Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod mikroskopem. W Platformie aż wióry lecą

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Wyrzucenie kilkuset martwych dusz z pewnością oczyści łódzką Platformę w sensie formalno-księgowym, pytanie, ile całkiem zdrowych duszyczek struje się pytaniem, o co w tym wszystkim chodzi, kto kabluje do mediów, no i generalnie: jak to teraz wygląda.

A wygląda słabo, zwłaszcza jeśli nałożyć to na aktualny kontekst całego ciągu niezgrabnych, żeby nie powiedzieć żenujących ruchów na szczytach Platformy. Partia, wyrzynając w regionie łódzkim ponad 600 nazwisk - nawet jeśli są to nazwiska typu „no name” i nawet jeśli im się należało ze względu na zaległości składkowe - utrwala przecież stereotyp partii lubującej się we wszelkich odmianach rżnięcia we własnych szeregach.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Platforma Obywatelska usunęła 600 członków z województwa łódzkiego za niepłacenie składek

Jak przekonuje jeden z działaczy łódzkiej PO, nie ma w całej sprawie żadnej sensacji. Po przejęciu partii przez Grzegorza Schetynę, w całym kraju zastał zarządzony audyt stanu osobowego, celem odchudzenia partii z osób, które w sposób faktyczny związane z nią nie są. A że Łódź tak szybko wyrobiła się z zadaniem, to zasługa nowego dyrektora biura zarządu regionu, którym został skrupulatny prawnik Sebastian Bohuszewicz. Tak na marginesie, to postać bardzo ciekawa jeśli chodzi o polityczny życiorys, związana ze słynnym Kołem Aktywności w łódzkiej PO i - podobnie jak Paweł Bliźniuk i Tomasz Piotrowski - widniejąca w wykazie współpracowników Hanny Zdanowskiej w czasach, gdy była ona jeszcze posłanką.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Grabarczyk i Tomczyk na dywanik, czyli porządków w PO ciąg dalszy

Tomasz Kacprzak z polotem nazywa całe zdarzenie „wiosennymi porządkami”, również nie nadając mu ciężkiej rangi, czy jednak na pewno nie należy tego robić z uwagi na okoliczności medialne? Na łamach ogólnopolskiego Newsweeka zaistniała narracja, w myśl której wycięcie tak ogromnej ilości działaczy było zamierzonym ciosem Grzegorza Schetyny w Cezarego Grabarczyka, zrealizowanym rękoma Pawła Bliźniuka. A wszystko to w kontekście przyszłych wewnątrzpartyjnych wyborów na szefa regionu. Nie wchodząc w to, czy wycięte duszyczki były zwolennikami Grabarczyka czy Schetyny, czy żadnego z nich, teza ta, czytana literalnie, wydaje się absurdalna, bo niepłacący składek - a takie właśnie osoby były usuwane - prawa głosu nie mają. Sam Grabarczyk przyznaje, że to abstrakcyjna konstrukcja. Zwłaszcza że wspomniane wybory odbędą się może pod koniec przyszłego roku, na pewno nie teraz. Ale są też bardziej subtelne odcienie tego wszystkiego, co zostało napisane.

Oburzony Grabarczyk mówi, że o sprawie wyrzucenia działaczy nie wiedział, bo był na wyjazdowym posiedzeniu sejmowej komisji w Bieszczadach. To wypowiedź oficjalna na łamach DŁ, podobna pojawia się w Newsweeku. Dodatkowo jednak w tygodniku pojawia się tajemniczy (czyli anonimowy) narrator, który mówi tak: „Padła zapowiedź, że kolejnych 300 działaczy zostanie wykreślonych lada moment. W sumie to będzie jedna trzecia regionu. Pretekstem było niepłacenie składek. Część osób mogła mieć zaległości, ale warto sobie zadać pytanie, czy Platforma jest dziś tak silna, by lekką ręką odepchnąć od siebie tysiąc osób? Oczywiście nie, ale dla ludzi Schetyny priorytetem było oczyszczenie przedpola przed zbliżającym się zjazdem i ułatwienie zwycięstwa Bliźniukowi”.

No i w Łodzi od razu zaczęły się spekulacje, że to sam Grabarczyk snuje anonimowo tę narracje. Nawet jeśli nie osobiście, to przez któregoś ze swoich akolitów. Pojawiła się też interpretacja dość makiaweliczna, jakoby ktoś Grabarczyka mógł w rolę tegoż narratora sprytnie wklejać. Sprytnie - z punktu widzenia jego przeciwników, bo wydźwięk całości jest mniej więcej taki - jak to zauważa politolog Leszek Jażdżewski, czyli paradoksalnie niekorzystny dla łódzkiego posła. Bo nikt się nie będzie nad nim litował, natomiast ustawiony w roli ofiary i do tego podejrzewany o użalanie się nad sobą, zaczyna się jawić jako polityk naprawdę słaby, taki, co to mu się wycina ludzi za plecami. A poza tym, jeśli prawdą jest, że otoczenie Hanny Zdanowskiej nakręca napięcie, między swoją szefową a Grabarczykiem, to właśnie w eter poszedł kolejny sygnał: „Grabarz” wikła się w jakieś wewnątrzpartyjne rozgrywki, a Zdanowska, ponad podziałami partyjnymi, załatwia w Paryżu Expo dla Łodzi.

W każdym razie wygląda na to, że w Platformie nie potrafią się opanować bez względu na wszystko. Można wspomnieć w jakiej atmosferze partia przystępowała do zeszłorocznych wyborów. Zaczęło się od głośnego listu Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej w sprawie miejsc na listach, a później było już tylko lepiej. Platforma przegrała wybory, ale rozróba trwa na całego. Dziś komentuje się „mazgajenie” Grabarczyka, a także absurdalne słowa Cezarego Tomczyka, jakoby liderem opozycji była Ewa Kopacz.

Jeśli mówi się, że wielu z wyrzuconych działaczy nie płaciło składek, bo partia utraciła dla nich swój powab, to nie dzieje się obecnie nic, co mogłoby Platformie tego powabu przydawać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki