Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

L.Stadt: Surfowanie przez ocean

Anna Pawłowska
L.Stadt: od lewej - Radek Bolewski, Łukasz Lach, Andrzej Sieczkowski, Adam Lewartowski.
L.Stadt: od lewej - Radek Bolewski, Łukasz Lach, Andrzej Sieczkowski, Adam Lewartowski. materiały promocyjne
W październiku zagrali koncerty w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, w grudniu wydają nową płytę. W czwartek łódzka publiczność usłyszy L.Stadt w Łodzi Kaliskiej.

Druga płyta łódzkiego zespołu L Stadt zatytułowana "EL.P" ma ukazać się 6 grudnia. Miksuje i masteruje ją Mikael Count, amerykański producent, który pracował m.in. z Radiohead, Frankiem Sinatrą i The Rolling Stones.

- Nowa płyta jest bardziej szorstka, rockandrollowa, energetyczna - zapowiada Adam Lewartowski, basista grupy.

- Jest na niej więcej psychodelii, bluesa i country - dodaje Łukasz Lach, wokalista i gitarzysta.

L.Stadt istnieje od ośmiu lat, czyli od 2002 roku. Łódzcy muzycy poznali się podczas europejskiej wymiany artystycznej w Strasburgu. Ich pierwsza płyta wydana w 2008 roku zebrała dobre recenzje, a zespół został uznany za nadzieję polskiej muzyki niezależnej. Rok 2010 z pewnością także zapiszą po stronie sukcesów. Dopiero co wrócili z koncertów w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

Surf, czyli fala w głosie

- Mam jedną koszulkę, której nie piorę, cały czas naelektryzowaną słońcem Kalifornii - zdradza Łukasz Lach.

Ich październikowy wyjazd za ocean jest efektem marcowego grania na festiwalu SXSW - South by South West w Austin w Teksasie.

- Wysłaliśmy zgłoszenie i zostaliśmy wybrani - wspomina wokalista. - Oznaczało to, że została nam przyznana scena w klubie, w którym mogliśmy zagrać koncert. Festiwal nie pokrywa żadnych kosztów. Resztę trzeba tak naprawdę załatwić samemu.

Zagrali cztery koncerty na festiwalu, pięć przed festiwalem i kilka po festiwalu. Zrobili małą trasę koncertową po Teksasie. Grali w Dallas, Fort Worth i Houston.

- Kontakty, które nawiązaliśmy w Austin, zaprocentowały tym, że zostaliśmy zaproszeni przez Filter Magazine na festiwal Culture Collide w Los Angeles.

Prosto ze Stanów polecieli do Kanady, na Indie Week.
- W Toronto byliśmy królem twittera - mówi Andrzej Sieczkowski, perkusista.
- Twitter był medialnym przedstawicielem festiwalu. W czasie trwania imprezy okazało się, że byliśmy na najwyższym miejscu, jeśli chodzi o rotację - precyzuje Lewartowski. - Ludzie się nami zainteresowali. Graliśmy inaczej niż pozostałe zespoły.

Spośród 160. grających na festiwalu grup, znaleźli się w finałowej dziesiątce.
- Na Indie Festival mieliśmy etykietkę zespołu surf rockowego - opowiada Lach. - Przywieźliśmy trochę Kaliforni do jesiennego już Toronto. Podkreślała to jedna z recenzji, dla mnie, najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek L.Stadt dostało. Nosiła tytuł "L.Stadt - sunglasses, hairspray, and a hell of a lot of fun" (lakier do włosów, okulary przeciwsłoneczne i mnóstwo dobrej zabawy).

Surfowy klimat, jak przekonują, w ich muzyce obecny był już dużo wcześniej. Piosenka z pierwszej płyty "Death of the Surfer Girl", została napisana pod wrażeniem chorwackich plaż.

EL.P - jak rejestracja
Na drugiej płycie znajdzie się dziewięć piosenek.
- Osiągamy mistrzostwo, jeśli chodzi o zawarcie treści, na której nam zależy, w krótkiej formie - mówi wokalista.

- Na pewno ta płyta bardziej przypomina to, jak L.Stadt brzmi na żywo. Pierwsza była bardziej studyjna. To fajna przygoda do słuchania, jest w niej pewna opowieść - dodaje basista.

Materiał na album powstawał na koncertach, nie w sali prób. W ciągu dwóch ostatnich lat zespół więcej koncertował niż próbował. Nowe utwory od razu konfrontowano z publicznością.

-Moja młodsza siostra otworzyła mi oczy, że nowa płyta jest pozytywna. Wydawało mi się, że każda z tych piosenek z osobna ma w sobie mrok i psychodelię, ale kiedy tego posłuchałem razem, okazało się, że to pół godziny zastrzyku dobrej energii - ocenia Łukasz Lach.

To on zaproponował, aby klimat podkreślić jednym ze zdjęć zrobionych przez perkusistę, Andrzeja Sieczkowskiego w trakcie podróży po Stanach Zjednoczonych. Na kopercie płyty znajdzie się surfer z Venice Beach w Kalifornii.

Zagadkowy tytuł płyty może skojarzyć się z pierwszymi literami tablic rejestracyjnych łódzkich samochodów. Muzycy odcinają się od jednoznacznych rozstrzygnięć.

- Każdy z nas ma własną interpretację tej nazwy i mamy nadzieję, że tych interpretacji się namnoży - deklarują. - Tak się dzieje z nazwą zespołu. Osoby, które nie wiedzą, że powstała od Litzmannstadt, czyli od Łodzi i naszego przywiązania do miasta, interpretują ją różnie.
Jednym z ciekawszych pomysłów, z jakimi się spotkali, jest Love Stadt. Przecież śpiewają piosenki o miłości.

Producent gwiazd

- Wysłaliśmy ten materiał do wielu osób, którymi my byliśmy zainteresowani i Count się odezwał - relacjonuje początki współpracy z Mikaelem Countem Łukasz Lach. - Szukaliśmy osoby, która się zakocha w tym materiale.

- Count oprócz tego, że powiedział ile to może kosztować, zadał nam kilka czy kilkanaście pytań o nas, co chcemy tą muzyką przekazać, czuliśmy z jego strony zainteresowanie - dodaje Sieczkowski.
Producent, mikser i remikser z San Francisco, na swojej stronie internetowej szczyci się współpracą m.in. z Radiohead, New Order, Frankiem Sinatrą, No Doubt, Rolling Stones, Blink 182, Rodem Stewardem, The Bee Gees, Pink.

- Nasza praca z Countem wygląda mniej więcej tak, że wysyłamy przez internet ścieżki utworów i on to miksuje - wyjaśnia Lewartowski. - Upraszczając można powiedzieć, że cały proces nagrywania płyty składa się z nagrania, następnie z odpowiedniego ułożenia w proporcjach tych śladów, czyli zmiksowania i masteringu, czyli ostatecznego sznytu, wykończenia utworu, który powinien brzmieć odpowiednio głośno, emisyjnie.

W przyszłym roku L.Stadt wracają na festiwal SXSW w Austin w Teksasie. Zaproszono ich także do udziału w Kanada Music Week. Chcą, żeby wyprodukowana z Countem płyta miała dystrybutora za oceanem.

Count powoli kończy pracę nad albumem L.Stadt. Chłopaki nie mogą się doczekać, kiedy usłyszą finalną wersję płyty. W sklepach muzycznych CD znajdzie się 6 grudnia.

Zanim to się stanie w czwartek, 25 listopada, o godz. 20, w pubie Łódź Kaliska (ul. Piotrkowska 102), będziemy mieli okazję doszukiwać się surfowo-kalifornijskich inspiracji podczas koncertu, na który mamy dwa podwójne zaproszenia dla naszych Czytelników. Otrzymają je dwie pierwsze osoby, które dziś, o godz. 16, zadzwonią pod redakcyjny numer telefonu 042 665-91-37 i odpowiedzą prawidłowo na pytanie: jaki zespół oprócz L.Stadt usłyszymy na czwartkowym koncercie w Łodzi Kaliskiej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki