Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kotras: Polityka może się odbetonować

Marcin Darda
Marcin Kotras
Marcin Kotras
Z dr. Marcinem Kotrasem z Katedry Socjologii Polityki i Moralności Uniwersytetu Łódzkiego rozmawia Marcin Darda

Czy te zachwyty nad Adrianem Zandbergiem z Partii Razem po debacie nie wiążą się aby z tym, że jest pragnienie pojawienia się nie tylko nowej, ideowej postaci na scenie politycznej, ale także zupełnie nowego środowiska, nieumoczonego dotąd w rządzeniu krajem?
Bez wątpienia tak. Na tę popularność lidera, który nie chce być liderem, czyli Adriana Zandberga, składa się kilka elementów. Po pierwsze, a jest to w pewnym sensie fascynujące, żeby wygrać debatę, wystarczyło mówić tylko to, co się myśli i mówić to z pełnym przekonaniem. Ta szczerość Zandberga odpowiada na zapotrzebowanie wielu grup społecznych. W grę wchodzi także to, jak ta nasza scena polityczna wygląda, bo ona nie zmienia się od kilkunastu lat. Dynamika zmian partyjnych i personalnych jest właściwie żadna, zatem jeśli pojawia się ktoś nowy, kto potrafi skupić na sobie uwagę, mówi w sposób fascynujący i na dodatek reprezentuje dys-kurs, który nie jest obecny na pierwszych stronach gazet, a zatem odnoszący się do mniej uprzywilejowanych grup społecznych, powoduje niebywały wzrost zainteresowania. To oczywiście niekoniecznie musi przekładać się na wynik w wyborach, ale pokazuje, że na ten rodzaj politycznej refleksji jest spore oczekiwanie.

Podobne nadzieje wiązano z Barbarą Nowacką. Tyle że, jak słusznie zauważył Zandberg, „za nią stoi Leszek Miller”. Dlaczego wybieramy takich „Millerów”, którzy na świeczniku są od ponad 25 lat?
To jest konsekwencja tego, jak wygląda nasz system partyjny. Zazwyczaj są to partie wodzowskie, które już dawno zamieniły się w partie masowe, wręcz kadrowe, gdzie liczy się przede wszystkim kierownictwo. Siłą rzeczy te kierownictwa dbają głównie o to, by zabezpieczone były głównie ich interesy. Zatem zmiana twarzy partii w kampanii jest tylko zmianą wizerunkową, a nie zmianą o charakterze instytucjonalnym, zupełnie odmieniającą ich funkcjonowanie. Tak jest komentowana sprawa wystawienia na czele Zjednoczonej Lewicy Barbary Nowackiej, Beaty Szydło w PiS, a wreszcie Ewy Kopacz, która została namaszczona na przywódczynię PO przez Donalda Tuska. To się szybko nie zmieni, a jest związane jeszcze z czasami transformacji ustrojowej. Już wtedy mieliśmy do czynienia z takim mentalnym rozjechaniem się dróg: z jednej strony mamy politykę, a z drugiej życie codzienne, no a polityka sobie, a życie sobie. Partyjni politycy uwierzyli, że za pomocą założeń i programów będą nam w stanie urządzić świat, bazując na ówczesnym początkowym entuzjazmie co do przemian, które miały mieć miejsce. To przekonanie o tym, że oni wiedzą lepiej, oderwało ich od problemów, którymi Polacy żyli na co dzień, od coraz większych wątpliwości, które bardzo szybko przy postępujących bólach transformacyjnych zaczęły się nasilać. Poza tym skupienie się na rywalizacji politycznej powodowało efekt konsolidowania przez partię swoich organizmów, tak by eksponować swoich liderów. A ci liderzy na tyle dobrze wkomponowali się w scenę polityczną, na tyle umiejętnie rozgrywali te pojedynki między sobą, że właściwie stali się nieusuwalnymi elementami naszej sceny politycznej. I dlatego myślę, że te najbliższe wybory dają szansę na przynajmniej częściowe przemodelowanie tej sceny, ponieważ jest oczekiwanie na nowe twarze i nowe inicjatywy polityczne.

