Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Norbert Maliszewski: Tusk zamyka Platformę w oblężonej twierdzy

Piotr Brzózka
Norbert Maliszewski
Norbert Maliszewski Wojciech Barczyński
Z doktorem Norbertem Maliszewskim, politologiem, rozmawia Piotr Brzózka

Premier Donald Tusk powiedział, że nie będzie odwoływał ministrów tylko dlatego, że któryś się niecenzuralnie wyraża. Czy ta ucieczka do przodu jest najlepszym wyjściem, jakie mógł premier wymyślić dla swojego rządu?
To nie jest ucieczka do przodu, lecz obrona w myśl zasady oblężonej twierdzy. Po pierwsze, Tusk mówi działaczom PO, jak definiować sytuację. Mówi, że nic się nie stało, nie będzie dymisji, wszystkie ręce na pokład, bronimy swoich. Po drugie, premier mówi, że państwo jest terroryzowane, a my nie działamy pod naciskiem terrorystów. Tyle że ta diagnoza jest akceptowana jedynie przez twardy elektorat PO. Inni tego nie akceptują. Za tym, by minister Sienkiewicz został na swoim stanowisku, opowiada się tylko 4 proc. Polaków. A tylko 20 procent jest za tym, by Sienkiewicz pozostał do czasu wyjaśnienia tej sprawy. To głównie wyborcy PO i to nie wszyscy. Narracji premiera ufa 15-17 procent wyborców. Nie doszło do resetu, premier nie powiedział: popełniliśmy błędy, proszę, wybaczcie nam.

Tusk lepiej by zrobił, gdyby ściął kilka głów?
Zdecydowanie. Gdyby zrobił to już w poniedziałek tydzień temu, to nie byłoby tak dużego problemu dla PO. Ale nawet gdyby zrobił to dopiero teraz, też dałby silny sygnał innym wyborcom, iż rozumie ich oburzenie. Nie dymisjonując, zachowuje się wbrew oczekiwaniom.

Może premier nie kieruje się sondażami aż w takim stopniu, jak mu się to przypisuje?
Ale to jest tzw. syndrom jesieni patriarchy. Polityk, który nie wsłuchuje się w głosy ludzi, nie dymisjonuje ministrów nieakceptowanych społecznie, rozmija się z oczekiwaniami. Rządzący dostają legitymację w czasie wyborów, ale później też muszą się legitymować zaufaniem i poparciem.

Prezydent Komorowski powiedział, że konstytucja daje możliwość przeprowadzenia konstruktywnego wotum nieufności bądź samorozwiązania Sejmu. Czy to możliwe w obecnym układzie?
Na wcześniejszych wyborach może zależeć najwyżej Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego. Inne partie przyjęły strategię: poczekajmy, aż Platforma się wykrwawi. To niekoniecznie słuszny paradygmat. Bo może oblężona twierdza PO przetrwa do przyszłego roku na poziomie 15-17 procent poparcia, po wyborach prezydenckich zyska drugi oddech, w dodatku na 2015 rok zapowiadane jest ożywienie gospodarcze. Więc opozycja robi błąd, ale tak się dzieje, bo partie nie potrafią się porozumieć. Nawet gdyby doszło do wyborów, ciężko będzie stworzyć stabilny rząd. Przyspieszone wybory nie leżą też w interesie prezydenta Komorowskiego, który zyskuje na obecnym konflikcie. Jeśli zawodzi premier, jeśli zawodzi opozycja, jeśli jest problem z poczuciem bezpieczeństwa, to dystansujący się wobec PO sędzia ponad podziałami może tylko skorzystać.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki