Tym razem PiS nie może zarzucać władzom Łodzi, że projekt budżetu jest skonstruowany na zasadzie: „Po nas choćby potop”. Takie zdanie opozycja wypowiadała chórem co roku, gdy trwały prace nad budżetem. A tu niespodzianka, bo w projekcie budżetu można wyczytać stopniową redukcję zadłużenia.
Opozycja nie mogła doczepić się do rosnącego długu, więc stwierdziła, że to budżet stagnacji. Planowane wydatki inwestycyjne na poziomie 607 mln zł, przy tegorocznych inwestycjach na poziomie 1,3 mld zł, nie wyglądają imponująco. Zwłaszcza, że dotyczą dokończenia prowadzonych inwestycji, a nie nowych projektów. Tu jednak władze Łodzi też mogą się obronić, jeśli tylko odkręci się kurek z unijnymi pieniędzmi z nowej perspektywy finansowej. W rezerwach i innych „szufladkach” budżetu są pieniądze, które bez problemu można przeznaczyć na wkład własny do unijnych projektów. A wtedy nie będzie to budżet stagnacji.
Co może zrobić PiS, żeby pokrzyżować szyki władzom Łodzi? Otóż coraz głośniej mówi się o przywróceniu starych wskaźników budżetowych w miejsce nadwyżki operacyjnej. Przypomnijmy, że kilka lat temu poziom zadłużenia na koniec roku nie mógł przekraczać 60 proc. dochodów. Przy dochodach planowanych w 2016 roku na poziomie 3,5 mld zł i zadłużeniu prawie 3 mld zł, stary wskaźnik wyniósłby 85 proc. A to oznaczałoby rządy komisarza. Oczywiście, takiej zmiany wskaźników nie można wprowadzić nagle. Ale nawet kilkuroczny okres przywracania wskaźników byłby dla Łodzi fatalny. Wszystkie dochody miasta należałoby przeznaczyć na spłatę zadłużenia, a nie na unijne inwestycje. Być może opozycja by triumfowała, ale warto zastanowić się, jakim kosztem?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?