Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Menedżer Roku 2019 Regionu Łódzkiego - rozmowa z Andrzejem Pabichem, laureatem w kategorii mikro i mała firma

Michał Kaźmierczak
Michał Kaźmierczak
Zoo Safari w Borysewie to rodzinny interes, w którego prowadzenie prócz prezesa Andrzeja Pabicha zaangażowana jest m.in. żona Anna. Włączają się także synowie Dariusz i Janek
Zoo Safari w Borysewie to rodzinny interes, w którego prowadzenie prócz prezesa Andrzeja Pabicha zaangażowana jest m.in. żona Anna. Włączają się także synowie Dariusz i Janek Fot. archiwum prywatne
ZOO Safari w Borysewie to największy prywatny ogród zoologiczny w Polsce. Na 26 hektarach powierzchni żyje 100 gatunków zwierząt w tym rzadko spotykane białe tygrysy i białe lwy. ZOO w Borysewie to także „książkowy” przykład na to, że pasja i budowa dobrze prosperującego przedsiębiorstwa mogą iść ze sobą w parze. O miłości do zwierząt, historii firmy i rozwoju rynku parków turystyki i rozrywki rozmawiamy z Andrzejem Pabichem, prezesem Zoo Safari w Borysewie, laureatem konkursu Menedżer Roku 2019 Regionu Łódzkiego w kategorii mikro i mała firma

Narodziny białych lwów i tygrysów w Borysewie z zapartym tchem obserwował cały świat. Dość powiedzieć, że artykuły na ten temat można było znaleźć w „The New York Times”, „The Washington Post” czy „The Guardian”...

To prawda. Moja rodzina, która mieszka w Stanach Zjednoczonych, była bardzo zaskoczona, gdy czytając gazety, natrafiła na moje nazwisko. To wydarzenie na pewno wpłynęło pozytywnie na rozpoznawalność naszej marki. Do dziś w naszym ogrodzie przyszło na świat 14 białych tygrysów i 12 białych lwów. Kilka z nich wyjechało do Tajwanu i Korei Południowej na mocy współpracy z zagranicznymi Ogrodami Zoologicznymi. Te, które u nas pozostały stanowią około 15 procent światowej populacji tych zwierząt. Niektóre z nich w początkowym etapie rozwoju wychowywaliśmy w naszym własnym domu. Kocięta zostały odrzucone przez matkę, trzeba było je więc dokarmiać i dbać o nie. Po roku wróciły do swych sióstr i braci. Efekt jest taki, że znają ludzi i nie unikają ich. Na wybiegu śmiało podchodzą do szyb i siatek, przy których są turyści, za ich wzorem podąża reszta stada. Efekt jest taki, że zwierzęta można oglądać w pełnej krasie.

Lwy i tygrysy to tylko dwa gatunki z 100, które żyją w Borysewie …

W zagrodach i na wybiegach można zobaczyć serwale, pumy, rysie, wilki polarne, psy dingo, panterę chińską, żyrafy, antylopy, zebry, surykatki, strusie, foki, kozy, alpaki, największą w Europie, liczącą 27 okazów ekspozycję krokodyli nilowych, w sumie 600 zwierząt pochodzących z 5 kontynentów. Jako jedyne ZOO w kraju mamy też bawoły afrykańskie. Idąc „za ciosem” „białych lwów i tygrysów”, ściągnęliśmy też białe wielbłądy i kangury. Bardzo dbamy o to, by zwierzęta czuły się u nas swobodnie. Mają duże wybiegi z własnymi zbiornikami wodnymi i tam, gdzie to jest możliwe, mieszkają w stadach. Dużo zwierząt, jak na przykład antylopy, w takich warunkach czują się bezpiecznie. To również dodatkowa atrakcja dla naszych gości. Zamiast oglądać jedną lub dwie pary zwierząt z danego gatunku, co niekiedy się zdarza, widzą całe stado. To naprawdę robi wrażenie.

Prowadzenie ogrodu zoologicznego zdaje się ciężkim kawałkiem chleba. Skąd wziął się pomysł na taką działalność?

Kilkanaście lat temu kupiłem teren w Borysewie z myślą o zupełnie innym interesie. Prowadziłem tu przez jakiś czas hurt spożywczy. Zwierzęta jednak były nam zawsze bliskie. Mój starszy syn, Dariusz hodował rybki, pająki i węże, ja w gabinecie miałem piranie i kajmany. Nasza rodzinna pasja była na tyle duża, że zaczęły się u nas pojawiać kolejne zwierzęta a na naszym terenie, wzdłuż trasy rosły kolejne woliery, w których mieszkały m.in. bażanty i kaczki. Po pewnym czasie zająłem się sprowadzaniem do kraju strusi. Zwierzęta ściągałem z Holandii, a następnie sprzedawałem polskim hodowcom. Organizowałem też sympozja i spotkania z holenderskimi hodowcami. W kraju był akurat boom na strusie jaja i mięso więc było to opłacalne. Po pewnym czasie boom przeminął, ale strusie pozostały tyle, że jako zwierzęta dekoracyjne. Pojawiły się też dodatkowo kuce i inne okazy, które trzymaliśmy dla przyjemności. Po pewnym czasie zwróciliśmy uwagę, że ludzie często zatrzymują się przy naszym ogrodzeniu, by je obejrzeć. W tym czasie mój starszy syn zaczął też współpracować z ogrodami zoologicznymi na całym świecie. Szukał okazów i przewoził dla nich zwierzęta. Postanowiłem to wykorzystać. Wystąpiłem o zezwolenie na prowadzenie ogrodu bez niebezpiecznych zwierząt. ZOO otworzyliśmy w sierpniu 2008 roku. To było szaleństwo. Moja żona Anna sprzedawała bilety w domku o rozmiarach 4 × 4 metry z młodszym synem Jasiem na kolanach, a w zagrodach mieliśmy w sumie 33 okazy. Okazało się jednak, że informacja o pierwszym prywatnym ZOO w okolicy poszła w świat i przyjechało do nas całkiem sporo ludzi. Wpływ na to miała zapewne działalność znajdujących się nie opodal uniejowskich term, które otworzono w tym samym roku. Byliśmy bardzo pokrzepieni tym zainteresowaniem. Postanowiłem więc inwestować dalej. Dokupowałem kolejne fragmenty gruntów, ściągaliśmy kolejne zwierzęta. Po dwóch latach otrzymałem zezwolenie na prowadzenie Ogrodu Zoologicznego. Dzięki temu mogłem ściągnąć do nas również gatunki niebezpieczne. Udało nam się z synem znaleźć białego lwa Sahima, a nieco później samicę dla niego. Ta para to prawdziwe uosobienie miłości, której owocem była 12 małych kociąt, w tym lwie czworaczki. By sfinansować to wszystko, musiałem wyprzedawać nieruchomości, którymi dysponowałem w Łodzi. Ogród się rozrastał, ludzi było coraz więcej. Teraz w ciągu sezonu odwiedza nas średnio 250 tys. osób.

Branża, w której działacie, jest bardzo dynamiczna i wymaga ciągle nowych pomysłów i nowych inwestycji...

Zgadza się. W naszym modelu biznesowym zmierzamy teraz od ogrodu zoologicznego do parku rozrywki, który ma zapewniać atrakcje osobom w każdym wieku i o różnych zainteresowaniach. Otworzyliśmy więc interaktywne kino tzw. cinecoaster 7D (nazwa zaczerpnięta symulowanej przejażdżki wagonikiem, w którym znajdują się widzowie), w którym odbywają się projekcje filmów o drapieżnikach oraz położony na końcu naszego ogrodu Świat Wodny. Kompleks ten składa się z czterech wysp, na których żyją różne zwierzęta: gibony, koczkodany, lemury, żurawie, pelikany i 6 aligatorów. Pomiędzy wyspami znajdują się kanały wodne, w których mieszkają m.in. karpie koi. Pomiędzy wyspami można przemieszczać się po kładkach lub przy pomocy rowerów wodnych. Taki sposób oglądania zwierząt jest bardziej dynamiczny i ciekawszy, od zwykłej przechadzki. Niedługo pojawią się tam kolejne zwierzęta w tym czarne łabędzie i flamingi. Mamy też restauracje, w których nasi goście mogą wybrać posiłki dla siebie i dla najmłodszych ze zróżnicowanego menu i „Figlarnię”, czyli kompleks namiotów sferycznych z klimatyzowanym placem zabaw, z pneumatycznymi zjeżdżalniami i trampolinami, w którym rodzice mogą odpocząć przy filiżance np. kawy i zjeść lunch, a dzieci mogą swobodnie się pobawić. Działalność w tej branży wymaga od nas ciągłego inwestowania, nowych pomysłów i wyczucia potrzeb naszych gości.

Działalność ZOO Safari w Borysewie zdaje się mieć ścisły związek z rozwojem całego regionu...

Gdy zakładaliśmy ZOO w Borysewie, wielu ludzi stukało się czoło, twierdząc, że ogród położony na wsi to zły pomysł. Okazało się jednak, że mimo na pozór złego położenia, ludzi przyjeżdża do nas coraz więcej. Wpływ na to ma na pewno bliskość Term w Uniejowie. Ludzie, którzy jadą tam odpoczywać, zaglądają do nas i odwrotnie. W połowie roku kolejna, podobna inwestycja ruszy w Poddębicach (Termy w Poddębicach), kilkaset metrów w linii prostej od nas. W tym przypadku również spodziewamy się wymiany gości pomiędzy atrakcjami. Wydaje mi się, że nasza działalność również ma wpływ na lokalny handel. Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, zaglądają po drodze do sklepów i restauracji. To naturalne, że działalność różnych przedsiębiorców wpływa na siebie i uważam to za dobrą monetę. Miałem już kilka propozycji przeniesienia naszego ogrodu w inne miejsce w kraju i to za naprawdę duże pieniądze. Nie zgodziłem się, bo turystyka w naszym regionie zaczyna się naprawdę dobrze rozwijać. Jesteśmy w mniej więcej równej odległości od nas Warszawy, Wrocławia i Poznania i sądzę, że mieszkańcy tych regionów, zaczną do nas coraz liczniej zaglądać.

Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?

Na pewno stawiamy na rozwój. Pojawią się nowe gatunki zwierząt. Chcemy też wydłużyć sezon. ZOO pracuje i generuje koszty przez cały rok, więc im dłużej jest otwarte dla zwiedzających, tym lepiej zarabia na swe utrzymanie. W tym roku z pomocą przyszła nam pogoda, więc ogród już działa i można do niego przyjeżdżać, a bilety sprzedawane są w promocyjnej cenie. Wiosną planujemy też dużą imprezę. 26 kwietnia organizujemy I Bieg o Puchar Lwa Sahima połączony z piknikiem rodzinnym. Uczestnicy będą mieli do pokonania dwa okrążenia po ogrodowych alejkach, w sumie 5200 m lub 2600 m, dzieci krótszy dystans. W ramach wpisowego każdy uczestnik będzie mógł zabrać bezpłatnie osobę towarzyszącą. Dla tych, którzy ponad bieganie przedkładają piesze wędrówki, przygotowaliśmy przechadzkę z przewodnikiem, w którego rolę będę miał przyjemność wcielić się osobiście. Na imprezę zaprosiliśmy przedstawicieli Polskiego Związku Olimpijskiego parlamentarzystów i lokalnych samorządowców. Bardzo chcemy, by wpisała się ona w cykl wydarzeń zarówno w naszym ZOO, jak i w regionie. Jak co roku, będziemy też świętować dzień dziecka, podczas którego dzieci do 15 lat mają wstęp wolny.

Czy z perspektywy czasu, raz jeszcze otworzylibyście Zoo, czy może spróbowali szczęścia w innym biznesie?

Prowadzenie ogrodu zoologicznego to ciężki kawałek chleba, ale i ogromna satysfakcja i nie zamieniłbym tego na nic innego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki