Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewolnica Wschodu

Anna Gronczewska
fot. archiwum
Z prof. Stanisławem Liszewskim, byłym rektorem Uniwersytetu Łódzkiego, dyrektorem Instytutu Geografii Miast i Turyzmu UŁ, rozmawia Anna Gronczewska

Czy Pan Profesor pochodzi z Łodzi?

Urodziłem się w 1940 roku w Rudzie Pabianickiej, która została już przez Niemców włączona do Łodzi. Do 1939 roku roku Ruda była samodzielnym miastem. Do tego statusu powróciła jeszcze na kilka miesięcy po zakończeniu wojny. Potem Polacy potwierdzili to co zrobili Niemcy i włączyli Rudę Pabianicką do Łodzi. Ale mogę powiedzieć, że jestem łodzianinem.

Jaka była Łódź Pana dzieciństwa?

Moja Łódź ograniczała się do pewnego obszaru miasta. Jako że mieszkałem w Rudzie miałem do czynienia głównie z przedmieściami i obszarami wokół Placu Niepodległości, IX LO przy ul. Przy szkole gdzie się uczyłem. Było to bardzo biedne, zaniedbane przedmieście. Ludzie w Rudzie pracowali przede wszystkim w słynnej fabryce Horaka przy ul. Pabianickiej. Ja dojeżdżałem do szkoły tramwajem. Tam zetknąłem się z zupełnie innym środowiskiem. Z jednej strony byli to mieszkańcy przedwojennego osiedla zusowskiego przy ul. Bednarskiej, a z drugiej strony spotykałem się z dziećmi robotników i rolników. Przecież w miejscu, gdzie stoi teraz szpital im. Kopernika były cegielnie, a w okolicy znajdowały się gospodarstwa rolne.

Dzisiejsza Łódź to zupełnie inny świat...

Tak. Zarówno w sensie układu przestrzennego, zabudowy, ale i ludzi. Myślę, że ludzie w Łodzi bardzo się zmienili. Dzisiaj to inne środowisko, społeczeństwo. Ja wyrastałem wśród ludzi bardzo przyjaznych sobie. Od lat mieszkali w tym samym miejscu. Stały tam domki jednorodzinne, dzieci bawiły się razem.

Żal Panu tamtych czasów?

Zawsze z sentymentem wraca się do czasów młodości. Zwłaszcza, że mieszkałem w okolicy Rudzkiej Góry i Stawów Stefańskiego. Były to tereny moich wypraw, wycieczek. To był inny świat.

Ludzie, którzy przyjeżdżają dziś do Łodzi z innych miast nie zachwycają się jej urodą. Mają rację?

Myślę, że mają. Zwłaszcza, gdy przyjeżdżają z miast, które posiadają zabytkowe centra ze średniowiecznym rodowodem. Do tej naszej Łodzi trzeba się przyzwyczaić. Ona jest oryginalna, ale trudna do zaakceptowania na pierwszy rzut oka. Trzeba głębiej poznać to miasto, mieszkających tu ludzi, ich oyczaje. Łódź jest dziś przyjaznym miastem, choć w sensie fizjonomicznym dość wyjątkowym.
Na czym polega specyfika Łodzi?

To miasto wybudowane na surowym korzeniu w dziewiętnastym wieku z myślą o przemyśle. Z ekonomicznego punktu widzenia powstało w bardzo złym miejscu: na peryferiach Mazowsza, Wielkopolski i Małopolski. Nie miało nigdy jakiś sprzyjających warunków, by stać się znaczącym miastem. Jej rozwój jest w 90 procentach związany z przemysłem i funkcjami okołoprzemysłowymi. Na przykład - o dziwo - bankowymi.

Może więc należy podziwiać Łódź, że mimo tych niekorzystnego położenia potrafiła zaistnieć i stać się w pewnym momencie drugim co do wielkości miastem w Polsce...

To prawda i bardzo sobie to cenię. Trzeba też pamiętać, że cała kariera Łodzi była związana ze Wschodem. Kiedy w okresie międzywojennym upadły wschodnie rynki, to cała Łódź stanęła. Po drugiej wojnie pojawiła się znów możliwość kontaktu ze Wschodem i jakoś funkcjonowała. Po 1989 roku, w ciągu kilku lat w Łodzi upadły w zasadzie wszystkie zakłady włókiennicze.

Niektórzy mówią, że to dobrze...

Też mógłbym tak powiedzieć, gdyby nie jeden fakt: kiedy zamykano na Śląsku część hut, kopalni, rząd polski zapewnił w pewnym sensie ich pracownikom byt. Łódź, gdzie nagle 100 tysięcy ludzi zostało bez pracy, nie otrzymała pomocy z zewnątrz. Wtedy część, zwłaszcza młodych ludzi, stworzyła sobie miejsca pracy, część znalazła się na zasiłkach dla bezrobotnych, a wiele osób wyemigrowało z Łodzi. Nie bójmy się mówić o emigracji młodzieży łódzkiej po 1990 roku.

Łódź za kilka lat będzie miała nowe centrum. Jak Pan patrzy na tę inwestycję?

Byłoby pierwsze w historii centrum Łodzi. Ul. Piotrkowska jest bardzo ważnym miejscem, stanowi pewną oryginalną linię, ale nie jest centrum w sensie wielkomiejskim. Wielkomiejskie centrum nadałoby miastu wielką rangę. Samo centrum jednak nie wystarczy. Łódź musi zmienić swoje funkcje. Powinna stawiać na nowe technologie, na nowy przemysł. Wielką szansą rozwoju miasta stanowi nauka. Wystarczy popatrzeć na to, co działo się w Wielkiej Brytanii. Tam miasta, które nie zainwestowały w rozwój nowych technologii, ginęły.

Czy możemy stać się jeszcze potężniejszym ośrodkiem akademickim?

Myślę, że potężniejszym nie, ale może jakościowo lepszym. Mamy przecież niski przyrost naturalny i nie należy się spodziewać, by przez najbliższe 15 lat nastąpił wielki napływ ludzi do Łodzi. Chyba, że im czymś zaimponujemy. Jest pomysł, by ściągnąć na łódzkie uczelnie Chińczyków, Hindusów. Ale szansa rozwoju Łodzi jest przede wszystkim związana z budową w Polsce międzykontynentalnego lotniska, gdzieś między Warszawą a Łodzią. Wtedy nasza Łódź stałaby się częścią wielkiego zespołu warszawsko-łódzkiego, oczywiście zachowując odrębność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki