Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przepraszam, czyj jest ten pałac?

Marta Madejska
W Polsce często powtarza się historie o dawnych, rzekomo lepszych czasach, przed I i II wojną, zanim wydarzyło się to, co prof. Andrzej Leder nazywa "prześnioną rewolucją" - dużą zmianą społeczną i ekonomiczną, której nie zauważamy i nie wpisujemy świadomie do naszej historii. Nasze sentymentalne opowieści o przeszłości działają oczywiście tylko fragmentarycznie - niezbyt skupiamy się w nich choćby na tym, jak doświadczało się miasta, kiedy dostęp do dużej jego części wymagał albo specjalnego zaproszenia, albo specjalnej opłaty.

Dziś są dla nas czymś codziennym i naturalnym otwarte, publiczne lasy i parki, mieszczące się w zabytkowych pałacach i kamienicach wydziały uniwersyteckie, przedszkola, szkoły, domy kultury czy opieki, muzea, siedziby urzędów i inne instytucje publiczne. Do przemyślenia statusu i przyszłości dobra publicznego w naszych miastach zmuszają nas dopiero takie wydarzenia, jakie mają ostatnio miejsce w Warszawie.

Niedawno mediami wstrząsnęła informacja, że spadkobiercy rodziny Krasińskich domagają się eksmisji Muzeum Narodowego z budynków Królikarni, które stracili na mocy dekretu Bieruta "o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy". To tylko jedna z szeregu spraw toczących się obecnie w stolicy o zwrot publicznych obecnie budynków i terenów zielonych (być może związane jest to ze zbliżającymi się terminami umożliwiającymi przejęcie przez "zasiedzenie").

Jeden z członków "Warszawy społecznej" organizującej proces przeciw "dzikiej reprywatyzacji" zauważa: Jak tak dalej pójdzie, dostęp do kultury zostanie ograniczony do emisji programów w telewizji, a parki będziemy oglądać jedynie zza ogrodzenia. Miasto nie może być bezradne wobec reprywatyzacji. Mimo braku ustawy reprywatyzacyjnej ma instrumenty, z których mogłoby wreszcie zacząć korzystać.

Warszawa społeczna", oddział działającej również w Łodzi "Polski społecznej", organizuje debatę "Warszawa Nie Do Zwrotu" i domaga się m.in. ustawy reprywatyzacyjnej wprowadzającej zakaz zwrotu w naturze budynków zamieszkanych oraz budynków użyteczności publicznej; skutecznej ochrony lokatorów - zarówno mieszkańców jak instytucji zajmujących budynki; planów i mikroplanów zagospodarowania przestrzennego; zagospodarowania pustostanów i zobowiązania deweloperów do przeznaczania części zasobu na mieszkania komunalne.

Ponadto dokładnego sprawdzania "wniosków reprywatyzacyjnych", aby zapobiec zwracaniu budynków osobom, którym w przeszłości wypłacono już za nie odszkodowania; podejmowania przez miasto twardych negocjacji ze stroną, która chce w wyniku reprywatyzacji uzyskać dany budynek oraz pełnego publicznego dostępu do listy budynków zagrożonych reprywatyzacją, transparentności na każdym etapie postępowania, jawności działania Biura Gospodarki Nieruchomościami oraz współdecydowania o zagospodarowania terenów i środków finansowych miasta.

Ostatnia grupa postulatów jest o tyle istotna, że w naszym kraju zdarzają się nadużycia, takie jak kilkukrotne "odzyskiwanie" kamienic i prowadzenie firm doradczych przez pracowników miejskich biur gospodarczych. Obecnie nieustalony stan prawny, nieraz bezdyskusyjnie i bezrefleksyjnie traktowana ochrona własności i respekt dla dawnych porządków działają na tyle silnie, że możliwy staje się nie tylko obrót roszczeniami do majątku, ale sytuacje tworzenia precyzyjnego mechanizmu oszustw. Świetnym przykładem był gang wykryty na początku lat 2000, który skonstruowali w Wielkopolsce radca prawny, pośrednik handlu nieruchomościami i były komendant wojewódzki policji w Poznaniu. Dzięki wykorzystaniu m.in. fikcyjnych testamentów "odzyskali" prawie tysiąc kamienic w Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Bydgoszczy, Toruniu i Kielcach.

Nawet jednak pomijając tego typu patologie, zauważyć można, że od jakiegoś czasu dość skutecznie zrzeszają się osoby występujące z roszczeniami - razem z całą siecią prawniczą, która rozbudowuje się jako typowo polska mikrospecjalizacja żerująca na reprywatyzacyjnym bałaganie prawnym. Zwykli mieszkańcy i użytkownicy teoretycznie mają prawo po swojej stronie, w praktyce bywa różnie, czego szczególnie boleśnie doświadczają lokatorzy "czyszczonych" wskutek prywatyzacji lub reprywatyzacji kamienic. Z powodu dekretu Bieruta Warszawa jest przykładem specyficznym, ale problem jest szerszy. Brak ustawy i niejasna sytuacja gruntów w Łodzi objawia się m.in. sytuacją budynków i terenów, notorycznie z tego powodu wyłączanych z planów renowacji.

Rozwiązanie kwestii reprywatyzacji jest nie tylko problemem prawnym i ekonomicznym, wymaga podjęcia zdecydowanych politycznych decyzji. W odpowiedzi na opisy "zbrodni nacjonalizacji" niedawno w dyskusji publicznej zwrócono uwagę, że rewizjonizm historyczny - jeżeli przeprowadzony konsekwentnie - powinien doprowadzić nas do refleksji nad pańszczyzną (w przypadku Łodzi raczej wyzyskiem robotniczym), a więc źródłem dochodów, dzięki którym powstały rzeczone pałace. Nie sięgając tak daleko można zapytać inaczej: czy nie powinniśmy mieć prawa do uznania "zasiedzenia" w imię dobra publicznego?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki