Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na noworoczny bal z kolorowym balonikiem lub do restauracji...[HISTORIA]

Anna Gronczewska
W ostatni dzień roku tłoczno było w restauracjach
W ostatni dzień roku tłoczno było w restauracjach archiwum
Jak w dawnej Łodzi spędzano sylwestra i witano Nowy Rok? Łodzianie zawsze robili to hucznie. Przed wojną więcej było balów i imprez sylwestrowych w restauracjach, kawiarniach. Także wtedy witano Nowy Rok na ulicach miasta. Zawsze z niedłącznym szampanem...

Na początku lat 20. minionego wieku wszyscy żyli sprawami gospodarki nowo powstałego państwa polskiego. Na przykład Nowy Rok 1924 zdominowały przygotowania do wprowadzenia reformy walutowej Władysława Grabskiego.

- Rozpoczęliśmy Nowy Rok pod hasłem "waloryzacji" - czytamy w "Ekspressie Wieczornym Ilustrowanym" z 2 stycznia 1924 roku. - Ten jeszcze przed kilkoma miesiącami nieużywany termin zapełnia dziś szpalty wszelkich pism. Waloryzacja ta została najskrupulatniej zastosowana przez naszych restauratorów i zdaje się żaden urząd państwowy nie wykonał tak ściśle rozporządzenia ministra Grabskiego, który nakazał zwaloryzować wszystkie podatki i opłaty państwowe od 1 stycznia 1924 roku.

Otóż z chwilą, gdy zegar wybił godzinę dwunastą w noc sylwestrowa rozpoczęło się wystawianie zwaloryzowanych rachunków w restauracjach. Przy czym za najmniejszą jednostkę monetarną został uznany milion marek.

"Zwaloryzowana" kolacja złożona z trzech dań kosztowała do 50 milionów marek. Toteż niejednokrotnie podczas zabaw sylwestrowych zdarzały się dość przykre incydenty w restauracjach. Dochodziło do tego, że goście nie przygotowani na skrupulatne stosowanie waloryzacji przez restauratorów zmuszeni byli zostawiać u kelnerów swe pierścionki. Tak więc uprawianiem lichwy pod płaszczem waloryzacji przez restauratorów powinien zainteresować się urząd do walki z lichwą i złożyć im "życzenia noworoczne".

Mimo tych kłopotów nowy 1924 rok łodzianie witali hucznie. Noc sylwestrowa była mroźna, padał śnieg, a 31 grudnia wieczorem na łódzkich ulicach zrobiło się tłoczno. Jak zauważyli dziennikarze, każdy łódzki sylwester miał swój przebój, który się tańczyło, śpiewało, gwizdało przez ten dzień i po, bez przerwy.

- Ongiś był "Smiles", "Pelikan", "Blady Niko" - czytamy w "Ekspressie". - Zeszły rok przeszedł pod znakiem shimmy z "Bajaderki". A w tym roku królowała "Jawa". "Jawa" zwyciężyła i zdobyła Łódź. Lekka frywolna piosenka, "made in Germany", która się dobrze tańczy i pozostanie z pewnością "królową karnawału".

Ale powitanie Nowego Roku nie wszędzie wiązało się z zabawą. W rubryce z najnowszymi wiadomościami można było przeczytać, że w bólu i chorobie witała 1924 rok rodzina Antoniego Jankowskiego, zamieszała przy ul. Przejazd. W sylwestra zatruła się... mięsem.

Gospodarz domu, jego żona i pięcioro dzieci z objawami zatrucia wylądowali w szpitalu. Nie wiadomo, czy o pechu czy o szczęściu mogła mówić 32-letnia Marianna Kobacka przebywająca w więzieniu przy ul. Milsza. Kobieta w sylwestrową noc doznała bólów porodowych. Odwieziono ją do izby porodowej przy ul. Dzielnej, gdzie urodziła dziecko.

Rok 1930 Łódź witała różnymi dramatycznymi wydarzeniami. Na przykład 30-letni Szlama Warszawski zamieszkały przy ul. Jakóba próbował pożegnać się z życiem i zażył kwas karbolowy. Desperata zawieziono do szpitala na Radogoszczu. Natomiast na Zielonym Rynku zmarła 50-letnia Antonina Kowalczyk, mieszkanka ul. Zielonej. Poszła zrobić noworoczne zakupy...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Obliczono też, że na przełomie 1929 i 1930 roku łodzianie wysłali 3,5 tysiąca depesz gratulacyjnych do osób zamieszkałych w Polsce. Natomiast 25 telegramów posłano do Ameryki, a około czterdziestu do krajów europejskich.

A jak łodzianie żegnali 1930 rok? Opisali to dziennikarze łódzkiej prasy.

- Dziennikarz w Noc Sylwestrową różni się od innych gości w lokalach restauracyjnych przede wszystkim tym, że nie wolno mu nawet na chwilę zapominać o swoim stanowisku i zawodzie - zauważał na początku dziennikarz "Ekspressu". - Podczas gdy inni śmiertelnicy starają się o wszystkim zapomnieć i szaleją w beztroskim humorze - on musi mieć na wszystko otwarte oczy i uszy. Musi wszędzie być, wszystko widzieć i wszystko słyszeć...

Reporter, który pełnił sylwestrowy dyżur w nocy z 1930 na 1931 rok, dobrze wywiązał się z zadania. Miał oczy szeroko otwarte. Zauważył, że na niejednym stoliku zamiast szampana stało zwykłe "Ostromencko" lub szklanka herbaty. Najhuczniej bawiono się w "Malinowej".

- Wprawdzie nie było tego "stimungu", jaki panował w tym lokalu w dawnych czasach, lecz na ogół goście byli bardzo zadowoleni - relacjonował sylwestrową noc reporter "Ekspressu". - W filharmonii organizatorzy maskarady nie mogli narzekać na brak gości. Początkowo było dość przestronnie, lecz stopniowo napływały coraz większe fale publiczności, tak że wśród nocy sala była niemal zupełnie zapełniona.

W sylwestra 1933 roku narzekano w Łodzi na pogodę, Po mroźnych dniach, opadach śniegu nastąpiła bowiem gwałtowna odwilż.
- O ile ten nagły skok temperatury z dwudziestu stopni Celsjusza poniżej zera do kilku powyżej zera ma w sumie tę dobrą stronę, że pozwala człowiekowi bez nauszników i obawy odmrożenia końca nosa, paradować w rozpiętym płaszczu- pisano w "Echu". - To z drugiej strony niemożliwe jest ze spokojem ducha przejść nawet chodnikiem ulic zamienionych w jakieś brudne, cuchnące kałuże. Z balkonów strumieniami leją się na głowę gęste, grube krople nieokreślonego koloru cieczy, stanowiące mieszaninę sadzy, pyłu ulicznego i rozwodnionych płatków śnieżnych.

Początek lat 30. to czas kryzysu. Dlatego jak zauważono, rok 1934 dla wielu łodzian zaczął się od wzięcia kolejnej pożyczki.
Odbywało się też tradycyjne, uroczyste składanie życzeń noworocznych. Między innymi do sali recepcyjnej Urzędu Wojewódzkiego przyszli przedstawiciele władz, różnych organizacji i składali życzenie na ręce Aleksandra Hauke-Nowaka, wojewody łódzkiego. Duchowieństwo, przedstawiciele różnych instytucji przybyli z kolei do pałacu biskupiego przy ul. Skorupki. Składali życzenia noworoczne biskupowi Wincentemu Tymienieckiemu, ordynariuszowi diecezji łódzkiej.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Doskonały wygląd J.E. ks. Biskupa oraz osobiste pełnienie funkcji gospodarza świadczyły, ku radości zebranych, że ostatnie resztki niedawnej ciężkiej choroby minęły bez śladu - pisało 2 stycznia 1934 roku "Echo".

Niestety, sylwestra 1934 roku nie przeżył Stanisław Pudlarz, urzędnik łódzkiej Kasy Chorych. Wracał z zabawy sylwestrowej w towarzystwie kobiety i znajomego. Na ul. Wólczańskiej doszło do nich dwóch mężczyzn. Zaczęli się obelżywie odzywać do kobiety idącej ze Stanisławem. Pudlarz stanął w jej obronie. Wówczas ugodzili go kilka razy nożem. Urzędnik Kasy Chorych trafił do szpitala, gdzie zmarł. Stanisław Pudlarz cieszył się bardzo dobrą opinią, osierocił córeczkę. Był związany z Łódzkim Klubem Sportowym.

Przed sylwestrem 1936 roku policja przeprowadziła nalot na łódzkie sklepy galanteryjne. Poszukiwano jedwabnych pończoch przemyconych z zagranicy. - Pończochy te są tańsze od wyrabianych w kraju - wyjaśniał dziennikarz "Ekspressu".- Toteż cieszą się dużym powodzeniem. Posiadają jednak pewne skazy, mało widoczne. I dlatego są stosunkowo tanie. Wywiadowcy znaleźli takie przemycone pończochy w kilku sklepach. Ich właściciele tłumaczyli, że dostarczył je jakiś osobnik podający się za przedstawiciela zagranicznej firmy. Przemycone pończochy zostały skonfiskowane.

Od 1 stycznia 1936 roku w skład Łodzi weszły okoliczne miejscowości. Były to: Cyganka, Jagodnica, Nowo Złotno, Rokicie, Retkinia, Nowe Chojny, osada Krausego, osada Koeniga, osada Glasmana, osada "Zuzanna", Antoniew Stoki, Budy, Sikawa, Stoki, Folwark Stoki i stacja kolejowa Widzew.

Przed sylwestrem 1936 roku w gazetach ukazały się ogłoszenia wskazujące na zgubne skutki otyłości, a jednocześnie reklamujące cudowne zioła pozwalające z nią walczyć.

- Otyłość osłabia serce - czytamy w ogłoszeniu. - Serca otyłych obłożone warstwą tłuszczu pracują z wysiłkiem, wyczerpują się i wcześniej odmawiają posłuszeństwa. Otyłość spowodowana jest złą przemianą materii lub niewłaściwą pracą gruczołów dokrewnych. Ale z problemem tym pomogą uporać się zioła doktora Wolskiego.

Rok 1936 witano w Łodzi hucznie. - Mimo kryzysu popyt na alkohol był duży, a tańsze trunki cieszyły się znacznie większym uznaniem niż w latach ubiegłych - pisało "Echo" 1 stycznia 1936 roku. - Pod względem wypadków tegoroczny sylwester minął "kryzysowo" co należy zapisać na plus. Mniej było wypadków i ulicznych awantur.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Jak podawało "Echo", nowy 1936 roku zaczął się od nadania pierwszej wesołej audycji łódzkiej. - Na razie jest to audycja, która zostanie nadana na Łódź - zaznaczano. - I będzie drobną satyrą na stosunki panujące w naszym mieście. Tytuł audycji brzmi "Wesoły dymek z komina". Zarówno tekst jak i wykonanie będzie dziełem współpracowników rozgłośni łódzkiej Polskiego Radia z dyrektorem rozgłośni na czele.

W 1938 roku kina zapraszały na premierę filmu "Barbara Radziwiłłówna" z Jadwigą Smosarską i Witoldem Zacharewiczem w rolach głównych. W sylwestra zastanawiano się, kto dokonał wandalizmu na autostradzie łagiewnickiej i wyciął tam lipy. Jak zaznaczał dziennikarz "Echa", ul. Łagiewnicka, na której panuje ożywiony ruch pieszy i kołowy, została jesienią 1937 roku ozdobiona młodymi lipami.

- Tymczasem w ostatnich dniach jacyś wandale, rekrutujący się z najgorszych mętów społecznych, dopuścili się wycięcia przynajmniej połowy drzewek! - grzmiał dziennikarz "Echa". - Przy czym skradli też paliki służące do ich umocowania! Należy zaznaczyć, że podobne niszczycielskie występki zauważono już uprzednio na autostradzie wiodącej do Łagiewnik, gdzie wandale wyrwali z korzeniami dziesięć nowych lip oraz skradli 10 palików.

Niezbyt mile powitał 1938 rok 26-letni Ludwik Heinke zamieszkały przy ul. Wodnej w Rudzie Pabianickiej, który został dotkliwie pobity przez sąsiada. Do szpitala trafił też Maksymilian Jankowski z ul. Limanowskiego w Łodzi. Dostał bowiem cios nożem od nieznanego sprawcy. Samobójstwo próbowała zaś popełnić 27-letnia Marianna Welnic z ul. Pasterskiej, która wypiła nieznaną truciznę. Kobietę udało się uratować. Jednak do największej sylwestrowej awantury doszło w lokalu "Polska Praca" przy ul. Bandurskiego.

- Tutaj temperatura zabawy doszła do szczytu - pisało "Echo". - Najzupełniej nieoczekiwanie wybuchła bójka, w czasie której dotkliwie pobici i okaleczeni zostali: 22-letni Henryk Zych, 21-letni Aleksander Pluta i 20-letni Józef Kabziński. Podczas bójki nieznany sprawca zaczął strzelać początkowo w sufit, a potem w kierunku bijących się. Wskutek strzału ranna w prawe kolano została 26-letnia robotnica Jadwiga Sitecka, zamieszkała przy ul. Piwnej. Postrzelony został jeszcze jeden z uczestników zabawy, ale z chwilą wkroczenia na salę policjantów, uciekł. Bez śladu uciekł również sprawca strzelaniny.

To nie był jedyny incydent, który miał miejsce podczas witania 1938 roku.

- Krwawo zakończyła się również zabawa w lokalu przy ul. Limanowskiego 53, gdzie pokaleczeni zostali: 22-letni Mieczysław Bozian, 25-letni Henryk Lajbert z ul. Antoniewskiej na Widzewie i 21-letni Stanisław Kozłowski z ul. Limanowskiego - czytamy w "Echu" z 2 stycznia 1938 roku.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Ale generalnie rok 1938 przywitano w Łodzi tak jak zawsze, czyli spokojnie. W sylwestrowy wieczór na ulice wyszli handlarze z kolorowymi balonikami. W mieście zorganizowano około 90 zabaw publicznych, co uznano za rekord.

- O północy w miejscach zabaw było do tego stopnia pełno, że przygodny gość wchodzący do restauracji czy kawiarni nie miał najmniejszej szansy na otrzymanie miejsca przy stoliku - zauważali reporterzy dyżurujący w sylwestrową noc.- Bawiono się więc wesoło. Rachunki jednak w restauracjach nie zachwyciły zbytnio właścicieli zakładów. Łodzianie, jak się okazuje, umieją się bawić wesoło, a jednak dość oszczędnie. Zabawy trwały aż do rana, miejscami nawet do 9-10 rano. O tej bowiem porze widziano wielu powracających do domu "sylwestrowiczów". Przedmieścia i peryferie bawiły się w swoisty sposób. Tu i ówdzie bawiono się prosto na ulicy. Sylwester nie zawiódł tradycji!

Rok 1939, jak się potem okazało ostatni rok pokoju przed wybuchem wojny, witano tradycyjnie.

- Już we wczesnych godzinach wieczornych panował w mieście ożywiony ruch, który wzrastał około godziny 11.00 - czytamy w "Echu" z 1 stycznia 1939 roku. - Sprzedawcy barwnych baloników wyruszyli na ulice już po zapadnięciu zmroku. W zakładach fryzjerskich pełno gości, zwykle pań, troszczących się o efektownych wygląd fryzur. W sklepach galanteryjnych panował ożywiony ruch, przeważnie mężczyzn, bo ci sprawę czystego kołnierzyka czy spinek lub jedwabnych skarpetek odkładają zawsze na ostatnią chwilę. Na ulicach co krok można było spotkać dziewczyny, panny i panie z pakuneczkami delikatnie zawiniętymi w lekkie bibułki. To suknie, które w pracowniach modystek otrzymały ostatnie ściegi, ostatnie poprawki.

Reporterzy relacjonowali, że około godziny 22 zaczęły się zapełniać restauracje, kawiarnie i lokale rozrywkowe. Godzinę później już nie można było znaleźć w nich wolnego stolika.

- Przy bufetach, na stojąco spełniali pierwsze "kolejki" najwierniejsi tradycji sylwestrowej - można było przeczytać w ówczesnej prasie. - Oczywiście rekord powodzenia w "Tivoli". Ruch panował i w knajpach drobniejszego autoramentu. Każdy bawił się na swój sposób. Na ul. Piotrkowskiej rojno było niemal do rana, jako że Łódź specjalnie umie się bawić na ulicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki