Po co? Oficjalnie: gdy AN-y przejdą pod kontrolę finansową miasta, wtedy ich dochody będą zaliczane do dochodów budżetu miasta, ale i wydatki będą kontrolowane przez gminę.
Lokatorka Joanna Sarmacka suchej nitki nie zostawia na AN Łódź Polesie Radwańska. Klatka schodowa była remontowa 30 lat temu, zimą woda w rurach zamarza. To jeszcze nic. Administracja zdjęła bramę do podwórka, by ją wyremontować. Brama nie wróciła, bo... zginęła.
- To nie żart, administracja napisała nam, że bramę zgubiła. Nie wiem jak to możliwe, bo to nie szpilka, ale naszemu AN-owi taka rzecz się udała - mówi Joanna Sarnacka. - Zimą zamarza nam woda, bo na parterze lokale użytkowe stoją puste. Właśnie nieogrzewanym pustostanom zawdzięczamy problemy z rurami. Każda interwencja jest kwitowana identycznie: brak pieniędzy.
Urszula Białecka, mieszkająca przy ul. Wincentego Pola, od50 lat nie może doprosić się kanalizacji. Domek stoi między blokami, wystarczy ''pociągnąć'' rury, ale bałucka administracja także nie ma pieniędzy.
Podobne przykłady można mnożyć - nie ma w Łodzi administracji, na którą nie byłoby uzasadnionych skarg. O tym, jak fatalnie są zarządzane gminne kamienice widać po ich stanie. Odpadający tynk, nieszczelne okna, przeciekające dachy, niemalowane klatki schodowe.
Szefowie AN-ów mówią, że na remonty nie starcza pieniędzy, bo lokatorzy nie płacą czynszu, a dotacje z miasta są za małe.
Zaradzić temu ma reforma, jakiej chce prezydent Łodzi. Po przejęciu administracji przez miasto łatwiej będzie kontrolować ich wydatki, a i ściągalność czynszów można by bardzo usprawnić.
Radni popierają pomysł. Zgadzają się też, że AN-y trzeba zlikwidować i oddać zarząd budynkami w prywatne ręce albo wspólnotom mieszkaniowym. Ale zgodnym chórem mówią, że projektu w środę nie poprą.
- Nie robi się takich rewolucji przed wyborami, przecież każdy wie, że reforma to wstęp do likwidacji AN-ów - mówią radni. - Przecież ludzie zwalniani z pracy będą traktować nas jak wrogów.
Już w 2005 r. prezydent Jerzy Kropiwnicki chciał zmniejszyć liczbę AN-ów do 10. Aby sprawniej pracowały i były tańsze. Zysk z operacji szacowano wtedy na 9 mln zł, a koszty - na półtora miliona. Pracę miało stracić około stu osób. Projekt przepadł, bo zablokowali go radni SLD, stając w obronie zwalnianych pracowników. W drugiej kadencji Kropiwnicki do sprawy nie wrócił, zatem albo zrobi to nowy prezydent po wyborach, albo gminne budynki dalej będą niszczeć.
współpr. amag
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?