MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie biorę zleceń na składanie życzeń

Matylda Witkowska
W ciągu 27 lat pracy jako kominiarz Krzysztof Bednarkiewicz poznał panoramę Łodzi na pamięć.
W ciągu 27 lat pracy jako kominiarz Krzysztof Bednarkiewicz poznał panoramę Łodzi na pamięć. Krzysztof Szymczak
Praca kominiarza jest brudna, ale za to bonusem są piękne widoki. O wadach i zaletach swojego zawodu opowiada Krzysztof Bednarkiewicz, kominiarz z 27-letnią praktyką.

Spacerowanie po dachach i brudzenie wszystkiego dookoła czarnymi od sadzy dłońmi to dla 47-letniego kominiarza, Krzysztofa Bednarkiewicza, codzienna norma. Nagrodą są uśmiechy od niemal wszystkich spotykanych po drodze kobiet, które wierzą, że przynosi im szczęście.

Sadza na dywanie

Kominiarzem pan Krzysztof został w wieku 20 lat. - To tradycja rodzinna - przyznaje. - Kominiarzem był mój ojciec i wujowie, więc po szkole zacząłem uczyć się zawodu - opowiada

By zostać kominiarzem nie trzeba kończyć żadnej szkoły, choć mile widziane jest technikum o profilu budowlanym. Pan Krzysztof musiał jednak odbyć trzyletnią praktykę w zawodzie i zdać egzamin czeladniczy. Drugie tyle zajęło mu zostanie mistrzem. Teraz może prowadzić własną firmę.

Praca nie jest trudna. Każdy kominiarz zaopatrzony jest w linę z ważącą 1,5 kg kulą kominiarską i szczotką. Spuszcza je do komina i poruszając w górę i w dół strząsa sadzę. Gdy opadnie, wybiera się ją na dole przez specjalne drzwiczki.

- Nieoczyszczana sadza może się zapalić, co jest bardzo niebezpieczne - tłumaczy.

Czasem w przewodach kominowych znajdują się gniazda gołębi lub kawek. Wtedy trzeba je wybrać ręcznie.

- Pracy nie brakuje, bo przegląd kominów i przewodów wentylacyjnych nakazany jest przez prawo budowlane - wyjaśnia pan Krzysztof. - Przewody wentylacyjne trzeba sprawdzić raz do roku, ale już dymowe cztery razy do roku - wyjaśnia.

Choć coraz mniej jest pełnych sadzy kominów od pieców, to praca kominiarza jest nadal brudna. - Kiedyś sadza z komina buchnęła lokatorce na świeżo kupiony, biały dywan. Lokatorka czekała na mnie na klatce z awanturą - wspomina kominiarz. - Z grubsza posprzątałem, a spółdzielnia, w której pracowałem, wypłaciła odszkodowanie.

Praca z widokiem

Kominiarz musi być fizycznie sprawny i nie może cierpieć na lęk wysokości. Pan Krzysztof, choć wchodzi nawet na dachy wieżowców, wysokości się nie boi.

- Nigdy nie podchodzę do krawędzi, trzymam się środka dachu lub kalenicy - tłumaczy.
Jednak kilka razy zdarzyło mu się poślizgnąć i stracić podczas pracy równowagę.
- Ale wypadku nie miałem i nie słyszałem, żeby jakiś kominiarz w Łodzi z dachu spadł - dodaje.

Bonusem za niebezpieczeństwo są piękne widoki.
- Panoramę Łodzi znam już na pamięć. Jest ładna zwłaszcza zimą, gdy wszystko jest białe. Ale i latem widać dużo zieleni - zapewnia.
Obowiązkowym strojem kominiarza jest składany cylinder, tzw. szapoklak. Zwyczaj jego noszenia pochodzi z czasów, gdy o kaskach ochronnych nikt jeszcze nie słyszał, a chodzącym po ciemnych i niskich poddaszach kominiarzom zdarzały się wypadki.

- Na strychach nie zawsze można było oświetlić sobie drogę otwartym ogniem, a latarek przecież nie było - opowiada pan Krzysztof. - Dlatego kominiarze nosili szapoklaki, które tłumiły zderzenie z wystającą belką lub gwoździem - tłumaczy.

Obecnie cylindry noszone są przez kominiarzy głównie od święta. - Zazwyczaj mamy je na głowach w dniu naszego patrona, świętego Floriana, w kościele czy podczas ślubów. Ale na co dzień nosimy w pracy kepik - tłumaczy Bednarkiewicz.

Obowiązkowymi elementami stroju nadal są czarna bluza z kieszonką i 13 srebrnymi guzikami umieszczonymi w dwóch rzędach. Do tego czarny, skórzany pas, czarne spodnie i kepik.

Guziki w stroju pana Krzysztofa mają wygrawerowane małe postacie kominiarzy. Wiele radości sprawia mu powszechne łapanie się na jego widok za guziki.

- Muszę je przyszywać bardzo mocno, bo wiele osób łapie za nie na szczęście. Zdarzało się, ż były urywane - dodaje.

Choć nie wie, czy życzenia wypowiadane w jego obecności rzeczywiście się spełniają, przesąd mu się podoba.
- To takie przyjemne, że komuś można sprawić radość- przyznaje. Jako kominiarzowi udało mu się czasem kupić coś w sklepie bez kolejki. - Ale nie wiem, czy ze względu na szczęście, czy dlatego, żebym nie ubrudził czekających w kolejce klientów - śmieje się.

Kominiarz na ślub

Pan Bednarkiewicz często otrzymuje telefony z prośbą o złożenie życzeń nowożeńcom. To okazja do dobrego zarobku (około 200-300 zł), ale pan Krzysztof zazwyczaj odmawia.

- Głupio się czuję w takich sytuacjach. Ale na ślub kogoś z rodziny czy znajomych zawsze przychodzę w ubraniu kominiarza. Składam życzenia i dopiero potem przebieram się w cywilny strój - przyznaje.

W Łodzi pracuje około stu kominiarzy. Większość w małych firmach rodzinnych.
- Najczęściej ojciec zatrudnia syna, a jak nie ma syna, to zięcia. Ma też czeladników - tłumaczy pan Bednarkiewicz.

Zarobki są przyzwoite. Oczyszczenie komina twa około godziny, kominiarz bierze za to sto złotych. Ale takich zleceń pan Krzysztof ma w tygodniu jedno czy dwa. Trzeba też dojechać do zlecania. Dlatego kominiarz żyje głównie ze stałych umów z administracjami budynków.

- W zawodzie jest wielu młodych. Nic nie wskazuje, żeby zawód miał zaniknąć - ocenia Krzysztof Bednarkiewicz. Bo kominiarz przynosi szczęście.

============11 (pp) Zdjęcie Autor(17788609)============
fot. krzysztof szymczak
============06 (pp) Zdjęcie Podpis na apli black(17788610)============

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki