Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie: Plaga napadów na banki i sklepy

Wiesław Pierzchała
Ten młody człowiek napadł na hurtownię, ale został złapany dzięki pomocy kierowcy
Ten młody człowiek napadł na hurtownię, ale został złapany dzięki pomocy kierowcy fot. archiwum KWP w Łodzi
Co kilka dni w Łodzi lub którymś z pobliskich miast dochodzi ostatnio do napadu z bronią w ręku. Czy grasuje tu zorganizowana grupa gangsterów? Nic z tych rzeczy.

To młodzi ludzie, gamonie, jak nazywają ich policjanci, naoglądali się filmów i są święcie przekonani, że jak kupią replikę pistoletu i przyjdą do banku, to po chwili wyjdą z neseserem pełnym dwustuzłotowych banknotów powiązanych elegancko gumką, wyjadą na Hawaje i do końca życia będą leżeć na plaży z drinkiem z parasolką. Prawda jest taka, że łup rzadko przewyższa kilka tysięcy złotych, a policja szybko identyfikuje amatorów łatwego życia. Coraz częściej nawet przechodnie zatrzymują zestresowanych "kinomanów", którzy wyśnili skok stulecia.

Czasem dochodzi wręcz do kuriozalnych sytuacji, jak ta w sklepie spożywczym przy ulicy 1 Maja w Sieradzu, gdzie 24-letni bandyta, aby założyć kominiarkę - bo tak robią na filmach - zdjął okulary. Ale że słabo widział, zaczął się błąkać po sklepie, nie mogąc trafić w drzwi podczas ucieczki. Policja nie miała żadnego problemu, by go dogonić.

Tegoroczna czarna seria napadów zaczęła się 6 stycznia od Getin Banku przy ul. Zamkowej w centrum Pabianic. Do środka wszedł młody rabuś i grożąc pistoletem, mimo że wokół stali zdziwieni klienci, zażądał pieniędzy. Kasjerka dała mu 16 tys. zł, napastnik włożył banknoty do torby, wyszedł i przepadł. Jak dotąd chodzi wolny i pewnie wciąż stawia w dobrych knajpach drinki pięknym kobietom. - Ale to był amator, zawodowiec zrobiłby rozpoznanie i nie pozwolił się sfotografować przez kamerę monitoringu nad wejściem do banku - twierdzą policjanci. Złapanie złodzieja jest tylko kwestią czasu.

Na celowniku znalazł się też Bank Spółdzielczy w Nowosolnej na obrzeżach Łodzi. Przyszli do niego dwaj uzbrojeni bandyci w kominiarkach. Jeden wskoczył za kontuar i powiedział kasjerce, że jak nie da pieniędzy, to ją zabije. No to kobieta dała 10 tys. zł. Złodziej schował je do kieszeni i z kompanem wybiegł na dwór. Obaj cieszą się wolnością. Ale nie poszaleją zbytnio, w końcu wyszło tylko po 5 tys. na łebka. Nie wystarczy nawet na używany samochód. Parę wieczorów w knajpie, jakiś pierścionek dla dziewczyny i po kasie.
Inny osobnik z bronią i w kominiarce napadł na punkt bukmacherski przy ul. Rentowej w Łodzi. Ten skorzystał z opcji samoobsługi i sam zaczął pakować do torby gotówkę. Wykorzystała to pracownica. Wybiegła i zaczęła krzyczeć. Gdy złodziej wyszedł z budynku, przechodnie już na niego czekali. Zerwali kominiarkę, wytrącili pistolet z ręki (zresztą, jaki tam pistolet - atrapa to była), a nawet ktoś psiknął go gazem w oczy. Rabuś jednak tak panicznie się rzucał, że w końcu porzucił torbę z pieniędzmi(ledwie tysiąc zł) i zdołał zwiać.

Mniej szczęścia mieli dwaj młodzi mężczyźni w wieku 20 i 22 lat, którzy z bronią napa-dli na hurtownię papierosów przy ul. Kasprzaka w Łodzi. To mógł być niezły skok, gwarantujący spokojne życie nawet przez kilka lat. Przyszli uzbrojeni w pistolet gazowy Super PP oraz replikę pistoletu Walther na plastikowe kulki. Wzięli jakieś 300 tys. zł, zapakowali do pudełka i zaczęli uciekać ulicą. Ale pracownicy hurtowni, którzy też lubią filmy akcji, ruszyli za nimi. No i było jak w filmie. Pomógł im 24-letni kierowca hondy - zablokował autem drogę i rzucił się na uciekinierów. Złodzieje po chwili leżeli na asfalcie. Wczoraj wojewódzki komendant policji Marek Działoszyński podpisał list gratulacyjny, który zostanie wręczony dzielnemu kierowcy.

Jeden z ostatnich napadów miał miejsce 20 stycznia na stacji benzynowej w Nowym Kawęczynie pod Skierniewicami. Dwóch zamaskowanych mężczyzn z bronią zażądało pieniędzy. Pracownica skwapliwie włączyła alarm, co porządnie złodziei wystraszyło. Uciekli, ale policja szybko ich namierzyła. Przed napadem uzbroili się w replikę glocka i pistolet gazowy.

Policjanci z komendy wojewódzkiej nie prowadzą odrębnej statystyki, w której liczyliby napady z bronią. Ale jak mówią, w 2009 roku w woj. łódzkim było ich kilkanaście. To i tak niewiele w porównaniu ze Śląskiem czy Mazowszem, gdzie napadów jest kilkakrotnie więcej. Też zresztą z podobnym "kunsztem" organizowanych, jak te w Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki