Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Misjonarz z Sieradza w Rosji [ZDJĘCIA]

Dariusz Piekarczyk
W Obwodzie Kaliningradzkim mieszka siedem tysięcy naszych rodaków.
W Obwodzie Kaliningradzkim mieszka siedem tysięcy naszych rodaków. Archiwum ojca Jerzego Jagodzińskiego
Od 1995 roku sieradzanin Jerzy Jagodziński, misjonarz werbista, pracuje na terenie Rosji. Podniósł z ruin kościół w Tambowie. W 2008 roku został przeniesiony do Obwodu Kaliningradzkiego i tam też zaznaczył swoją obecność. - Przyjedźcie koniecznie do Znamieńska, koniecznie. A najlepiej 15 września. Tego dnia planujemy odpust w naszej parafii. W tym roku odpust będzie po raz pierwszy, bo świątynię rekonsekrowano 24 listopada zeszłego roku, w wigilię uroczystości Chrystusa Króla. Rekonsekracji dokonał arcybiskup metropolita Paweł Pezzi, ordynariusz archidiecezji Matki Bożej w Moskwie - kiedy ojciec Jerzy Jagodziński opowiada o swojej parafii, głos ma bardziej uroczysty, jego oczy błyszczą, bije z nich blask.

Nie ma się jednak co dziwić. To głównie jego zapobiegliwości, mądrości oraz znajomości wschodnich realiów udało się świątynię w Znamieńsku odzyskać, a potem odbudować - a raczej stworzyć od podstaw - wspólnotę parafialną.

Dla ojca Jerzego takie zadania to nie nowość. Nawykł do robienia rzeczy wydałoby się niemożliwych. W Rosji pracuje od 1995 roku, ale już ponad 30 lat jest kapłanem. Pracuje na misjach.

Pierwsze były Filipiny
Z powołaniem bywa różnie. Czasem decyduje przypadek.

Tak było z ojcem Jerzym. Chodził do najstarszego sieradzkiego liceum im. Kazimierza Jagiel-lończyka. Tam poznał ojca Feliksa Zapłotę, prowincjała werbistów w Polsce. Spotkanie zaowocowało powołaniem.
Kolejny etap to Seminarium Duchowne Księży Werbistów w Pieniężnie. Po jego ukończeniu miała być pierwsza praca, od razu misyjna - w Chinach. Władzie chińskie nie zgodziły się jednak na przyjazd misjonarza.
Trafił na Filipiny i spędził tam 15 lat. Pobyt na Filipinach do dziś ojciec Jagodziński wspomina ciepło.

Rosja w duszy gra
Od roku 1995 ojciec Jerzy pracuje Rosji, wcześniej był, między innymi, w Kazachstanie.

Rosja, jak mówi, jest jego miłością. Mógłby godzinami opowiadać o tym nieprzeniknionym, tajemniczym, ale i fascynującym kraju.

Najpierw był Tambów, miasto leżące 500 kilometrów na południowy wschód od Polski.

- Do dziś gdy pytasz w Tambowie "Jak ci leci?" odpowiedzą "Jak w Polsce" - twierdzi ojciec Jerzy. - Ale nie bez przyczyny. Była tam niezwykle silna diaspora polska. Proszę sobie wyobrazić, że w roku 1924 polska parafia w tym mieście liczyła ponad 18 tysięcy wiernych. Polacy wybudowali kościół-cudo. Potem, jak już świątynię odzyskaliśmy, okazało się, że ma tak wspaniałą akustykę, że kazanie można głosić z każdego prawie miejsca, nie używając mikrofonu. I jeszcze powiem, że do dziś żyją w naszym kraju ludzie, którzy tam, w Tambowie, urodzili się.

Kiedy tam przybył, katolicy nie mieli świątyni. Spotykali się z ojcem Jerzym w wynajętej sali kinowej. Wszystkie prośby w tej sprawie odrzucano.

- W końcu poszedłem do burmistrza, nazywał się Kowalczuk. I proszę sobie wyobrazić, że budynek oddał! Mało tego, urzędnicy pomagali nam wypełnić wszystkie niezbędne dokumenty. Zmarł wkrótce potem i na cmentarzu dowiedziałem się, że jego prawdziwe nazwisko to Kowal. Pewnie potomek polskich zesłańców... Może odezwało się wtedy w nim sumienie, może? - pyta sam siebie zakonnik.

Nie tylko w Tambowie Polacy tworzyli wielką siłę. W Wołogdzie mieli nie tylko kościół, ale i gimnazjum dla dziewcząt, teatr letni, bibliotekę liczącą 23 tysiące tomów.

- I niech ktoś teraz powie, że Polacy nie mieli wpływu na kształtowanie kultury i gospodarki rosyjskiej. Polacy w Rosji od zawsze stanowili i stanowią grupę kulturotwórczą - przekonuje.

Kolejny etap misyjnej pracy sieradzanina to Moskwa. Tam zakonnik, wtedy już regionał werbistów na Rosję i Białoruś, walczył o odzyskanie kościoła dla parafii św. Olgi. I tam mu się powiodło. Ojciec Jerzy został proboszczem parafii. Prowadził w tamtym czasie katolicką audycję radiową, pomógł też w odzyskaniu polskiego kościoła w Sankt Petersburgu.

Parafia Znamieńsk
Rok 2007 to kolejny etap pracy misyjnej w Rosji. Trafił do Obwodu Kaliningradzkiego, gdzie w miasteczku Znamieńsk grupka miejscowych katolików rozpoczęła walkę o odzyskanie świątyni.

Kościół zbudowano tam w latach międzywojennych. Po wejściu Rosjan na ten teren zburzono wieżę, w świątyni ulokowano warsztaty szkolne. Budynek niszczał. Kiedy był w tragicznym stanie, szkoła porzuciła go. Stał się miejscem spotkań wandali i bezdomnych. Katolikom, którzy od połowy lat dziewięćdziesiątych zaczęli się tam gromadzić na modlitwie, za nic w świecie kościoła oddać nie chciano.

- Nie i już. Nawet wtedy, kiedy Duma, czyli rosyjski parlament, zadecydowała, że obiekty sakralne należy zwracać. Ale nie dotyczyło to kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej - twierdzi.

Znamieńską świątynię potraktowano jako budynek użytkowy i postanowiono sprzedać prywatnemu nabywcy, który chciał tam ulokować hotel z restauracją i sauną. A świątynia stoi praktycznie na cmentarzu. Nikt, łącznie z rajcami miejskimi, nie miał oporów moralnych. Mer miasta wystawił kościół na aukcję za niebotyczną sumę ośmiu milionów rubli. Nic z tego jednak nie wyszło. Potem próbowano przekazać budowlę Cerkwi prawosławnej.

- Myśmy jednak walczyli o swoje. Było aż 12 procesów sądowych - wszystkie przegrane. W Rosji jest jednak tak, że cuda potrafią zdziałać wybory - przekonuje ojciec Jerzy.

Pewnego dnia jeden z kandydatów do rady miejskiej przejeżdżał obok zrujnowanej świątyni. Policzył, ile tam stoi samochodów, bo akurat było nabożeństwo. Przeliczył to na głosy i... stał się cud. Znamieńscy katolicy oficjalnie otrzymali w dzierżawę na 49 lat kościół wraz z cmentarzem.

- Ależ to była radość, tego nie da się opisać. W Polsce nie sposób tego pojąć. Po fali radości, kiedy emocje opadły, zaczęło się poszukiwanie pieniędzy i robotników. Parafianie zakasali rękawy. I w końcu się udało. 24 listopada 2012 roku arcybiskup metropolita Paweł Pezzi, ordynariusz archidiecezji Matki Bożej w Moskwie, rekonsekrował kościół w Znamieńsku - mówi z dumą zakonnik.

Katolicy już nie muszą się tułać. Mają swoją świątynię.

Parafialna Wieża Babel
Jedną trzecią parafian stanowią Polacy, których potomkowie zesłani zostali do Kazachstanu. Zachowali polskość nie tyle w języku, co w tradycjach. Są też Litwini, Niemcy, Rosjanie. I jest pokolenie tych, którzy trafili do Obwodu Kaliningradzkiego, aby tu odbyć służbę wojskową. Jest w tym gronie Polka, która służyła w jednej z 17 baz, jakie tu były. Pochodzi z okręgu grodzieńskiego.
- Proszę sobie wyobrazić, a widziałem to na własne oczy, przez cały czas służby, we wszystkich dokumentach wpisywaną miała narodowość polską - podkreśla werbista.

A skąd Litwini? Tam długo po wojnie istniała partyzantka. Wielu byłych partyzantów trafiło potem w okolice Kaliningradu niejako na zesłanie. Ojciec Jerzy dowiaduje się o tym najczęściej podczas pogrzebów tych osób.

Kierunek Uniejów?
Ojciec Jerzy twierdzi, że w Obwodzie Kaliningradzkim mieszka około siedmiu tysięcy naszych rodaków.

- Kiedy wjeżdżam do jakiejś miejscowości, od razu mogę pokazać, gdzie mieszkają Polacy. Dom schludny, a gdy wchodzisz do środka krzyż, obraz Matki Boskiej. Stół zawsze nakryty, najczęściej białym obrusem. Tamtejsi Polacy nigdy nie podadzą napoju, mleka w kartoniku, zawsze w szklance - opowiada.

Jedna z takich rodzin to Janiccy. W 1936 roku Bronisław Janicki, mieszkający w Kamieńcu Podolskim, zesłany został wraz z rodziną do Kazachstanu. Jego wnuk, w roku 1991, przyjechał do Obwodu Kaliningradzkiego. Dlaczego akurat tam? Bo bliżej Polski.

Janiccy mieszkają w Polessku nad Zatoką Kurońską. Senior rodu, Włodzimierz, pracuje w mleczarni. Jego żona Galina jest pracownikiem fizycznym. Syn Wiktor to kucharz, córka Tatiana, inżynier łączności, posiada Kartę Polaka i odpowiada za finanse i administrację parafii.

Kontakt z rodziną Janickich nawiązał Józef Kaczmarek, burmistrz Uniejowa. Rozmawiają. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.

- Uczę się cały czas ziemi kaliningradzkiej - przyznaje z pokorą ojciec Jagodziński. - To fascynujący teren, podobny do Warmii i Mazur, a jednocześnie od nich różny. To miejsce, gdzie wciąż wiele pozostałości bunkrów, baz wojskowych, gdzie pełno opuszczonych wsi i miasteczek. Dla Polaków teren dziewiczy.

CZYTAJ TAKŻE:
Sieradzki misjonarz ze Znamieńska gości w swoim mieście

Jak w Znamieńsku świątynię z ruin podnosili(ZDJĘCIA)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki