Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powstaje film o Edwardzie Gierku. Przypomnijmy jego wizyty w regionie łódzkim. Archiwalne zdjęcia

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego/Janusz Kubik
Trwają zdjęcia do filmu o Edwardzie Gierku, którego reżyserem jest Michał Węgrzyn. Byłego I sekretarza PZPR gra urodziny w Łodzi Michał Koterski. W jego żonę Stanisławę wciela się Małgorzata Kożuchowska. To okazja, by przypomnieć sobie wizyty towarzysza Edwarda Gierka w Łodzi i regionie.

Zachowało się stare zdjęcie z 1973 roku, które zrobiono w miejscowości Kalinko, koło Rzgowa, gdzie znajduje się zakład uzdatniania wody pitnej płynącej do Łodzi z Zalewu Sulejowskiego. Pierwszy sekretarz PZPR razem z Piotrem Jaroszewiczem, ówczesnym premierem, trzymają w ręku szklanki i testują smak wody, która dotrze do łódzkich mieszkań. To nie była pierwsza wizyta Gierka w naszym regionie...

PRZEJDŹ DO GALERII, BY ZOBACZYĆ ARCHIWALNE ZDJĘCIA Z WIZYT EDWARDA GIERKA W ŁODZI

Józef Niewiadomski, nieżyjący już były prezydent Łodzi i I sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR, zapamiętał spotkanie z Gierkiem w 1971 roku, w Komitecie Łódzkim. Wtedy Edward Gierek zapowiedział budowę zbiornika w Sulejowie i drugiej nitki rurociągu doprowadzającego wodę do Łodzi.

– Brakowało jednak rur o dużym przekroju, którymi miała płynąć woda i to przez pięćdziesiąt kilometrów - opowiadał nam Józef Niewiadomski. - Wtedy Gierek obiecał, że załatwi takie rury w zakładach, o ile dobrze pamiętam, w Górce Węglowej, na Śląsku.
Gierka mogli zobaczyć mieszkańcy największego łódzkiego osiedla Retknia. Przyjechał do Łodzi, gdy do pierwszego oddanego do użytku bloku, z numerem 2, wprowadzali się lokatorzy. Był rok 1972.

– Do mieszkań nie wchodził, ale chodził wokół bloku, wszyscy wyszli na balkony, wyglądali przez okna – tak wspomina dziś wizytę pierwszego sekretarza pan Janusz, jeden z mieszkańców osiedla. Wtedy, w 1972 roku, Gierek zaczynał dopiero swe urzędowanie jako I sekretarz PZPR. Ale już sporo obiecywał. Nic więc dziwnego, że wiele polskich dzieci biegających po łódzkich podwórkach mówiło: Chcesz cukierka, idź do Gierka!

Potem Gierek przyjechał do Łodzi, w połowie lat siedemdziesiątych, gdy łódzkie włókniarki i włókniarze domagali się podwyżki płac. Odwiedził zakład na Teofilowie.

- Do zamknięcia budżetu brakowało 20 - 40 miliardów złotych – wspominał Józef Niewiadomski. - Przemysł lekki zobowiązał się do dodatkowej produkcji, by uzupełnić tę dziurę w budżecie. A włókniarze mieli dostać podwyżkę.

Edward Gierek odwiedził kilka łódzkich zakładów. Między innymi Fabrykę Dywanów „Dywilan”. Zachowały się też pamiątkowe zdjęcia Gierka z wizyty na ówczesnej dumie Łodzi, trasie W – Z. Józef Niewiadomski wie, że niektórzy ze zdziwieniem przyjmą jego słowa, ale czasy Gierka były najlepszymi latami dla Łodzi. W 1971 roku, kiedy w Łodzi zaczęły się strajki włókniarek, do miasta przyjechało niemal całe biuro polityczne PZPR, ale bez Gierka, prezydium rządu.

- Wtedy to uchwalono program dla Łodzi, powołano partyjno - rządowy zespół, który miał się tym zająć – mówił nam Józef Niewiadomski. - Na jego czele stanął Eugeniusz Szyr.

Efektem tego programu było wybudowanie w Łodzi pięćdziesięciu czterech nowych zakładów pracy, modernizacja stu czterdziestu.

-Zaczęło się od wybudowania na ul. Wróblewskiego fabryki produkującej urządzenia do klimatyzacji i wentylacji - dodaje Józef Niewiadomski. – Za czasów Gierka wybudowano 100 tysięcy mieszkań! Krytykuje się, że są z wielkiej płyty, na radzieckiej licencji. Ale tę technologię Rosjanie ściągnęli z zachodu! Myśmy w Łodzi wybudowali duńską fabrykę domów.

Wiele osób podkreśla, że gierkowski dobrobyt wynika z życia na kredyt. Dopiero niedawno spłacono zaciągnięty w czasach Edwarda Gierka dług sięgający 206 miliona dolarów.

– Tak, tylko my teraz ratujemy gospodarką sprzedając i prywatyzując to co wybudowano za czasów Gierka - zauważa Józef Niewiadomski. – I większość już sprzedano...

Z naszym regionem Edwarda Gierka łączy słynna „gierkówka”, dwupasmowa droga łącząca Warszawę z Katowicami, a przebiegająca przez województwo łódzkie, która teraz ma być autostradą. Pierwszy sekretarz jeździł nią do swej rezydencji w Konewce koło Spały. Willę, a w zasadzie rezydencję w Konewce zbudowano między 1972 a 1973 rokiem. Stanęła w 120 hektarowym lesie, który otoczono drutem kolczastym. Na rezydencję składało się kilka budynków zbudowanych, jak określają dziś niektórzy, w stylu określanym jako pseudozakopiański. Ustawione były tak, że na ich podwórzu urządzono ogród, a w nim trawniki, krzewy, sadzawka z fontanną. W pobliżu był sad oraz staw z wyspą. Ta rezydencja w Gierka była jedną z najbardziej tajemniczych budowli w okolicy. Plotkowano, że pod nią są bunkry i tunele prowadzące do stacjonującej w pobliżu jednostki wojskowej. A na ścianach sypialni Gierka miały wisieć obrazy Kossaka. W 1981 roku kancelaria rządu przekazał ją w użytkowanie Polskim Liniom Lotniczym LOT. Urządzono tu ośrodek wczasowo kolonijny. Ale „LOT” nie przedłużył umowy dzierżawnej gruntu z Lasami Państwowymi, zalegał z płatnościami za gaz, wodę. Dawną rezydencję przejęło Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Przez pewien czas ochraniano ją. Potem odcięto wodę, prąd. Jej budynki zdewastowano. Ruiny danej willi Gierka rozebrano i posadzono las.

W 1979 roku Edward Gierek przyjechał do Piotrkowa Trybunalskiego. Na tamtejszym stadionie zorganizowano bowiem dożynki. Starostą był na nich Barbara Rytych, znana działaczka ludowa. Pani Barbara mieszka we wsi Porszenie, w gminie Wolbórz. Teraz gospodarstwo prowadzi córka z zięciem. Mają, razem z dzierżawą, ponad 100 hektarów ziemi, oborę mleczną, 150 tuczników.
Pani Barbara dalej jest wierna ruchowi ludowemu. Już jednak coraz mniej ludzi pamięta, że to ona była starościną dożynek z 1979 roku. Na starostę wybrano Stanisława Szmalca z Woli Rokszyckiej, w gminie Wola Krzysztoporska. Pan Stanisław od lat nie żyje. Zmarł w 1994 roku.

- Wiejskie społeczeństwo ma Gierkowi wiele do zawdzięczenia – mówiła nam Barbara Rytych. - Państwo się wtedy zadłużało, ale rolnikom za Gierka żyło się dobrze. Może nie było co za pieniądze kupić, ale łatwiej było je zdobyć. A to dzięki Gierkowi rolnicy mają emerytury, które do dziś są prawdziwym zbawieniem dla wsi, bezpłatną opiekę lekarską. A dziś? Dziś co państwo dla rolników robi? Tylko chłopa dusi!

Kiedy przed 41 laty wybierano starostów dożynek, zasady były proste. Starosta miał być z PZPR-u, a starościna z ZSL-u.

- Wygrałam wtedy w dużej konkurencji - wspominała Barbara Rytych. - Było 16 kandydatek, bo każda gmina chciała mieć swoją starościnę.

Opowiada, że rywalkę miała miała nawet w swojej gminie. Kobieta zapisała się specjalnie do PZPR-u, by zostać starościną. Kiedy jej się nie udało, rzuciła ze złości legitymację partyjną.

Barbara Rytych starościną nie została przypadkowo. Nie była człowiekiem znikąd. Znano ją jako wiceprezesa w Komitecie Wojewódzkim ZSL, była szefową Koła Gospodyń Wiejskich.

- Lubiłam działać – mówiła nam pani Barbara. - Tę społecznikowską żyłkę mam chyba po ojcu. On też był wielkim społecznikiem w mojej rodzinnej Żarnowicy. Kiedy przyjechałam do męża na wieś, to było tu tylko światło. Położyliśmy asfalt, wybudowaliśmy remizę, wodociągi...

Starosta Stanisław Szmalec w 1979 roku prowadził w Woli Rokszyckiej duże gospodarstwo, najnowocześniejsze w okolicy. Hodował świnie - od loch, po prosiaki, warchlaki, tuczniki. Długo szukano odpowiedniego kandydata na starostę. Musiał być bowiem nie karany, dobrym gospodarzem. Szmalec spełniał te wszystkie kryteria, no i jeszcze należał do PZPR,był radnym. O tym, że został starostą dowiedział się w sierpniu. Nie pasowało mu to za bardzo, bo był akurat po operacji woreczka żółciowego. Jednak nie wypadało odmówić. Na dodatek Edward Gierek miał odwiedzić jego gospodarstwo...

Żniwa w 1979 roku były bardzo ciężkie. Przez całe lato strasznie padało. Zbiór zboża kończono we wrześniu. Rolnicy wspominają, że wszystkich bardzo gonili, by zbierali zboże. Najbardziej tych, którzy mieli pola przy trasie Warszawa – Katowice.

- Zboże było mokre, a już kosić kazali - wspomina jeden z rolników w gminie Wolbórz. - Mokro tak było, że maszyny na pole wjechać nie mogły.

Barbara Rytych opowiadała, że gdy z kółka rolniczego wypożyczano maszyny, to w pierwszej kolejności tym, którzy mieli pola przy „gierkówce”. Całe województwo przygotowywało się do wizyty pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gminni sekretarze partii jeździli po okolicy i wypatrywali, czy gdzieś nie ma jeszcze słomianych strzech. Gdy taką zauważyli, gospodarza czekała poważna rozmowa. Musiał zmieniać dach. Dostawali nawet od ręki przydział eternitu, który był wtedy towarem deficytowym. Gdy zaś blisko „gierkówki” stała nie reprezentacyjna chałupa, to ustawiano przed nią zasłonę z eternitu. Tak by towarzysz Gierek nie zauważył walącego się domu...

Tydzień przed i tydzień po dożynkach Rytychowie oraz Szmalcowie musieli przyjąć pod swój dach niecodziennych gości. Mieszkali u nich panowie z SB. Mieli pilnować starostów i ich gospodarstw. U Szmalców kontrola była szczególna, bo to ich gospodarstwo miała odwiedzić towarzysz Gierek.

- Wiadomo było, że do nas nie przyjedzie, ale SB też siedziało - opowiadała Barbara Rytych. - Pilnowali by coś złego nie stało się mnie, gospodarstwu. A przecież nie było takiej potrzeby.

Do Szmalców Gierek przyjechał w czwartek, przed dożynkami. Wydano wystawny obiad. Gierkowi towarzyszyła żona Stanisława. Barbara Rytych wspomina, że przyjechała prosto z lotniska, bo właśnie przyleciała z zagranicy. Gierka zapamiętała jako otwartego, życzliwego człowieka.

- Był to taki tata - dodaje. - Stachna też była miła.

Gierek pytał się ją o dzieci, dziwił się że wszystkie chcą zostać na wsi. Obiad przygotował kucharz z motelu w Polichnie. Jednak Gierek jadł tylko biały ser i chleb ze smalcem. Pił wódkę z miodem, którą sama przyrządziła Halina Szmalec, żona Stanisława. Wokół Gierka próbowano wytworzyć sztuczną atmosferę. Jeden z kolegów starosty chciał, by przekazał Gierkowi list. Pisał w nim, że pierwszy sekretarz jest oszukiwany, że nie mówi się mu prawdy. Ale nie pozwolono dać tego listu.

Barbara Rytych była dumna, że kilka godzin siedziała z Gierkiem przy jednym stole. Zwiedzali razem kopalnie w Bełchatowie, latali helikopterem.

- Mówili, że Gierkowa do Francji latała, by zrobić sobie fryzurę - przypominała Barbara Rytych. - Nie wiem czy tak było...Ale to była mądra kobieta. Jak przed dożynkami, odwiedziła dom starosty, to mówiła by ziemi nie dawać spółdzielniom, tylko rolnikom, bo tylko oni się nią odpowiednio zajmą.

W Woli Rokszyckiej na pamiątkę dożynek pozostał kawałek asfaltowej drogi, która wiedzie z ,,gierkówki’’ do wsi... Rok po ich zakończeniu Szmalcom spaliła się chlewnia, ta którą odwiedził Gierek. Ludzie we wsi zaczęli szeptać, że może ktoś ich podpalił ze złości. Jednak to nie było podpalenie, tylko zwarcie instalacji elektrycznej. Po pożarze odbudowali chlewnie i dokupili świń.
Barbara Rytych rozmawiała potem ze starościnami z poprzednich lat. Pytały ją co dostała od Gierkowej. Bo jedna chwaliła się paterą, druga arrasem.

- A ja nic nie dostałam!– zapewniała. Już po tym jak pierwszego sekretarza usunęli z urzędu, miała jeszcze okazję spotkać się z Gierkiem i jego żoną. Razem z mężem pojechali do sanatorium w Ustroniu Śląskim. Ludzie opowiadali, że koło dworca Gierek ma swoją wille. Poszli tam na spacer. Zobaczyli dom. Obok była willa generała Jerzego Ziętka, byłego wojewody śląskiego.

- Obaj się bardzo przyjaźnili, nawet ich balkony były połączone takim mostkiem, by mogli się odwiedzać - zauważała pani Barbara.

Stanęła z mężem przed willą Gierka, a patrzy jakaś kobieta otwiera wnękę w betonowej bramie i kładzie tam mleko.

- Okazało się, że ta pani pomaga państwu Gierkom – opowiada Barbara Rytych. - Powiedziałam, że jestem z powiatu piotrkowskiego, kiedyś poznałam pana Gierka i bardzo chciałabym jeszcze raz uścisnąć mu rękę. Ta pani stwierdziła, że może mi pomoże. Powiedziała też, że Gierkowie to bardzo dobrzy ludzie. Miała się ich spytać czy chcą się ze mną spotkać. Na drugi dzień, o umówionej godzinie, znów mieliśmy przyjść z mężem przyjść ten dom.Okazało się, że Gierek spotka się z państwem Rytychami. Razem z żoną zaprosił ich do ogrodu. Usiedli przy stoliku, gosposia przyniosła czajnik z herbatą.

- Był bardzo rozżalony tym jak postąpili z nim koledzy - wspominała spotkanie z Edwardem Gierkiem pani Barbara. - Opuścili go, zniszczyli. Największe pretensje miał do Kani i Kiszczaka. Widać było boleść na jego twarzy.

Po dożynkach Barbara Rytych została posłanką. Z ramienia ZSL. Była nią od 1980 do 1986 roku, bo trafiła na przedłużoną kadencję.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki