Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Mastalerek: Jak ktoś nie ma się czego czepić, to się czepia, że nie jestem z Łodzi

rozm. Marcin Darda
Marcin Mastalerek. Rocznik 1984. Szef PiS w okręgu łódzkim, poseł z okręgu sieradzkiego. Urodzony w Szczecinie, mieszka w Ksawerowie. Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego.
Marcin Mastalerek. Rocznik 1984. Szef PiS w okręgu łódzkim, poseł z okręgu sieradzkiego. Urodzony w Szczecinie, mieszka w Ksawerowie. Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego. archiwum prywatne
Z Marcinem Mastalerkiem, przewodniczącym Prawa i Sprawiedliwości w okręgu łódzkim, rozmawia Marcin Darda.

W liście do Davida Lyncha napisał Pan "nasze Miasto". Na portalach społecznościowych to podchwycono, niektórzy pytali "co takiego stało się w Szczecinie".

Takie złośliwości najczęściej słyszę od polityków, którzy nie potrafią mnie skrytykować za konkretne posunięcia, więc jedyne co potrafią, to atakować mnie, że nie urodziłem się w Łodzi, albo że jestem zbyt młody. To dla mnie objaw słabości i bezradności tych polityków, bo nie potrafią merytorycznie argumentować. Urodziłem się w Szczecinie, tam kończyłem szkoły, studia, to jest dla mnie piękny okres, o którym zawsze będę pamiętał. Natomiast moją przyszłością jest województwo łódzkie, tu byłem szefem klubu PiS w sejmiku, w województwie łódzkim zostałem posłem i tu płacę podatki. Wzorem dla mnie jest śp. Przemysław Gosiewski. Kiedy zostawał posłem w Świętokrzyskiem, gdzie się przecież nie urodził, dostał kilka tysięcy głosów. Po czterech latach było ich już kilkakrotnie więcej, a w 2007 roku już około 140 tysięcy. Stało się tak dlatego, że mimo iż się tam nie urodził, to dla świętokrzyskiego zrobił wiele więcej, niż wielu polityków, którzy tam się urodzili. Gdybyśmy mieli się czepiać parlamentarzystów za to, że są posłami z innego okręgu niż ich miejsce urodzenia, to musielibyśmy czepiać się bardzo wielu posłów i senatorów, na czele z premierem Donaldem Tuskiem. Pamiętajmy też, że Konstytucja RP mówi, że posłowie są wybierani w okręgu, ale są przedstawicielami całego Narodu.

No i gdzie Pan mieszka w tym województwie łódzkim?

Miejscem mojego zamieszkania jest Ksawerów, pod Łodzią, a wcześniej Łódź. Nie ukrywam jednak, że jak wielu parlamentarzystów dużo czasu spędzam w Warszawie. Ci, którzy chcą dobrze pracować dla regionu, sporo czasu muszą spędzać w stolicy. Inaczej się nie da, gdyż tam zapadają najważniejsze decyzje dla Łodzi i województwa. Mimo to w Łodzi jestem bardzo aktywny, często spotykam się z mieszkańcami. I nie słyszę tu, że mnie "nie ma", lub że jestem niewidoczny, nieaktywny. Słyszę tylko kuriozalny zarzut, że się w Łodzi nie urodziłem.

A skąd się w ogóle ta Łódź w pańskim życiorysie wzięła?

Wybory samorządowe odbyły się po katastrofie smoleńskiej, a ja byłem bliskim współpracownikiem szefowej klubu parlamentarnego PiS śp. Grażyny Gęsickiej. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński oddelegował mnie do pracy w kampanii samorządowej ministrowi Witoldowi Waszczykowskiemu, który kandydował na prezydenta Łodzi. Dostałem też od władz krajowych Prawa i Sprawiedliwości propozycję startu w wyborach do sejmiku. Minister Waszczykowski nie mógł wówczas liczyć na pomoc Jarosława Jagiełły, wówczas szefa PiS w okręgu łódzkim...

Dlaczego nie mógł liczyć na Jagiełłę?

Z perspektywy czasu oceniam, że wtedy poseł Jagiełło grał już własną grę obliczoną na koalicję z PO, by jego najbliżsi współpracownicy mieli zagwarantowane intratne posady. To było całkowicie sprzeczne z interesem PiS.

Ale pański awans na szefa okręgu jako człowieka z zewnątrz można odbierać tak, jakby Jarosław Kaczyński nie ufał nikomu stąd.

Ale ja tak tego nie odbieram. Każdy ma swoje zadania. Pracowałem najpierw biurze krajowym partii, potem w klubie parlamentarnym. Od lat jestem zaangażowany w działalność w PiS. Znam i czuję partię. Poza tym to był trudny moment dla PiS...

Mówi Pan o rozwiązaniu PiS w Łodzi po głosowaniu za likwidacją szkół?

Mówię przede wszystkim o tym, jak Jacek Kurski wyprowadził z partii Zbigniewa Ziobrę i rozbił polską prawicę. Wyrzucenie z PiS wiceprezydenta Krzysztofa Piątkowskiego i kilku radnych za likwidowanie szkół, co było wbrew stanowisku PiS, wprowadziło pewien krótkotrwały zamęt w lokalnych strukturach. Musieliśmy uspokoić sytuację i pokazać w działaniu mieszkańcom, że jako opozycja nie godzimy się na takie pomysły. Myślę, że to dlatego akurat ja tę misję otrzymałem.

I zaakceptowano Pana w łódzkim PiS, czy po prostu pogodzono się z tym w obawie przed wyrzuceniem? Bo Pan ostro pojechał już na początku wyrzucając ponad 150 osób.

To były tak zwane "martwe dusze", osoby, które od lat nie pojawiały się na spotkaniach, nie przejawiały żadnej aktywności, które nie płaciły składek. Można oczywiście takie osoby w partii tolerować i chwalić się w Warszawie, ilu to członków mamy. Ale mnie fikcja nie interesuje. Byłem znany wielu działaczom, przecież wcześniej byłem szefem radnych PiS w sejmiku łódzkim, ale nie ukrywam, że mogli być zaskoczeni moim wyborem. Mam nadzieję, że po roku wytężonej pracy, a wykonaliśmy dużą pracę, udało nam się stworzyć dobrą i zgraną drużynę.

Ale gdyby porównać wybory do zarządu okręgu i do zarządu powiatowego w Łodzi widać, że PiS z grubsza dzieli się na ludzi Janiny Goss i Marcina Mastalerka.

Nie, takiego podziału wykreować się nie da. Wiele osób niechętnych, chcących zaszkodzić PiS tak to chce widzieć i tak rozpowiadają. Ja mam wielki szacunek dla pani mecenas Janiny Goss. Wiele jej zawdzięczam i w trudnych chwilach mogłem na nią liczyć. Kiedyś o pani Janinie Goss prezes Jarosław Kaczyński powiedział mi, że bez niej w Łodzi nie przetrwałoby Porozumienie Centrum a potem nie przetrwałby PiS. Były ciężkie czasy, a pani Janina Goss wykazała się niesamowitą lojalnością wobec PC. Taką postawę szalenie cenię i szanuję, a nasza współpraca układa się bardzo dobrze.

A może jakiś przedsmak walki o miejsce w PiS już jest? Marek Michalik nie jest już szefem klubu PiS w Radzie Miejskiej, a przecież pamiętamy, że do PiS przyprowadził go Jarosław Jagiełło, którego też wyrzucono.

Ale Marek Michalik żadnych kontaktów z Jarosławem Jagiełłą już nie ma, natomiast zmiana szefa klubu w Radzie Miejskiej to zmiana czysto techniczna. Radny Michalik oddał funkcję przewodniczącego klubu ze względu na liczne obowiązki służbowe. Przyjąłem tę rezygnację, ale to nie zmienia mojej oceny, że jest to dobry radny. Był dobrym szefem klubu, świetnie zna Łódź, bo był wiceprezydentem u prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Jestem też przekonany, że radny Piotr Adamczyk, który teraz jest szefem klubu sprawdzi się w tej roli. Marek Michalik jako szef klubu był bardzo mocno opozycyjny wobec prezydent Hanny Zdanowskiej i to bardzo dobrze, bo my, PiS, byliśmy niestety traktowani w Łodzi przez długi czas poprzez działania Jagiełły jako taka przystawka Platformy Obywatelskiej. Teraz jesteśmy twardą, ale i merytoryczną opozycją. Twarzą tej opozycji był właśnie przewodniczący Michalik i zapłacił za to wysoką cenę. Przecież PO próbowała pozbawić go mandatu radnego, a my bardzo mocno się wtedy postawiliśmy po jego stronie. Ma duże zasługi, nie powinien się obawiać o pozycję w partii.

Zawsze jak ktoś tak zapewnia, to myślę, że jest odwrotnie. Ale skoro tak go doceniacie, to pewnie myślał Pan o nim jako o kandydacie na prezydenta Łodzi? W łódzkim PiS trudno szukać kogoś o większym doświadczeniu samorządowym.

Statut PiS w takim przypadku jest jasny i czytelny: w mieście tak ważnym jak Łódź kandydata na prezydenta wybiera Komitet Polityczny PiS. Zarząd okręgowy co prawda może rekomendować kandydata, ale moim zdaniem jest zbyt wcześnie, by teraz rozmawiać o nazwiskach. Słyszymy o tym, że w Platformie trwają już walki, kto ma być kandydatem zamiast Hanny Zdanowskiej, a my przygotowujemy się do wyborów samorządowych od strony organizacyjnej i merytorycznej. Pracujemy nad programami PiS do rad gminnych, miejskich, rad powiatów i sejmiku.

Ale słychać, że przewodniczący Mastalerek będzie chciał wepchnąć na szczyty list wyborczych do Rady Miejskiej swoją młodzieżówkę i PiS czeka ostra miotła.

PiS stawia na młodych, w żadnej innej partii młodzi nie pełnią tylu ważnych funkcji, ile właśnie w PiS. I ja na młodych też chcę stawiać, ale nie tylko dlatego, że sam jestem młody. To musi być synteza młodości i doświadczenia i tylko wtedy to może zagrać. Współpracuję z wieloma młodymi ludźmi, między innymi z Mariuszem Rusieckim, Łukaszem Rzepeckim, który jest najmłodszym radnym w kraju, Sylwią Ługowską czy Sebastianem Bulakiem. Ale świetnie współpracuję także z działaczami o dłuższym stażu, takimi jak na przykład pani mecenas Janina Goss, Halina Rosiak, Jerzy Balcerek, Kazimierz Kluska. Każdy działacz PiS ma taką samą szansę na miejsce na liście w wyborach samorządowych i to miejsce "biorące". Nie będzie tak, że jeśli ktoś jest radnym, to automatycznie z tego powodu dostanie najlepsze miejsce na liście w swoim okręgu. Musi się wykazać i udowodnić, że potrafi jeszcze więcej.

Witold Waszczykowski po wyborach powiedział, że chce zostać szefem okręgu, tymczasem to Pan nim został. Rozumiem, że w najbliższych wyborach to Pan dostanie "jedynkę"?

To nie ma nic wspólnego. Ja się zresztą miejscami na liście wyborczej nie ekscytuję, bo przecież wyborcy w ostatnich wyborach pokazali, że te najwyższe miejsca nie zawsze premiują. Cezary Grabarczyk z pierwszego miejsca na liście Platformy w Łodzi zrobił dopiero trzeci wynik. Z listy PiS do Sejmu weszły osoby z miejsc pierwszego, trzynastego i dwudziestego. To dowodzi, że w wyborach nie zawsze decyduje tylko miejsce. Staram się solidnie wykonywać swoje obowiązki, bo z tego przy urnach rozliczać mnie będą wyborcy.

Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki