Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poleć za grosze i... wydaj majątek na wakacje

Alicja Zboińśka
Artur Kostkowski/archiwum
Tygodniowy wypoczynek na Islandii, którego całkowity koszt to 700 zł, jest możliwy. Musisz tylko kupić wcześniej bilet, polubić mycie w zimnej wodzie lub spędzić noc w rowie. Jeśli cenisz komfort, to zapłacisz trochę więcej...

Nocleg za 37,50 zł za dobę i lot za 120 zł od osoby w dwie strony. Czy można sobie wyobrazić tańszy wyjazd nad norweskie fiordy? Wydaje się, że nie. Ale tak naprawdę może to być początek wyjątkowo drogiego wakacyjnego wypadu. Gdy do ceny lotu i noclegu dodamy koszty dojazdu z lotniska i wyżywienia, to okaże się, że za weekend w Norwegii zapłacimy znacznie więcej niż za tygodniowy wypoczynek w Czechach. A pozornie tanie wakacje będziemy finansowo odczuwać przez następny rok.

Wszystko zaczęło się od taniego apartamentu na jednym z portali rezerwacyjnych.

- Niedaleko od lotniska Rygge znalazłam nocleg za niecałe 150 zł za dobę i to dla czterech osób - mówi pani Agnieszka z Łodzi. - Nad naszym morzem byłoby trudno znaleźć taką ofertę, a co dopiero w Norwegii. Zarezerwowałam więc noclegi bez wahania. Pomyślałam, że pewnie uda się trafić na tani lot.

Tak też się stało. Całkowity koszt przelotu z lotniska w Modlinie do portu Rygge i z powrotem tania linia lotnicza wyceniła na 120 zł. Bilety zostały kupione, bez możliwości zwrotu.

Kłopot zaczął się, gdy łodzianka zaczęła sprawdzać koszty dojazdu z lotniska do apartamentu. Pół godziny w pociągu norweska kolej wycenia na 50 zł, a za przejazd piętnastu kilometrów pociągiem trzeba zapłacić 25 zł.

Łodzianka ma w planach zwiedzenie kilku pobliskich miast. Krótka wizyta na stronie internetowej norweskiej kolei i tamtejszej komunikacji autobusowej wystarczyła, by się przekonać, że z konta każdego uczestnika wycieczki zniknie ponad 200 zł. Tyle samo wydadzą, jeśli zdecydują się na wynajęcie samochodu. Norweska kolej będzie więc musiała poczekać.
Ale to nie koniec wydatków.

- Lecimy tylko z bagażem podręcznym, co oznacza, że czekają nas zakupy w norweskich marketach - mówi łodzianka.- Na samą myśl o cenach w sklepach w jednym z bogatszych państw robi się słabo. A do tego trzeba doliczyć obiad. Nie wybierzemy drogiej restauracji, ale trzeba się liczyć z wydatkiem kilkudziesięciu złotych na osobę za zwykły posiłek.
Do Sztokholmu taniej niż do Warszawy

Słabo też zrobiło się panu Sebastianowi, który znalazł lot do Sztokholmu z Modlina. Zanim zastanowił się nad konsekwencjami, zarezerwował bilety w obie strony dla dwóch osób za... 100 zł. Oznacza to, że poleci w jedną stronę za 25 zł. Tak tanio nie dojedzie pociągiem nawet do Warszawy. Ale za to czeka go wydatek blisko stu złotych na osobę na dojazd z lotniska Skavsta do centrum miasta. A nocleg w hotelowym pokoju bez okna to wydatek rzędu 350 zł za dobę.

- Można taniej wyspać się w hostelu, ale jakoś nie mam ochoty na sen w sali z 13 obcymi osobami - mówi łodzianin. - Jak doliczę koszty poruszania się po mieście, jedzenia, to okaże się, że przez cztery dni w Sztokholmie wydam więcej niż na dwa ostatnie wakacyjne wypady. Chyba jednak zostanę w domu.

Do Sztokholmu nie doleciał też Michał Cessanic, sekretarz redakcji National Geographic Traveler, mimo iż miał kupiony bilet na samolot za... złotówkę.

- Tania linia lotnicza promowała ten kierunek i płacąc wybraną kartą można było kupić bilety za złotówkę - mówi Michał Cessanis. - Zarezerwowałem bilety dla 12 osób, za które zapłaciłem w sumie 24 złote. Znajomi zaczęli się śmiać i dopytywać, czy mają przelać mi na konto pieniądze za bilety. Do Sztokholmu jednak nie polecieliśmy. Zaczęło się od sprawdzenia możliwości dojazdu do miasta i okazało się, że musimy zapłacić 100 złotych od osoby w jedną stronę.

To nieco zniechęciło podróżników z niemal darmowymi biletami. Pojawił się jeszcze pomysł, by wsiąść do samolotu, a czas w Szwecji spędzić nie w Sztokholmie tylko w hotelu blisko lotniska. Wizja imprezy jednak nie przekonała posiadaczy biletów za złotówkę i wyjazd ostatecznie nie doszedł do skutku.
Tania linia nie zawsze oznacza tani lot

Sekretarz redakcji National Geographic Traveler przekonuje, że nie zawsze wybór tzw. tanich linii lotniczych to najlepszy sposób na niedrogie wakacje.

Tak jest chociażby z lotami do Londynu. Tania linia WizzAir, która dociera na lotnisko Luton, na kilka dni przed wyjazdem oferowała bilety nieznacznie tańsze niż LOT. Kłopot pojawił się, gdy z lotniska trzeba było dotrzeć do centrum. Z odległego Luton za bilet do centrum i z powrotem trzeba było zapłacić 20 funtów.

Tymczasem samoloty narodowego przewoźnika lądują na głównym lotnisku Heathrow, skąd do centrum można dojechać metrem. A kupno jednodniowej karty miejskiej, która umożliwia poruszanie się po Londynie, to wydatek niespełna 9 funtów. Mając taką kartę nie tylko dojedziemy do centrum, ale możemy zwiedzać całą stolicę.

- Warto więc szukać ofert tradycyjnych przewoźników - radzi Michał Cessanis. - Tanie linie można traktowac jako tzw. dolotowe.

Poważnym wyzwaniem jest natomiast zgranie taniego lotu z tanim noclegiem. Jest to duża sztuka, gdyż linie lotnicze są skłonne wozić nas tanio od poniedziałku do piątku, a odbić sobie ceny w weekendy, gdy mamy więcej czasu na podróże. Od poniedziałku do piątku właścicicele hoteli goszczą natomiast biznesmenów i nie mają zamiaru ciąć cen. Robią to w soboty i niedziele, gdy zmęczeni pracą przedsiębiorcy wypoczywają na łonie rodziny.

Wyobraźnię podróżników rozpalają doniesienia chociażby z blogów podróżniczych, z których wynika, że za tygodniowy pobyt w Skandynawii zapłacili 700 zł.

- Oczywiście, że można tyle wydać na tygodniowe wakacje, ale nie ma co liczyć na łóżko i ciepłą wodę - komentuje Michał Cessanic. - Można pojechać do Skandynawii własnym samochodem i w nim spać. Jednak, gdy chcemy mieć minimum komfortu, co dla mnie oznacza łóżko i ciepłą wodę, to musimy liczyć się z wydatkami. Dotyczy to zwłaszcza Skandynawii i Wysp Brytyjskich, wyjazd do Czech czy na Węgry nie oznacza dla nas finansowej ruiny.
Efekt ostatniej chwili lub ogranicznej dostępności

Czesław Michalczyk, łódzki psycholog, zaznacza, że w przypadku ofert turystycznych również wykorzystywane są techniki sprzedaży.

- Najczęściej są to efekt ostatniej chwili lub ograniczonej dostępności - mówi psycholog. - Chodzi o stworzenie wrażenia, że mamy do czynienia z niepowtarzalną okazją i jeżeli natychmiast z niej nie skorzystamy, to ją stracimy. W takich momentach wyłącza się intelekt, nie liczymy wszystkich kosztów, tylko działamy pod wpływem emocji.
Zagrożeniem dla naszych portfeli jest także to, że wakacje - jak zaznacza psycholog - są od wydawania pieniędzy. Oznacza to, że niezależnie od tego, jaki budżet przeznaczymy na wypoczynek, to najpewniej go przekroczymy. Niewiele jest osób, które cechuje dyscyplina finansowa i nie wydadzą więcej niż wcześniej zaplanowały. Ratunkiem dla wybitnie rozrzutnych może być wyjazd na wakacje z gotówką i zostawienie kart kredytowych w domu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki