Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na sto dni przed maturą. Studniówka Hanny Zdanowskiej i innych znanych łodzian [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Rok 1978 . Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi (z lewej) tańczy poloneza na studniówce w XXVI LO w Łodzi.
Rok 1978 . Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi (z lewej) tańczy poloneza na studniówce w XXVI LO w Łodzi. archiwum prywatne
Na ten moment uczniowie liceów i techników czekają od pierwszej klasy. Od studniówki odmierzają czas dzielący ich od matury. To dla większości pierwszy, prawdziwy bal w życiu. Znanych łodzian zapytaliśmy jak wyglądały ich studniówki i jak je dziś wspominają - pisze Anna Gronczewska.

Dziś już nikt nie pamięta, kiedy odbyły się pierwsze studniówki. Przed wojną, a także w latach czterdziestych i do połowy pięćdziesiątych bawiono się na balach maturalnych. Odbywały się już po zdaniu egzaminu dojrzałości. W ten sposób maturzyści i ich nauczyciele żegnali się ze szkołą. Studniówki, które symbolizują 100 dni dzielące od egzaminu dojrzałości, zastąpiły bale maturalne na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Do dziś każdą studniówkę rozpoczyna polonez. Jeszcze kilka lat temu był to polonez Michała Ogińskiego. Teraz młodzież coraz częściej wybiera poloneza Wojciecha Kilara z "Pana Tadeusza". Kiedyś jednak wszystkie studniówki odbywały się w szkolnych salach gimnastycznych. Na ten jedną noc w roku zamieniały w dno oceanu, prehistoryczną jaskinię, japoński ogród, nawet... piekło. Kiedyś tak udekorowano sale podczas studniówki w XX LO w Łodzi. Na ścianach wisiały portrety diabłów i diablic, którymi byli... nauczyciele szkoły. Nikt się jednak nie obraził...

Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, maturę zdawała w łódzkim XXVI LO w 1978 roku.
- Wtedy najlepszym łódzkim liceum! - zaznacza pani prezydent.

Studniówka miała miejsce pod koniec stycznia 1978 roku. Ale przygotowania do niej trwały kilka tygodni. Utworzono zespoły, które zajmowały się oprawą artystyczną i plastyczną. Hanna Zdanowska należała do tej drugiej grupy. Do dziś pamięta jak wyglądała dekoracja szkolnej sali gimnastycznej i auli.

- Zamieniliśmy je w sale mórz i oceanów - wyjaśnia prezydent Łodzi. - Nawiązywało to do tradycji harcerskiej drużyny wodniackiej, która istniała w naszym liceum.

Uczniowie sami wykonali dekorację. Na ściany założono siatki wojskowe, które imitowały sieci. Na nich zawieszono rysunki ryb, ośmiornic, raf koralowych. Podczas studniówki maturzyści czuli się jakby byli na dnie oceanu.

- A na estradzie, która znajdowała się w auli, umieszczono statek, oczywiście namalowany - dodaje Hanna Zdanowska.
Przygotowania dekoracji trwały długo. Uczniowie zostawali po lekcjach. Przychodzili do szkoły w weekend. Pani prezydent mówi, że narodziły się wtedy więzi, które przetrwały lata.

- Więzi między uczniami różnych klas - wyjaśnia Hanna Zdanowska. - Wszyscy zaczęli się jednoczyć wokół wspólnego celu. Wcześniej nie było czasu na spotkania, widywaliśmy się tylko korytarzu. Mimo że było to już ostatnie pół roku szkoły, to zawiązały się między nami przyjaźnie.

Pani prezydent mówi, że XXVI Liceum Ogólnokształcące było wtedy jednym z najlepszych łódzkich liceów, ale też słynęło z żelaznej dyscypliny o którą dbał nieżyjący już dyrektor, Henryk Konarzewski. Każdy z uczniów musiał uczestniczyć w zajęciach poza szkolnych. Do wyboru były zajęcia w chórze, orkiestrze, sportowe czy na licealnej działce.

- Ja należałam do chóru - mówi Hanna Zdanowska. - Bardzo mile wspominam te zajęcia.

Uczennice nie mogły przychodzić do szkoły w spodniach, a dyrektor skrupulatnie odmierzał wymaganą długość spódniczek.

- Tylko raz, gdy była zima stulecia, pan dyrektor pozwolił dziewczynom przychodzić do szkoły w spodniach - wspomina prezydent. - Ale zaraz w szatni musiały założyć spódnice...

Nikt wówczas nie pomyślał, by na studniówkę przyjść w wymyślnej kreacji. Chłopcy zakładali garnitury, a dziewczyny granatowe, czarne spódnice i białe bluzki. Pani prezydent podczas swojej studniówki miała na sobie długą, granatową spódnicę, specjalnie uszytą na tę okazję oraz białą, stylową bluzkę. Na studniówkę nie wolno było przyprowadzić osoby towarzyszącej. Alę udało się skompletować damsko-męskie pary. Klas było chyba siedem. Na przykład w humanistycznej dominowały dziewczyny, ale w sportowej chłopcy. Do tańca nie grała orkiestra. Muzyką puszczano ze szpulowego magnetofonu. A studniówka zaczynała się polonezem, którego wcześniej długo ćwiczono.

- Dlatego teraz mi łatwiej, gdy łódzcy maturzyści tańczą poloneza na ulicy Piotrkowskiej - śmieje się Hanna Zdanowska.

Oczywiście nie było alkoholu. Pani prezydent nie przypomina sobie, by pito go w ukryciu. Przy dyrektorze Konarzewskim nikt by nie odważył się tego zrobić. I to jeszcze na pół roku przed maturą.

- Byłam potem na studniówkach jako osoba towarzysząca - mówi Hanna Zdanowska. - Były to męskie szkoły, jak technikum budowlane czy mechaniczne. Wiem, że tam chłopcy przemycali alkohol w butelkach po oranżadzie.

Hanna Zdanowska mówi, że studniówka była pierwszą taką imprezą, gdzie mogła oficjalnie wyjść z domu na noc.

- Człowiek mógł się poczuć taki dorosły - mówi prezydent Łodzi. - Wcześniej przed 22.00 trzeba było meldować się w domu.

Teraz mógł wrócić później. Zabawa studniówkowa trwała do rana. Ja do domu nie musiałam wracać tramwajem czy autobusem. Do liceum miałam pięć minut drogi pieszo.

Witold Stępień, marszałek województwa łódzkiego, maturę zdawał w Liceum Ogólnokształcącym w Konstantynowie Łódzkim. W nim też miał studniówkę. Pamięta dobrze spektakl przygotowany na tę okazję przez uczniów. Zajęło im to wiele tygodni. Uczniowie sami tworzyli scenariusz i dekoracje, ale zakładając też dozę improwizacji.

- Ja grałem Władcę Mórz- opowiada Witold Stępień.- Ubrany byłem w prześcieradło, pomalowane farbami plakatowymi, miałem trójząb. Mój kolega był Prozerpiną, musiał więc ukrywać męskie cechy urody.

Nie przypadkiem też, w rolę niemowlęcia w wózku, wcielił się kolega, który miał 1,90 wzrostu. Było zabawnie, na pewno spektakl podobał się widowni, która w eleganckich strojach patrzyła na nasze zabiegi na scenie. Ale my też zadbaliśmy o to, by po zmianie kostiumów nieco się odprężyć i mieć dobrą zabawę. Wspomnienia bardzo miłe, a moją partnerką na studniówce była moja obecna żona.

Jolanta Chełmińska, wojewoda łódzka, która pochodzi z Zelowa, maturę zdawała w technikum ekonomicznym w Sieradzu. Studniówka odbyła się na początku 1968 roku.

- Mieliśmy dwie klasy - wspomina wojewoda łódzka. - Jedną żeńską, drugą koedukacyjną. Wiadomo, że chłopcy nie garnęli się do ekonomii. Mogliśmy więc przyprowadzić swoje sympatie spoza szkoły. Ze mną bawił się Mirosław, wtedy moja wielka miłość...

Jolanta Chełmińska opowiada, że dziewczyny na studniówkę zakładały z reguły białe bluzki oraz granatowe lub czarne spódnice. Niektóre miały na sobie sukienki.

- Moja mama była krawcową, więc uszyła mi na studniówkę sukienkę - opowiada pani wojewoda. - Mama miała bardzo dobry gust, wyczucie, więc wiedziałam, że wymyśli dla mnie taką sukienkę, której nikt inny nie będzie miał. I rzeczywiście sukienka była bardzo ładna, czułam się w niej wspaniale.

Maturzystom do tańca przygrywała orkiestra. A tańczyli przy przebojach Czerwonych Gitar, Katarzyny Sobczyk czy Karin Stanek.

Zygfryd Kuchta, były reprezentant Polski w piłce ręcznej, trener reprezentacji i brązowy medalista olimpijski z Monachium, nie może pokazać zdjęć ze studniówki. Bo jej nie miał! Choć przygotowania do tego balu, który miał się odbyć na początku 1963 roku były już zaawansowane. Były piłkarz łódzkiej Anilany chodził do technikum przetwórstwa papierniczego. Za jego czasów mieściło się przy ul. Zamenhofa, potem przeniesiono je na ul. Edwarda.

- Studniówki nie było, bo moi koledzy trochę narozrabiali - opowiada Zygfryd Kuchta. - Zatrzymała ich policja, a w zasadzie milicja. Chodziło o jakąś bijatykę. I dyrektor naszego technikum uznał, że musi być kara. Oznajmił więc, że nie będzie studniówki. Miała się odbyć w naszej sali gimnastycznej.

Pan Zygfryd przyznaje, że spodziewali się kary, ale nie myśleli że będzie aż taka...

- Koledzy bronili się, jakoś chyba wyjaśnili tę przykrą sprawę, ale studniówka przeszła nam koło nosa - dodaje Zygfryd Kuchta.

Studniówka piosenkarza Krzysztofa Cwynara też różniła się od balów jego kolegów. Łódzki artysta maturę zdawał w liceum w Gliwicach. Ale licealną edukację zaczynał w Łodzi. Uczył się najpierw w XI, a potem II LO w Łodzi.

- Uczyłem się w II LO w Łodzi i zaproszono nas do radia - opowiada Krzysztof Cwynar. - Powiedziałem wtedy, że w naszej szkole nie ma żadnego życia kulturalnego, bo dyrektor przypina w sali gimnastycznej fortepian do ściany. Gdy na drugi dzień pojawiłem się w liceum dowiedziałem się, że już nie jestem jego uczniem! Zapowiedziałem, że wobec tego już nie będę się wcale uczyć! Tata widząc takie moje nastawienie do nauki, przewidując że mogą być kłopoty wysłał mnie do Gliwic, do znanego licem im. Józefa Rymera.

W Gliwicach Krzysztof Cwynar przygotowywał się do matury. Miała się odbyć też studniówka. Ale dyrektor szkoły był w nie najlepszej kondycji zdrowotnej i postanowiono nie organizować balu. Jednak młodzież nie dała za wygraną. Postanowiła urządzić studniówkę na własną rękę. Zrobili ją w mieszkaniu jednego z kolegów.

- Na tej studniówce dopiero poznałem prawdziwą moc alkoholu - wspomina Krzysztof Cwynar. - Jako chłopiec z dobrego domu, dobrze wychowany, wcześniej nie miałem w ust żadnego alkoholu. A na tej studniówce wypiłem całego szampana... Czułem się po tym strasznie. Bolała mnie głowa, wirował cały świat. Wieczór miałem z głowy. Koledzy się ze mnie śmiali, bo sami mieli już alkoholową praktykę. Po tym wydarzeniu długo alkoholu do ust nie wziąłem...

Krzysztof Cwynar opowiada, że choć studniówka odbywała się nie w szkole, a w prywatnym mieszkaniu, to zabawa była fajna. Wszyscy elegancko się ubrali. Dziewczyny założyły nawet czerwone podwiązki.

- Tyle, że założyły je na kostki - dodaje pan Krzysztof. - Pewnie ze względu na rodziców kolegi, którzy na czas studniówki nie opuścili domu...

Bawiono się przy dźwiękach adapteru na którym puszczali przeboje z dźwiękowych pocztówek. Między innymi tańczono w rytm "Only you" zespołu The Platters.

Na wspomnienie swojej studniówki piosenkarz Andrzej Rybiński tylko się uśmiecha.

- To zamierzchłe czasy! - mówi autor i wykonawca takich przebojów jak "Nie liczę godzin i lat" czy "Pocieszanka". Andrzej Rybiński maturę zdawał w 1966 roku w nieistniejącym już XI LO w Łodzi. Mieściło się przy ul. Spornej, w części klasztoru bernardynów. Oczywiście studniówka odbywała się w sali gimnastycznej.

- Nikomu by nie przyszło do głowy, by studniówkę zorganizować w restauracji - twierdzi pan Andrzej. - Zresztą w Łodzi nie była nawet odpowiednich ku temu knajp.

W XI LO było kilka zespołów muzycznych, które grały na studniówce. W tym zespół Andrzeja Rybińskiego. Piosenkarz pamięta, że pokątnie wypiło się wtedy z kilka lampek wina.

- Tylko dla animuszu, by poprosić do tańca nauczycielkę - opowiada Andrzej Rybiński .- Nikomu nie przyszło do głowy, by się upijać.

Pan Andrzej pamięta, że poprosił do tańca swoją wychowawczynię Teodorę Golis, która uczyła go geografii. Przyznaje, że podchodził do niej z obawą.

- Mieliśmy trochę na pieńku z panią profesor - tłumaczy piosenkarz. - Muszę się przyznać, że nie należałem do zbyt zdyscyplinowanych uczniów.

Kiedy niedawno koncertował w Łodzi, swoim rodzinnym mieście, spotkał się z kolegami z klasy. Wspomnieniom nie było końca. Przypominali sobie też oczywiście studniówkę.

Kazimierz Kowalski, znany polski bas, były dyrektor Teatru Wielkiego w Łodzi, dziś dyrektor Polskiej Opery Kameralnej, śmieje się że między 1968 a 1974 roku miał okazję być na niemal wszystkich łódzkich studniówkach. Do tańca grały na nim bowiem zespoły, w których występował: Białe Kruki i Dziwne Rzeczy.

- Graliśmy w technikach, liceach - opowiada Kazimierz Kowalski. - Bardzo lubiliśmy studniówki w liceum medycznym przy ulicy Narutowicza. Spotykaliśmy na nich najładniejsze łódzkie dziewczyny. Tańczyć z nimi nie tańczyłem, ale w przerwie między tańcami bardzo miło z nimi rozmawiałem.

Pan Kazimierz przypomina, że na tych studniówkach grali największe światowe przeboje, jak "Dajana" ale i też własne utwory, jak chociażby "Gdy słyszę uderzenie zegara".

- Wtedy młodzież najchętniej bawiła się przy takich wolnych, "przytulanych" tańcach - dodaje artysta operowy. - Ale gdy graliśmy "Yellow River" zaczynało się rock and rollowe szaleństwo.

Kazimierz Kowalski dobrze pamięta też swoją studniówkę. Odbywała się przed maturą, którą zdawał w liceum wieczorowym mieszczącym się w gmachu III Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Sienkiewicza.

- Zacząłem naukę w dziennym liceum, a potem zaliczyłem jeszcze dwa wieczorowe - wyjaśnia Kazimierz Kowalski. - Myślę, że to ostatnie skończyłem tylko dzięki mojej polonistce, Krystynie Korcz, siostrze znanego kompozytora Włodzimierza. Gdy nie było mnie na lekcjach to zaraz dzwoniła do mamy...

Kazimierz Kowalski podczas studniówki miał 19 lat i był tylko rok "opóźniony". Razem z nim bawili się znacznie starsi koledzy. Ważnym elementem był program artystyczny, który przygotowywała z uczniami Krystyna Korcz. Pan Kazimierz nie brał w nim udziału, bo zajmował się muzyczną oprawą.

- Uczniowie byli pełnoletni, więc alkohol był oficjalnie, oczywiście w umiarze - zastrzega Kazimierz Kowalski. - Jedzenie przygotowywaliśmy sami przy pomocy rodziców. Pamiętam pyszne sałatki jarzynowe. Była też szynka, która na co dzień stanowiła towar deficytowy. Ale na studniówce nie mogło niczego zabraknąć!

Jadwiga Ochocka, dyrektor II LO im. Gabriela Narutowicza w Łodzi pewnie nie zliczy ile studniówek przeżyła w swoim życiu. Na pewno zapamiętała bardzo dobrze tę pierwszą. Miała miejsce w 1978 roku, w VIII LO im Adama Asnyka, którego jest absolwentką. Pamięta, że dziewczyny były ubrane w ciemne spódnice, białe bluzki. Dziś jej uczennice na bal zakładają wytworne kreacje..

- Do tańca grała orkiestra, a bawiliśmy się na sali gimnastycznej - opowiada Jadwiga Ochocka. - Bal zakończył się około 6.00 rano. Było mroźno i na szkolnym boisku urządziliśmy sobie ślizgawkę. Bawiliśmy się na niej jeszcze z godzinę.

Pierwszą studniówkę w II LO przeżyła w 1991 roku. Patronem szkoły były zakłady Ema Elester. Bal odbywał się w jej sali, przy ul. Lodowej.

- Ale uczniowie sami udekorowali salę - dodaje Jadwiga Ochocka. - Jedzenie było przywożone z zewnątrz.

W II LO studniówki dalej organizowane są poza szkołą. Liceum ma po prostu za małą salę gimnastyczną. Na tym balu zawsze bardzo chętnie bawią się uczniowie, którzy są związani z uczniami.

- Zawsze z ciekawością czekamy na program kabaretowy przygotowany przez uczniów - mówi dyrektor II LO. - A od kilku lat, po jego zakończeniu, nauczyciele śpiewają wcześniej przygotowaną piosenkę.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki