Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysł kreatywny to nie przemysł

Marcin Darda
Prof. Stefan Krajewski. Rocznik 1941. Łodzianin, ale absolwent UW. Były dyrektor Instytutu Ekonomii UŁ, w latach 2004-2006 wojewoda łódzki.
Prof. Stefan Krajewski. Rocznik 1941. Łodzianin, ale absolwent UW. Były dyrektor Instytutu Ekonomii UŁ, w latach 2004-2006 wojewoda łódzki. Grzegorz Gałasiński
Z prof. Stefanem Krajewskim, łódzkim ekonomistą, rozmawia Marcin Darda.

Czy o Łodzi możemy jeszcze mówić jako o mieście robotniczym?

W krajach, które są solidnie rozwinięte robotników jest coraz mniej. Robotnik to osoba zatrudniona w przemyśle do pracy fizycznej, tak to ujmijmy. Dziś najbogatszym miastem jest Londyn, potem Luksemburg, Monachium, Bruksela, Paryż czy Hamburg. I w tych miastach ponad 80 proc., a w Londynie 95 proc. zatrudnionych to ludzie pracujący w szeroko pojętym sektorze usług. W Polsce, jak na naszą przynależność do Unii Europejskiej, mamy jeszcze dosyć niski udział usług, bo jeśli UE ma 80-90 proc., to my mamy 64 proc.

Czytaj więcej w FORUM ŁÓDŹ!

A jak wygląda w tej kwestii Łódź na tle innych miast?

Tutaj, w Łodzi, wciąż jest bardzo duży udział przemysłu, choć mniejszy niż kiedyś. Ale miastem robotniczym Łódź już nie jest, przynajmniej typowym. Coraz więcej ludzi pracuje na stanowiskach nierobotniczych, ale tempo zmian jest wolniejsze od Krakowa, Warszawy, Poznania, Wrocławia czy Trójmiasta.

To wolniejsze tempo zmian czego jest efektem? Tego, że spośród tych wszystkich miast Łódź była najbardziej robotnicza?

Trochę tak, ale tu potrzebna jest wola władz lokalnych, ogromny wysiłek, żeby przestawić strukturę gospodarczą, zdecydować się na pomoc firmom, które zmieniają swą strukturę, żeby osłabić tradycyjne lobby rządzące miastem, a wywodzące się z tradycyjnych struktur, żeby stworzyć dobre warunki dla nowoczesnych sektorów. Bo u nas tak się na papierze pisze, że "Łódź miastem przemysłów kreatywnych", ale gdyby zapytać, ile pieniędzy przeznaczamy na to, by je tworzyć? Zresztą te przemysły kreatywne wcale przemysłami nie są i na tym polega cały dowcip. To są sektory, w których funkcjonuje bardzo niewiele stanowisk robotniczych. Tam jest dużo inżynierów i techników. Jak pokazuje doświadczenie wielu państw, także Polski, tam gdzie władza jest konsekwentna, gdzie jest kontynuacja władzy lub kontynuacja polityki poprzedników, wtedy wszystko idzie szybciej. A u nas, w Łodzi, wszystko idzie wolniej. Po prostu wolniej.

Żadnej nadziei?

Nadzieja jest, a wiążę ją przede wszystkim z wielkimi inwestycjami infrastrukturalnymi jak autostrady, drogi szybkiego ruchu czy modernizacja linii kolejowych, solidniejsze lotnisko. To może zachęcić te "nierobotnicze" firmy, żeby tu inwestowały. Dyżurny w Łodzi przykład to Lublinek, z którego wciąż chce latać zbyt mało ludzi. Dlaczego? Bo Łódź ma mało stanowisk nietypowych, takich właśnie do częstych przelotów. Co z tego, że jest wysokie zatrudnienie w Dellu? Przecież to ludzie pracujący przy taśmie, coś tam montujący.

To inżynierowie, technicy.

Właśnie. I dlatego to jest takie smutne. Mają wykształcenie inżynierskie, ale wykonują pracę charakterystyczną dla stanowisk typowo robotniczych. Praca powtarzalna, niewymagająca myślenia, identyczna z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. To jest nasza bolączka.

Dostrzega Pan dziś jakiś trend, po którym można się pokusić o pogląd, jaka będzie struktura zatrudnienia w Łodzi za 10, 20 lat? Czy to będzie miasto nauki, produkcji kuchenek, wielkich magazynów?

Naprawdę nie wiem, jaka będzie wtedy Łódź. I nikt tego nie wie. Mogę powiedzieć, jak bym chciał, żeby wyglądała i może na to szansa jeszcze jest. Chciałbym, żeby nie było tradycyjnych przemysłów włókienniczych, ale ten nowoczesny włókienniczy, obejmujący tkaniny techniczne, tkaniny dla wojska, obicia dla samochodów czy materiały związane z chemią, wykorzystywane do budowy autostrad. To tkaniny wymagające nowoczesnej technologii. Zakłady odzieżowe? Tak. Ale tylko te szyjące dla najlepszych projektantów mody, nie masówkę, tylko superjakościowe ubrania dla bogatych, bo to wymaga myślenia i ciągłych zmian. Nie chciałbym, żeby masowe zatrudnienie występowało w montowniach komputerów, pralek i kuchenek. Na Zachodzie już tego nie chcą, dlatego oni montują u nas. A u nas uważa się to za nowoczesność. Ja to traktuję jako okres przejściowy. Oni się od nas wyniosą, jak tylko wzrosną koszty. W Łodzi powinna się rozwijać medycyna z całą kreatywną otoczką, czyli z zakładami produkującymi sprzęt medyczny, farmaceutyka i nowoczesna elektronika, a nie tylko powielanie tego, co przywieziono do montowania. Trzeba też, by zagnieździły się tu centrale dużych korporacji, banków, spółek, funduszy inwestycyjnych. Ale czy coś się robi ku temu?

Ostatnio Łódź znów doceniła kreatywne włókiennictwo.

Ale pozytywne przykłady w tej branży niestety są nieliczne. W Łodzi nadal dominuje zatrudnienie w przemyśle włókienniczym tradycyjnym, dziewiarskim, odzieżowym czy przetwórstwie rolno-spożywczego, a tam nie trzeba dużego wkładu myśli technicznej. Te sektory mają niski poziom wynagrodzeń w kraju, u nas też. Jeśli w odzieżówce zarabia się 2,2 tys. zł brutto, to o czym tu mówić?
Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki