Chociaż Barbara Leszczyńska z zespołu prasowego PKP SA zapewnia, że wszyscy zostali poinformowani o tym, że umowy najmu i dzierżawy muszą być rozwiązane do 15 października, to pytani przez nas najemcy i pracownicy w większości narzekali na brak informacji.
- Żeby dowiedzieć się na czym stoję, poszłam do siedziby PKP przy ulicy Tuwima - mówi właścicielka kiosku, która od 17 lat w świątek-piątek pracuje na Fabrycznym. - To był najgorszy dzień w moim życiu. W ostrych, niewybrednych słowach dowiedziałam się, że mam kilka dni na likwidację swojego miejsca pracy. Poprosiłam o dwa tygodnie na znalezienie nowej siedziby, zorganizowanie transportu, ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać - dodaje ze łzami w oczach kioskarka.
Inni zapowiadają, że tak łatwo nie odpuszczą.
- Mam umowę na dzierżawę kiosków z półrocznym terminem wypowiedzenia - podkreśla właścicielka dwóch sklepików od strony dworca PKS. - Nikt tej umowy nie zerwał, więc niczym się nie przejmuję. Kazano mi zapłacić czynsz za październik, to zapłaciłam. Może zamkną dworzec, a nasze sklepiki zostawią? - zastanawia się łodzianka.
Właścicielka ma nadzieję, że po zamknięciu dworca, mimo braku podróżnych, obroty sklepików nie spadną. - A jeśli ktoś będzie próbował mnie zmusić do wyniesienia się z dworca, to pozwę go do sądu o odszkodowanie - ostrzega.
Sprzedawczyni zapiekanek, hot-dogów i innych przekąsek, która ma kiosk na parkingu od strony ul. Kilińskiego wie, że ma się wyprowadzić do połowy października. Może dlatego, że jej sklepik stoi na wprost tablic informujących o przebudowie dworca. Teren pod budkami dzierżawi od miasta, które początkowo chciało wysiedlić handlarzy do połowy września, jednak po protestach przedłużyło termin o miesiąc.
- Cóż, trzeba szukać pracy, bo tych budek-skansenów nie da się przenieść w inne miejsce. Podejrzewam, że by się rozsypały - przyznaje sprzedawczyni zapiekanek.
Temat bezrobocia i poszukiwania pracy jest bardzo popularny wśród osób związanych z dworcem.
- Większość z nas i tak skończy w pośredniaku - wzdycha mężczyzna sprzedający prasę. Więcej optymizmu ma młoda barmanka z małej dworcowej restauracyjki: - Już wysłałam CV do licznych punktów gastronomicznych w Łodzi. Może znajdę lepszą pracę, niż na dworcu...
Pracownica pobliskiego saloniku z gazetami ma lepsze perspektywy, bo jej pracodawca ma w Łodzi kilka kiosków i znajdzie dla niej pracę. Kobieta ze sklepiku z ciasteczkami też liczy, że nie straci pracy. - Szef już szuka nowej lokalizacji - mówi. - Powiedział mi, że to nie jest łatwe, bo albo są wysokie opłaty za najem, albo okolica, której nikt nie odwiedza i nie da się zarobić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?