MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Grubski: Zawodowy rezerwista ma solidny pieniądz [WYWIAD]

rozm. Marcin Darda
Maciej Grubski
Maciej Grubski Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Z senatorem Maciejem Grubskim (PO), wiceszefem senackiej Komisji Obrony Narodowej, rozmawia Marcin Darda

Do Narodowych Sił Rezerwowych coraz więcej chętnych. Z czym to wiązać?
Ze zmianą zasad podpisywania kontraktów na zawodowego żołnierza. Do tej pory udział w NSR nic wymiernego nie dawał. Kandydat był po prostu w rezerwie, a dziś, żeby trafić do zawodowej armii, trzeba przejść przez NSR. Zawodowa służba to stabilny pieniądz i świadczenia, a to powoduje, że ludzie są nią zainteresowani. Armia to technologiczna machina, w której żołnierz jest specjalistą, a nie pilnującym wartowni. Ale walor finansowy to jest to, co przyciąga do NSR.

Przecież to są stosunkowo niewielkie pieniądze...
Jedna trzydziesta dziennej stawki za dzień służby, a rocznie wychodzi 30 dni szkoleń. Nie chodzi tylko o pieniądze, a stabilizację, bo rezerwisty nie można zwolnić z pracy. To jest kluczowa motywacja. Innych raczej nie zauważyłem.

Żadnych patriotycznych motywacji, typu "chcę bronić ojczyzny przed Rosją", nie ma?
Jeżeli takie motywacje są, to bardzo dobrze, bo oznaczałoby to renesans spojrzenia na patriotyzm w Polsce, że ważna jest deklaracja stanięcia w związku zbrojnym, by bronić granic ojczyzny. Sytuacja na Ukrainie pokazała, że wojna to nie daleki Afganistan czy Irak, tylko obszar godzinę lotu z Polski albo jeszcze bliżej. Gdyby takie motywacje były, byłbym zachwycony.

Ale pan w nie wątpi...
Rozmawiam z młodymi ludźmi, także tymi, którzy chcą się dostać do NSR, i po prostu takich motywacji nie widzę. Chcą do NSR, bo to przyczółek zawodowej armii, a w tym, że ktoś chce zostać zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego nie widzę nic złego, bez względu na to, jakie kto ma motywacje.

Żaden z polityków tego słowa nie powiedział, ale gdy rozpoczął się konflikt rosyjsko-ukraiński, majaczy gdzieś słowo "pobór", bo to mogłoby zwiększyć liczebność polskiej armii. Miałoby to sens?
To absolutnie bez sensu. Pobór rozwiązywał problemy armii PRL, która była potrzebna do pilnowania i obierania ziemniaków. Co z tego, że to było 400 tysięcy żołnierzy, skoro realia były inne. Dziś mamy 100 tysięcy zawodowych żołnierzy, czyli mniej, ale lepiej przygotowanych. Czy należałoby powiększyć polską armię? W konflikcie zbrojnym o zwycięstwie nie decyduje dziś liczebna przewaga nad przeciwnikiem i duża armia, tylko nowoczesne technologie, a obowiązkowy pobór spowodowałby jeszcze większą falę emigracji młodych ludzi z Polski, bo uciekaliby przed wojskiem. Gdyby Narodowe Siły Rezerwowe się przekształciły, to razem z armią byłoby 120 tysięcy żołnierzy. NSR to nie są figuranci w kartotekach, tylko przeszkoleni rezerwiści z przydziałami w konkretnych jednostkach, w sytuacji, gdyby doszło do poważnego zagrożenia integralności granic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki