Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prywatyzacji ZWiK nie będzie [WYWIAD]

Jolanta Baranowska
Romuald Bosakowski
Romuald Bosakowski Krzysztof Szymczak
Z Romualdem Bosakowskim, prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, rozmawia Jolanta Baranowska.

Panie prezesie, będzie prywatyzacja ZWiK?
Nie, nie będzie. Nie będzie powrotu do pomysłu sprzedania udziałów spółki.

Ale będzie restrukturyzacja w ZWiK. Kilka dni po objęciu stanowiska prezesa (4 marca- przyp. red.) zatrudnił Pan w spółce Jana Zbrońskiego, dotychczasowego zastępcę dyrektora w Zarządzie Dróg i Transportu. Ma on się zająć właśnie restrukturyzacją i organizacją przedsiębiorstwa. Czy to oznacza zwolnienia w wodociągach?
Zakład Wodociągów i Kanalizacji jest po audycie przeprowadzonym przez Ernst Young. Wynika z niego jednoznacznie, że potrzebne będzie spłaszczenie struktur organizacyjnych w spółce.

Czyli zwolnień...
Raczej redukcji zbędnych struktur i optymalizacji zatrudnienia. Dziś w spółce ZWiK mamy np. kierownika wydziału, pod którego podlega zastępca kierownika wydziału, a oprócz nich w pionie jest jeszcze kierownik zespołu. Czegoś takiego do tej pory nie widziałem w żadnej spółce. To nie są struktury i szczeble niezbędne, by ta firma dobrze funkcjonowała.

W urzędzie miasta, pod który podlega ta spółka wygląda to całkiem inaczej. W ramach reorganizacji przybył tam choćby "poziom" dyrektorów departamentów.
Ale my funkcjonujemy inczej. Mamy inne zadania. Nam fundusze potrzebne są na rozwój, nowe technologie i innowacyjność, a nie na rozrośnięte struktury organizacyjne.

A więc jeśli nie zwolnienia, to co?
Naturalne odejścia z firmy. W ubiegłym roku w ZWiK pracowało 1.185 osób. Dziś jest ich około 1.160. Pracownicy po prostu odeszli na emerytury. W tym roku kolejne 15 osób zadeklarowało przejście na emeryturę. A dodam, że spora część naszej załogi to osoby niemłode. 43 procent załogi to osoby w wieku powyżej 50 lat. Takich odejść z pracy będzie coraz więcej.

W ten sposób planowane przez Pana przerzedzanie struktury może ciągnąć się latami.
Myślę, że zaproponuję podobny model jak w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania (miejska spółka, w której Romuald Bosakowski zajmuje stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej - przyp. red.). Myślę o programie dobrowolnych odejść dla osób będących na kilka lat przed emeryturą. Ale na pewno nie będzie zwolnień na produkcji i eksploatacji. Redukcje będą dotyczyły przede wszystkim pionów administracyjnych i zarządzających. Jeszcze raz podkreślam - wszystkie działania zmierzające do redukcji zatrudnienia odbędą się na zasadzie dobrowolności i po autentycznym dialogu społecznym. Generalnie - chciałbym, by ten proces przebiegł w miarę bezboleśnie. Ponadto struktury w firmie trzeba też uporządkować. Nie może być tak, że np. marketing podlega pod prezesa. On powinien wspierać sprzedaż produktu, czyli dział handlowy.

Czy wasz flagowy produkt, czyli woda pod pańskimi rządami będzie tania? Przecież przeciętnego odbiorcę właściwie interesują tylko dwie kwestie: czy woda ma dobrą jakość i czy jest tania.
Łódź ma przecież bardzo dobrą wodę. Dobrą i najtańszą spośród wszystkich dużych miast w Polsce. Ceny wody w naszym mieście są porównywalne z cenami wody w Rzeszowie - mieście na wschodniej ścianie Polski, tam, gdzie zarobki są niższe niż w Łodzi.

Ale każdego roku ceny wody idą w górę. W tym roku o 50 groszy na metrze sześciennym. Na 2014 rok też zaplanowano podwyżki.
Ceny rosną tylko na poziomie inflacji. I tą dobrą i tanią wodą miasto powinno przyciągać inwestorów. Nie mówię o tym, że ZWiK sam będzie szukał inwestorów. Ale nasz cennik powinien się stać jedną z kart przetargowych w ofertach, które miasto będzie składało inwestorom. W ten sposób możemy ściągnąć do Łodzi np. firmy z sektora przetwórstwa owoców czy warzyw. W ten sposób możemy też rozwiązać problemy typowo społeczne.

Społeczne?
Tak. Nie oszukujmy się, taka przetwórnia nie będzie zatrudniała osób z wyższym wykształceniem, dodatkowymi studiami podyplomowymi i trzema językami. W takim przedsiębiorstwie mogą znaleźć pracę osoby gorzej wykształcone. Takie, które tworzą grupę bezrobotnych po transformacji, po upadku szeroko rozumianego łódzkiego przemysłu włókienniczego. I to dzięki naszej wodzie i ściekom.

Mówimy również o tanich ściekach?
Też. Dziś to nie woda jest najważniejsza, ale właśnie ścieki. Przedsiębiorstwa zakładają swoje studnie głębinowe. Uniezależniają się więc od naszych usług. Ale ścieków musi się pozbyć każdy. Takie miejscowości jak Ujazd czy Moszczenica nie biorą od nas wody, ale są zainteresowane oddawaniem ścieków.

Ale ścieki to już inna miejsca spółka, Grupowa Oczyszczalnia Ścieków, a nie ZWiK.
Mamy wspólny cel. Zarówno ZWiK, jak i GOŚ oraz Łódzka Spółka Infrastrukturalna (to do niej należy sieć wodno-kanalizacyjna w Łodzi i to ta miejska spółka ją rozbudowuje i modernizuje - przyp. red.). Zarówno oferta ZWiK, jak i GOŚ i ŁSI powinna przyciągać inwestorów - czyli tania woda ze ZWiK, jej wysoka jakość dzięki ŁSI oraz tanie ścieki z GOŚ.

Stąd już bardzo blisko do takiego czy innego połączenia trzech spółek. Zresztą, rada nadzorcza, która wybrała właśnie Pana kandydaturę na prezesa łódzkich wodociągów i kanalizacji twierdziła, że wskazała Pana jako tego, który zacieśni współpracę pomiędzy spółkami ZWiK, ŁSI oraz GOŚ. Mało tego, mówiła, że w przyszłości powstanie "nowy model" działania tych trzech spółek, pracujących w końcu w jednym segmencie usług. Kto stanie na ich czele. Pan?
Nie mam takich aspiracji. A we współdziałaniu trzech miejskich spółek chodzi przede wszystkim o współpracę w zakresie umów na inwestycje oraz wzajemnych rozliczeń między nimi, a nie połączenia ich jako organizmów.

ZWiK i GOŚ były przecież kiedyś jedną spółką. Czy był sens je dzielić? I czy ma sens dalsze ich funkcjonowanie jako odrębnych bytów?
Audyt przygotowany przez KPMG mówi wyraźnie, że podział spółek miał sens. Podłożem do przyjęcia takich rozwiązań było wykorzystanie środków z Unii Europejskiej. Skorzystał z nich zarówno GOŚ, jak i ŁSI. I dziś - pod względem biznesowym - taki podział może nawet przestał mieć sens, ale pozostała jeszcze konieczność rozliczenia projektów unijnych.

Swojego czasu podwyżki wody dyktowane przez ZWiK tłumaczono tym, że rośnie czynsz, jaki wasza spółka musi płacić za dzierżawę sieci innej miejskiej spółce, czyli ŁSI - w której do marca pełnił Pan zresztą obowiązki członka zarządu.
Zawsze będą rozliczenia między spółkami. Choćby ten czynsz dzierżawny. Ale na cenę wody wpływa nie tylko opłata wobec ŁSI, ale i amortyzacja, podatek od nieruchomości, koszty własne, potrzeby inwestycyjne itd.

Z ŁSI odszedł Pan do ZWiK. Nadal jest pan przewodniczącym rady nadzorczej MPO. A do ŁSI i MPO przyszedł Pan z zarządu PKP. Najwyższe stanowiska w tych jednostkach obstawia rządząca i w kraju, i w Łodzi Platforma. Pan też jest członkiem PO. Mówi się, że "postawili swojego"...
Szkoda tylko, że przy okazji nikt już nie mówi o tym, że mam skończone Magisterskie Studia Menedżerskie i to w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Zdałem bardzo trudny egzamin do Państwowego Zasobu Kadrowego, uprawniający do zajmowania wysokich stanowisk państwowych. Nikt też nie pamięta, albo nie wie, że biegle władam językiem angielskim. Posiadam certyfikat British Council IELTS. Znam również niemiecki i rosyjski. Zdałem egzamin dla kandydatów na członków rad nadzorczych Spółek Skarbu Państwa. Byłem członkiem rady nadzorczej Linii Hutniczych Szerokotorowych. Posiadam certyfikat British Standards Institution na prowadzenie audytów HCCP. Nim związałem się z PO, przez całe lata funkcjonowałem poza polityką. Dużo wcześniej, w 1979 roku, w KOR (Komitet Obrony Robotników - przyp. red.) zajmowałem się kolportażem.

Rozrzucał Pan bibułę...
Rozrzucałem. Potem działałem w Komitecie Obywatelskim "Solidarności". Byłem jego przewodniczącym na Śródmieściu. Zasiadałem nawet w prezydium Wojewódzkiego Komitetu "S". Ale w którymś momencie uznałem, że mam za mało wiedzy, by działać w polityce. I odszedłem. Uczyłem się. Pracowałem m.in. w kilku prywatnych spółkach. W 2007 roku wstąpiłem do Platformy. Dlaczego? Ponieważ w PO mam wielu przyjaciół. I mamy podobny punkt widzenia.

Teraz został Pan prezesem ZWiK. A co się stanie z pańską poprzedniczką na stanowisku prezesa, Hanną Jeżewską-Merc oraz z Marcinem Długoborskim. Dziś obydwoje zasiadają w zarządzie spółki jako członkowie.
Pozostaną na swoich dotychczasowych stanowiskach. Będę z nimi współpracował. Pani Hanna Jeżewska-Merc dysponuje ogromną wiedzą techniczną. I to oni znają reguły rządzące do tej pory spółką ZWiK. Reprezentują sobą coś, co nazywamy pamięcią instytucji.

W jakiej sytuacji finansowej przejął Pan spółkę. Czy w tym roku - podobnie jak w latach poprzednich - do właściciela, czyli gminy Łódź trafi kilkumilionowa dywidenda? W końcu ZWiK uważany jest za jedną z kur znoszących złote jaja dla miasta. W 2011 r. spółka przekazała do kasy Urzędu Miasta Łodzi 2,5 mln zł dywidendy od zysków, w 2010 r. - 3,5 mln zł. Czy będą nagrody dla pracowników?
Zysk firmy w 2012 roku na pewno będzie wyższy niż w 2011 roku. Ale dziś nie mogę podać szczegółowych wyliczeń. Te będą znane pod koniec marca. Znajdą się w bilansie. A na co zostanie przeznaczona nadwyżka? O tym zdecyduje rada nadzorcza spółki, ale ja będę wnioskował o przeznaczenie jej na wypłatę dywidendy i nagrody (w 2012 roku tylko czterech dyrektorów ZWiK dostało 53 tys. zł nagród).

Romuald Bosakowski, prezes miejskiej spółki ZWiK, były członek zarządu miejskiej spółki ŁSI, przewodniczący rady nadzorczej miejskiej spółki MPO.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki