Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepolitycznie. Komitet imienia Hanny Zdanowskiej

Marcin Darda
Marcin Darda
Poseł Marek Suski (PiS) rzekł ostatnio, że na temat ewentualnego skrócenia kadencji sejmików „trwa dyskusja, ale decyzji nie ma”. Tymczasem PO w regionie łódzkim powoli szykuje się do oddania władzy w sejmiku po trzech kadencjach wspólnych rządów z PSL.

Scenariusze i kalkulacje wyborcze są różne. Są na przykład politycy, którzy uważają, że w samej Łodzi do sejmiku Platforma powinna dać sobie spokój z własnym szyldem i pójść do wyborów z czymś na kształt komitetu im. Hanny Zdanowskiej. O tym, że taki powstanie do wyborów prezydenta Łodzi i Rady Miejskiej Łodzi w zaciszu gabinetów mówi się od wielu miesięcy, zatem to żadna nowość.

Widać to już gołym okiem, a ona tylko na tym zyska. Trwanie w sensie wyborczym przy PO to coś jak skok w przepaść z bungee, tylko że bez bungee. Ale w kontekście wyborów do sejmiku taki komitet im. Zdanowskiej to już jest nowinka. Bo cóż to może oznaczać? Prostą kalkulację: nazwisko Zdanowskiej zadziała lepiej niż zużywający się coraz szybciej partyjny szyld. Prezydent Łodzi dwa lata temu wystartowała po swoją drugą kadencję na Piotrkowskiej 104, ale równocześnie do sejmiku, jako liderka łódzkiej listy.

Poparcie miała takie, że klub PO zawdzięcza jej co najmniej jeden mandat więcej, a rezygnując ze swego mandatu do sejmiku wpuściła kolejnego na liście, tak się akurat składa, że Tomasza Piotrowskiego, najbliższego współpracownika. Wyszło pięć mandatów dla PO na dziewięć możliwych w Łodzi. Do powtórzenia w najbliższych wyborach? Niewykluczone. Ale - wedle dzisiejszych kalkulacji części łódzkich polityków PO - raczej nie wystarczy do utrzymania władzy w województwie. Nazwisko Zdanowskiej poza Łodzią nie działa, a są przecież jeszcze cztery okręgi w województwie i 24 mandaty do wzięcia.

Trudno jednak nie skonstatować, że poza aglomeracją łódzką, nie działa dziś również szyld PO. Te 700 osób, które usunięto ostatnio z PO, w większej części dotyczy osób spoza aglomeracji i oznacza zanik zainteresowania tą partią, bo wszyscy przecież mieli możliwość uregulowania składek. A jednak tego nie zrobili.

Druga rzecz to fakt, że PO sporo pozałódzkich samorządach (nie licząc tzw. obwarzanka) w ostatnich wyborach przegrała. W Bełchatowie i Tomaszowie Mazowieckim nie ma ani jednego radnego. PO przegrała prezydenturę Sieradza, nie zaistniała także w przedterminowych wyborach prezydenta Radomska, choć akurat tam przegrało także PiS.

Oczywiście gdyby PiS kadencji nie skróciło i wybory odbyłyby się za nieco ponad dwa lata, to sporo się jeszcze może zmienić na zasadzie choćby zniechęcenia PiS-em. To oczywiście tylko teoria. Jednak dziś w PO bierze się pod uwagę utrzymanie pięciu mandatów w Łodzi, być może pod szyldem Zdanowskiej i dokooptowanie do niej klubu radnych, którzy zdobędą mandaty poza Łodzią. „Jeśli oczywiście tacy w ogóle będą - mówi jeden z polityków PO. - Bo może być tak, że w tych czterech okręgach poza Łodzią wyciągniemy jeden, tak jak ostatnio SLD, tyle że oni akurat ten jedyny mandat zdobyli w Łodzi”.

Odejście od szyldu PO oczywiście pewne nie jest: wszystko, jak słychać wśród radnych, musi być dokładnie skalkulowane i obliczone, ale ten styl myślenia o odejściu od szyldu jest mocnym sygnałem z jednej strony desperacji, a z drugiej realizmu. Tym bardziej, że partia skłóca się coraz bardziej, nie tylko na poziomie centralnym, ale i w okręgach.

Akłopoty ma również koalicjant Platformy z PSL. Klub ludowców w sejmiku został nadgryziony, odszedł jeden radny, a tylko oficjalna wersja mówi o tym, że było to ostatnie odejście. To doskonale odzwierciedla fakt, że niektórzy politycy PSL, głównie drugi szereg, widzi przyszłość w PiS. PiS odbiło ludowcom wieś, a ostatni parlamentarny wynik PSL świadczy o tym, że głosuje na nich już niemal tylko aparat partyjny ulokowany w urzędach. Tym bardziej broni się dziś teza o kapitalnym wyniku PSL w wyborach do sejmików tylko przez łut szczęścia, czyli dzięki wylosowaniu pierwszej strony w książeczkach do głosowania.

Bo wieś dziś oddana jest PiS. Tam nikogo nie interesuje spór o Trybunał Konstytucyjny czy przejęcie służby cywilnej. Jak się pojedzie na wieś, to pod miejscowym sklepem można usłyszeć historię jak to zeszyt sklepowej pokrywa się kurzem, bo ludzie spłacają stare długi za pieniądze z programu 500+. Można nie odpuszczać i przy piwie jeszcze podrążyć temat PiS. Przypomnieć, że ta partia blokuje sprzedaż gruntów na wsi. I co się wtedy słyszy? „Nareszcie, ku...a”, a wypowiedź na dodatek obudowana jest dość wymownym zgięciem łokcia w gest Kozakiewicza. Wieś zapomni o PSL. Oczywiście, jeśli przetrwa program 500+. To kasa do ręki, a tego nie przebije żadna inna oferta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki