w PO, dowodzi, że to "nielegalna kampania wyborcza", przywołując stanowisko Państwowej Komisji Wyborczej, w którym stoi jasno: "(...) Podejmowanie przez podmioty, które zamierzają uczestniczyć w zbliżających się, lecz jeszcze niezarządzonych wyborach, takich działań, które noszą cechy kampanii wyborczej jest niezgodne z przepisami prawa wyborczego ponieważ wybory nie zostały jeszcze zarządzone."

I daje zdecydowanym tonem radny swej byłej koleżance ultimatum: jeśli do poniedziałku nie zrezygnuje z kandydowania lub nie zdejmie plakatów i billboardów, to inaczej on "podejmie stosowne kroki". Nawiasem mówiąc, oburzenie radnego Domaszewicza jest szczere, bo personalia kandydatki PiS podał aż w trzech różnych wersjach, jakby go szlag trafiał od samego faktu, że musi o niej pisać.

Cóż, pewnie co do intencji kandydatki PiS ma Domaszewicz rację, chce kobieta by ją przechodnie zapamiętali, a czy łamie prawo, czy je nagina - nie wiem, bo nie jestem urzędnikiem Państwowej Komisji Wyborczej. Nie wiem, czy wie to także radny Domaszewicz. Bo gdyby wiedział, chyba nie pozwoliłby na tak drastyczne łamanie prawa radnemu Tomaszowi Treli, kandydatowi SLD na prezydenta Łodzi. Billboardy z jego wizerunkiem wisiały na mieście jeszcze jesienią zeszłego roku, potem, gdy w styczniu ogłosił kandydowanie także, wiszą też i dziś. Otóż Tomasz Trela, przywołując retorykę PKW, "zamierza uczestniczyć w zbliżających się, lecz jeszcze niezarządzonych wyborach".

Radni PO tych billboardów nie widzieli? Widzieli, tylko że Tomasza Treli się nie boją. Bo jeśli źródłem lęków jest sondaż, to chyba muszą w PO wiedzieć, że przygotowywano go dokładnie w ten weekend czerwca, w którym dojrzewała "afera podsłuchowa". Dojrzewała, ale jeszcze nie wybuchła. Gdyby zatem przeprowadzono go później, różnica między obydwoma kandydatkami mogła by być mniejsza, a kto wie, może nawet kolejność by się zmieniła. Bo przecież szyld PO po wybuchu afery osłabł, a szyld PiS się wzmocnił.

W jednym radnemu Domaszewiczowi trzeba przyznać rację. Skoro sama kandydatka tłumaczy, że tę kampanię informacyjną prowadzi z własnej kieszeni i kosztuje ją to blisko 80 tys. zł, to powinna ta kandydatka wyjaśnić skąd te pieniądze ma, skoro w jej oświadczeniu majątkowym sprzed dwóch miesięcy widnieje kwota 30 tys. zł jako suma oszczędności. Tyle, że radny Domaszewicz tego samego powinien zażądać od Tomasza Treli. A może też od siebie samego i od swych przyjaciół radnych z PO.

Bo zanim łódzki Sojusz wywiesił w zeszłym roku billboardy z wizerunkiem Tomasza Treli, na mieście wisiały inne. Na nich cała wierchuszka łódzkich Młodych Demokratów z numerem telefonu do kontaktu i mocno wyróżniającym się radnym Domaszewiczem, a to za sprawą błękitnego wdzianka, podczas gdy reszta pokazała się w raczej ciemnych tonacjach. Prócz niego w pierwszym rzędzie m.in. Tomasz Kacprzak, Marcin Bugajski, Mateusz Walasek czy Agnieszka Nowak. Czy wszyscy powiedzą teraz, że to co innego, bo nie ogłosili wówczas, że kandydują i nie mieli wtedy zamiaru startować w wyborach? Może i tak, ale to byłoby żałosne, bo to jest dokładnie to samo, co zarzucają kandydatce PiS, a nie zarzucili kandydatowi SLD.

Jest tak także dlatego, że przytoczone przez Domaszewicza stanowisko PKW a propos tzw. kampanii informacyjnych roi się od ważnych, aczkolwiek niekonkretnych stwierdzeń. Bo cóż miałby za znaczenie fakt, że billboardy Młodych Demokratów wisiały rok czy półtora przed wyborami, skoro de facto wybory i tak się "zbliżały, ale nie były jeszcze zarządzone". W polityce, w rzeczywistym kalendarzu i zwykłej logice zawsze jest tak, że jak się tylko zacznie kadencja, to następne wybory i tak się zbliżają, choć nie są jeszcze zarządzone. Tyle, że wówczas względem radnych PO nikt nie "podejmował stosownych kroków".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki