„Najbardziej charakterystyczne dla Bałut są podwórza” - pisał jeden z łódzkich reporterów. - „Parterowe domki mają nader głębokie dziedzińce okrążone dużymi oficynami o kolorycie koszarowo-więziennym”.
Podkreślano też, że w dzień bałuckie ulice były niemal puste.
„Dorośli są na robocie, inni śpią po nocnej zmianie, a wielu jest takich, którym dobrze rozumiany interes własny nakazuje przy świetle słonecznym nie defilować na oczach władz” - tłumaczyła to zjawisko łódzka prasa. - „Ul. Kielma, Franciszkańska, Piaski, Mickiewicza, Cymera, Zawiszy i tyle innych, gdzie żyją setki tysięcy, o których Śródmieście wie bardzo mało. Podwórza zaś roją się od dzieci. Samotnych, bladych, wynędzniałych, których życie od zarania nie ma żadnych radości, tajemnic. Dziecko Bałut od zarania boi się ludzi. Po podwórzach uwijają się setki dzieci zahartowanych na mróz, nie baczących na słotę. Bawią się w klipę, palanta, w klasy. Pod ścianami siedzą starsi. Grają w guziki, ecie-pecie, w stalki, szulki czy pasek. Błyski hazardu zapalają się wcześnie w oczach bałuckich dzieci. Niemowlęta otulone w chustki w drewnianych stojakach wygrzewają się na słońcu pod okiem starszego rodzeństwa. Czasem powietrze przebije ostry krzyk i płacz. To bójka. Dzieci bałuckie biją się zajadle i ciężko. Bezlitosna pięść starszych kładzie w takich razach kres swawoli”.
Twierdzono, że trzeba rozpocząć wielką akcję społeczną, by uzdrowić „siedlisko łódzkiej nędzy i brudu”, jak opisywano Bałuty. Były one traktowane po macoszemu. Uważano, że trzeba to zmienić. Chciano, by na Bałutach stanął dom wychowawczy, kąpielisko, dom godziwych rozrywek, czytelnia, teatr...