Paradoksalnie, to przemodelowanie sceny politycznej może być szansą dla obecnej władzy na oddech i powrót. Ważny polityk PO powiedział mi nieoficjalnie coś takiego: „najlepiej, żeby do Sejmu dostało się jak najwięcej ludzi Kukiza, jak najwięcej z PiS, a za dwa lata sami będziecie nas prosić, byśmy wrócili”. Nie ma co, ciekawa oferta wyborcza...
To jest ten rodzaj politycznej opowieści, który dość dobrze wpisuje się w pewien quasi-konflikt,o którym nam się opowiada już od dłuższego czasu, czyli tarcia dwóch dużych ugrupowań: PO i PiS. Ten klincz dla nich jest bardzo wygodny, bo stawianie tego konfliktu w roli głównego sporu politycznego powoduje, że te partie już na początku zyskują przewagę, jako jedyne ośrodki liczące się w grze o przejęcie władzy. Ale ten cytat polityka PO to już jest zwyczajna buta kogoś dość dobrze ustawionego w polityce, który innym inicjatywom odmawia prawa do tego, by choć spróbowały w jakimś stopniu odczarować to, co się na tej scenie politycznej dzieje. Wydaje mi się jednak, że gdyby doszło po wyborach do przemodelowania sceny politycznej, to tak szybko za tymi byłymi politykami nie zatęsknimy. Oni mieli wiele szans udowodnienia tego, że są właściwymi ludźmi na właściwym miejscu, takimi , którzy rozgrywają nasze potrzeby i interesy ekonomiczne we właściwy sposób. No i to się jednak nie udało. Być może dobrze osadzone w naszej rzeczywistości społecznej elity, czyli ci, którzy na tych przemianach zyskiwali i zyskują, oczekują stabilizacji i kontynuacji. Dla nich chęć utrzymania przy władzy tych samych ugrupowań jest jak najbardziej naturalna. Ale wydaje mi się, że grupa osób niezadowolonych z tego, w jakim kierunku w naszym kraju poszły przemiany, a przede wszystkim, jaki jest ich efekt, rośnie. A pozostawanie na poziomie „wybierajcie kogo chcecie, a i tak będziecie nas prosić o powrót, bo my jesteśmy mniejszym złem” jest kpiną, traktowaniem wyborców i ich interesów oraz oczekiwań w sposób niepoważny i instrumentalny. Stawianie sprawy jako bezalternatywnej, że „my jesteśmy niezastępowalni”, mija się po prostu z prawdą. A pokazała to w jakimś sensie ta wtorkowa debata, bo zobaczyliśmy nie tylko świeżość Partii Razem, ale też całkiem przyzwoicie wypadł lider Nowoczesnej.

Tyle że Ryszard Petru nie jest kimś nowym w polityce...
Owszem, jego życiorys wiąże się z Unią Wolnośc i Leszkiem Balcerowiczem, jednakże jego sposób wypowiedzi i argumentacja pokazały, że można w Polsce dyskutować w inaczej. Pozostawanie na tym poziomie, określonym kiedyś jako „polityka ciepłej wody w kranie”, jest dla wielu dziś niewystarczające, zatem przestrzegałbym polityków ugrupowań dominujących przed traktowaniem nowych inicjatyw politycznych z przymrużeniem oka. Prawo do takiego traktowania dają im przykłady nie-udanych inicjatyw, jak Partia Demokratyczna, Ruch Palikota, czy słabnąca popularność Kukiza. Jednak fala zmian, która właśnie przechodzi przez Europę, zaczyna dotykać i nas, stąd kapitał polityczny dla tych nowych ugrupowań teraz właśnie się buduje.

Wspomniał Pan Kukiza. On w maju obudził w Polsce atmosferę odwilży, niemal rewolty. Ale oglądając debatę, miałem wrażenie jakbym patrzył na starą polityczną gębę. Dlaczego teraz ufa mu już tak niewielu?
Obudził, ale też dość szybko pozwolił swoim wyborcom popaść w letarg. Jak on to zrobił, powiedziano już wiele razy: spontanicznością wypowiedzi, obietnicą pewnej zmiany i zakwestionowaniem obecnego status quo. Tyle że za tym nie poszło zdefiniowanie, czym ma być ta zmiana. I to jest jedna z przyczyn, dla których poparcie dla Kukiza spadło. Dziś jego sukcesem będzie przekroczenie progu wyborczego. Po drodze było kilka potknięć, jak problemy z formowaniem komitetu, kłótnie i nieporozumienia wśród potencjalnych liderów, także kompletne fiasko referendum z 6 września, które było główną ideą tego ruchu. On mówił na bardzo wysokim poziomie abstrakcji: z jednej strony chwaląc się, że nie ma programu, a z drugiej, że zmieni Polakom życie, jak dojdzie do władzy, albo przynajmniej przegoni „złodziei” z polityki. To nie jest tak atrakcyjne, nawet dla młodych ludzi, i to było widać także we wtorkowej debacie, do której Kukiz nie był dobrze przygotowany. On wciąż chce nawiązywać do kwestii ustrojowych, oczywiście szalenie istotnych. Tylko to młodym ludziom nie jest do niczego potrzebne. Dla nich istotne jest raczej to, o czym mówi Partia Razem, czyli budowa tanich mieszkań komunalnych, dostępność tanich kredytów, umowy o pracę, a nie praca na umowach śmieciowych. Kukizowi trzeba oddać, że był pierwszym, który mocno potrząsnął naszą sceną polityczną. I wszystko jedno, z jakich powodów ludzie na niego głosowali, bo był to pierwszy sygnał, że ta pozornie zabetonowana scena polityczna jest możliwa do skruszenia. A ci, którzy te pierwsze rysy i szczeliny w tym betonie będą umieli wykorzystać w najbliższych wyborach, dostaną szansę na bardziej trwałe zaistnienie w tym, wydawałoby się, nienaruszalnym systemie partyjnym w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki