Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz kierownicy na zakręcie

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Skromne 136 na godzinę w mieście. Nie Bond w Aston Martinie, nie dres na zgierskich tablicach, nie synalek, co zwędził kluczyki tatusia, lecz stateczny pan na stanowisku. Stanowisku wyjątkowym. Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski zapłacił za swój wyczyn 500 złotych i stracił prawo jazdy na trzy miesiące. Są kraje na świecie, gdzie straciłby fortunę. Oraz stanowisko. To znaczy - sam by się tego stanowiska pozbawił, bo takie byłoby oczekiwanie społeczne.

„Nie tłumaczy mnie fakt, że prędkość przekroczyłem, jadąc cztero- czy trzypasmową ulicą Sikorskiego po godzinie 23 w piątek, ponieważ przepisy złamałem” - rzekł Kwiatkowski, gdy sprawa się sypnęła. Nie psychologizujmy nazbyt, ale chyba można intuicyjnie wyczuć coś wręcz przeciwnego - że w pierwszej części wypowiedzi autor przewrotnie zawiera usprawiedliwienie dla tego, co konstatuje po ostatnim przecinku. Jeśli faktycznie tak jest - byłoby to takie... nasze, polskie. Z uwagi na fakt, że przekroczenie dopuszczalnej prędkości o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę wciąż jest tylko wykroczeniem, jest często odbierane w kategoriach nic nie znaczącego występku. Podczas gdy ewentualne skutki tegoż wykroczenia mogą przecież mieć siłę najokrutniejszej zbrodni. Trup to trup. Od lat z uporem maniaka trzymam się tezy, że podobne „wykroczenie” niewiele się różni od sytuacji, gdy ktoś przemierza ulicę z palcem na spuście pistoletu. Raczej nic się nie stanie, raczej nie wypali, bo przecież gość nie ma takiego zamiaru. No chyba, że ktoś go potrąci, przebiegnie drogę, albo skurcz palec złapie.

„W związku z tym, że naruszyłem przepisy ruchu drogowego, jak każdy obywatel, zapłaciłem mandat i zdałem prawo jazdy na trzy miesiące” - mówi nam dalej Kwiatkowski. Mniejsza o to, że szczególnie go to nie zaboli - zdaje się, że ma kierowcę do dyspozycji. Problem w tym, że Kwiatkowski nie jest, a przynajmniej nie powinien z racji piastowanego urzędu być, jak każdy obywatel. Pomijając aspekt czysto etyczny, znów wraca to samo pytanie, które stawialiśmy przy okazji zeszłorocznych informacji prokuratury o planowanych zarzutach dla prezesa NIK. Otóż jest to kolejny kamyczek podważający wiarygodność tego, co Kwiatkowski mówi w imieniu NIK. Bo może będzie miał jeszcze kiedyś ochotę i sposobność zabrać głos na temat bezpieczeństwa na polskich drogach. Może zechce znów piętnować straże miejskie wykorzystujące fotoradary do łupienia obywateli, albo lekko bagatelizować problem nadużywania gazu przez polskich kierowców... Mały cytat z informacji NIK z 2014 roku: „Najwyższa Izba Kontroli nie polemizuje z Policją, która wskazuje że jazda z niedozwoloną prędkością, niedostosowaną do warunków jezdni, jest najczęstszą przyczyną wypadków. NIK zwraca jednak uwagę, że wskazywana przez Policję przyczyna dotyczy istniejącej obecnie infrastruktury drogowej, zdaniem NIK dalece niewystarczającej dla osiągnięcia realnej poprawy stanu bezpieczeństwa”. No właśnie, czyli niby nie polemizuje Izba z policją, ale... Ta konstrukcja doskonale wpisuje się w oczekiwania typowego polskiego junaka, który jak wiadomo, mistrzem kierownicy jest, a jego możliwości ogranicza jedynie dziurawy asfalt. Robiłem kiedyś wywiad z Markiem Migalskim, wówczas eurodeputowanym PJN. Leciało to tak:

- Ile panu fabryka dała?

- Mam 180-konny samochód.

- A ile pan z tych 180 koni prędkości wyciska?

- Tak około 220 km/godz., żeby było w miarę sensownie i w miarę bezpiecznie.

Żeby była jasność, wywiad robiliśmy na okoliczność postulatu Migalskiego, by znieść limity prędkości na polskich autostradach i zlikwidować obowiązek jazdy w pasach bezpieczeństwa.

Pamiętam też wywiad z obecnym prezesem TVP Jackiem Kurskim. Pytałem o kolejny z drogowych wyczynów, a on na to, że ktoś za nim jechał, a on tego nie lubi, dlatego „chciał zgubić ogon”. I co? I nic, bo społeczna tolerancja dla wybryków na drodze wciąż jest bardzo duża. Poza przypadkami, aż kogoś tragedia dotknie osobiście...

Kwiatkowskiemu prywatnie się dziwię. Ktoś mi wczoraj mówił, że prezes ma błysk w oku, gdy widzi dobre auto. Ale też wiemy, że to refleksyjny i inteligentny człowiek - kto jak kto, ale on akurat powinien mieć wyobrażenie na temat tego, jak śmiercionośną maszyną potrafi być samochód - niekoniecznie dla samego właściciela, lecz osób postronnych.

Mam nieodparte wrażenie, że w Stanach, albo gdzieś w Skandynawii, tak zwana opinia publiczna oczekiwałaby od Kwiatkowskiego czegoś więcej, niż subtelnej ekspiacji, a media nie pisałyby sucho, że prezes NIK stracił prawo jazdy, lecz że się kompletnie pogubił. W Łodzi i Zgierzu wciąż bardziej prawdopodobne jest, że „Kwiat” zyskał krótkotrwałą sławę lokalnego bohatera. Niestety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki