Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mick Hucknall: Wróćmy do korzeni muzyki

Łukasz Kaczyński
Mick Hucknall
Mick Hucknall APP Photo
Z Mickiem Hucknallem, brytyjskim wokalistą, twórcą grupy Simply Red, który 26 marca wystąpi w Sali Kongresowej w Warszawie, rozmawia Łukasz Kaczyński.

Dlaczego zdecydował się Pan nagrać kolejny album z własnymi interpretacjami cudzych przebojów, tym razem standardów amerykańskiej muzyki soul? "American Soul" jest taką muzyczną podróżą w przeszłość, rodzajem hołdu oddanego tym, którzy przed laty dostarczyli Panu inspiracji?

Tak, myślę, że właśnie w ten sposób doszło do realizacji tego albumu. Prawdę mówiąc, przyszło mi pracować nad dwoma albumami w tym samym czasie. Byłem bowiem właśnie w studio i nagrywałem moje autorskie piosenki, gdy dostałem zaproszenie do występu z czterema członkami The Rolling Stones. Razem z ich dawnym basistą Billem Wymanem wykonaliśmy kilka piosenek z gatunku r'n'b. Potem zrobiłem małe tournée z obecnym gitarzystą "Stonesów", Ronnie'm Woodem i Rodem Stewartem w reaktywowanym zespole Faces, a potem jeszcze z Charlie Wattsem i jego zespołem A,B,C&D Of Boogie Woogie. Z nimi wszystkimi i jeszcze Mickiem Taylorem zagrałem w Londynie w hołdzie dla Iana Stewarta. I co ważne, to wszystko była muzyka oscylująca wokół r'n'b. Świetnie się przy tym bawiłem i po prawdzie to moja mama zasugerowała: Skoro tak dobrze się w tym czujesz, skoro daje ci to taką radość, dlaczego nie nagrasz własnego albumu z taką właśnie muzyką? Jak już powiedziałem, byłem w trakcie pracy w studio, więc pomyślałem, że dlaczego by nie? To wszystko legło u podstaw albumu "American Soul".

Gdy widzę artystów, których utwory Pan interpretuje, mam wrażenie, że jest w tym wskazówka dla słuchaczy: wróćmy do korzeni obecnej muzyki, do tego, co jest jej podwalinami. Jest w tym jakaś nostalgia, uważa Pan, że to był najlepszy moment w historii muzyki?

Zgodziłbym się z tym pierwszym stwierdzeniem, o powrocie do korzeni, dokładnie tak widzę tę sprawę. Chciałem dokonać pewnej zmiany w tym, co do tej pory proponowałem moich słuchaczom, i wrócić do muzyki lat pięćdziesiątych i wczesnych lat sześćdziesiątych minionego stulecia. Te piosenki znane są z wykonań choćby The Flamingos, Tyrone'a Davisa, Etty James, Elvisa Presleya. To duże nazwiska. Czy był to złoty okres dla muzyki? Myślę, że był z pewnością ważny dla mnie, przeze mnie najbardziej ulubiony. Na albumie "American Soul" chciałem opowiedzieć pewną historię o mnie i tej muzyce.

Zarówno na "American Soul", jak w trakcie występów na żywo, choćby w Sidney Opera, Pana głos jest pełen siły, jak przed laty. To efekt jakichś specjalnych zabiegów, dbałości o niego, stałych ćwiczeń?

Cóż, to dość zabawne, ale w zasadzie nie podejmuję tego typu działań. Tak, może się to komuś wydać szalone, ale nie robię kompletnie nic w tym kierunku, aby dbać o mój głos w jakiś szczególny sposób. Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Myślę, że pod tym względem mam po prostu dużo szczęścia (śmiech).

Jakie utwory będzie mogła usłyszeć publiczność podczas koncertu w Sali Kongresowej 26 marca?

Na pewno nie tylko te, które znalazły się na albumie "American Soul". Zaplanowałem też trzy piosenki z czasów, gdy swoje triumfy święcił zespół Simply Red, a także dwie zupełnie nowe kompozycje.

Jaki jest dziś tak naprawdę status Simply Red. W 2010 roku, po 25 latach udanej działalności, ogłosił Pan, że zespół przechodzi do historii. To ostateczne zawieszenie czy też ma Pan jakiś pomysł na ożywienie tego projektu?

Dziś nie mam żadnego celu, aby powracać do Simply Red. Jestem zbyt zajętym człowiekiem. Oczywiście, przyznam jednak, że nie mam bladego pojęcia, co może przynieść przyszłość, ale jestem zbyt skoncentrowany na tym, co dzieje się aktualnie, choćby na przygodzie z amerykańskim soulem. Wydaje mi się jednak, że ktoś, kto zapiera się i mówi: "nigdy nie zrobię tego" lub: "do tego nigdy nie wrócę", jest po prostu głupcem. Powtórzę jednak: Simply Red nie zaprząta dziś mojej głowy. Wydałem nowy album, o którym rozmawiamy i który sprowadza mnie do Polski, kształtów nabiera także drugi krążek, na którym znajdą się już moje własne utwory i to wszystko pochłania dziś całą moją uwagę.

Skoro o nowych wydawnictwach mowa - wiele lat temu powiedział Pan, że pojawiające się w telewizji programy, które "wyławiają" talenty, jak na przykład "Idol", psują na swój sposób rynek muzyczny. Dziś takie programy mamy również w Polsce i widzimy jak to wygląda. Nadal podpisałby się Pan pod swoimi słowami?

W większości - tak, utrzymałbym ten sąd. Ale na tyle, na ile śledzę sprawę, to powiedzieć mogę, że dziś w Wielkiej Brytanii z kondycją muzyki szczęśliwie jest całkiem dobrze. Ludzie, którzy już decydują się wystąpić w takich programach, są naprawdę nieźli w tym, co robią. Być może wiesz, że w ten sposób zadebiutował taki zespół jak One Direction (w VII edycji angielskiej wersji "X Factor" grupa zajęła trzecie miejsce, co zaowocowało podpisaniem kontraktu z wytwórnią Syco Music - przyp. red.). No, ale przecież nie wszyscy uczestnicy takich programów są nieoryginalni czy tandetni. Jednak słyszę od znajomych, że dziś cały przemysł muzyczny jest w kryzysie. Zgoda. Pytanie: kto za to odpowiada.

Wielu artystów odchodzi od muzyki i angażuje się na przykład w gastronomię, prowadzi prestiżowe restauracje. Pan jest jeszcze właścicielem winiarni na Sycylii, jeśli się nie mylę?

Zgadza się. Moje wino jest moim hobby. Niczym więcej i niczym mniej. Czymś, co daje mi wielką, prawdziwą radość. Poza tym kolekcjonuję wino powstające także poza moją winnicą. Przyznam, że nawet ich nie liczę, nie wiem ile ich mam. To po prostu hobby, rodzaj frajdy, coś, czym kocham się zajmować. Nie jestem w tym bardzo drobiazgowy. Nie siliłbym się też na określanie, jakie wino lubię najbardziej. To jest zależnego od chwili, od tego, co w danej chwili spożywam, gdybym miał już wejść w szczegóły.

Pozostając jeszcze w tym klimacie, przypomina mi się czas, że gdy byłem nastolatkiem i słuchałem Pana utworów, także tych z czasów Simply Red, zawsze byłem zdumiony: jak możliwe jest połączyć ze sobą taką delikatność i taki wigor. To jest Pana propozycja dla słuchaczy, tacy powinniśmy być w naszym życiu? Poruszając się w nim brakuje nam delikatności?

Hm, niekoniecznie. Myślę, że dobrze jest mieć w sobie całą paletę uczuć i umiejętność dostrzegania różnych dróg, jakimi możemy pójść, a także mieć świadomość wybrania tej opcji, która jest w danej chwili bardziej na miejscu. Nie we wszystkim powinniśmy zachowywać łagodność, ale również nie zawsze powinniśmy przesadnie eksponować naszą siłę. To kwestia dostosowania właściwego stylu do właściwego momentu życia.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki