18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psycholog: niewielu jest ludzi czyniących dobro dla samego dobra

Joanna Leszczyńska
Maria Rotkiel, psycholog.
Maria Rotkiel, psycholog. archiwum
Zawsze szybciej wzruszy nas cierpienie kogoś bezbronnego. Dlatego ta kolejność "dzieci, starcy, kobiety" jest zupełnie naturalna. Im ktoś wyda nam się bardziej bezbronny, potrzebujący pomocy, tym większa szansa, że wzbudzi w nas to współodczuwanie i chęć pomocy. To naturalny mechanizm, że pomagamy słabszemu. On jest tak naprawdę atawizmem. Z Marią Rotkiel, psychologiem, rozmawia Joanna Leszczyńska.

W piątkowym wydaniu naszej gazety opisaliśmy historię samotnej matki z sześciorgiem dzieci, której brakuje pieniędzy na jedzenie, piec węglowy i prąd. Jak Pani sądzi, jaki był odzew na nasz artykuł?

Niestety, coraz częściej takie apele nie spotykają się z konkretną reakcją, gdyż zaczynamy być obojętni wobec takich sytuacji. Coraz więcej widzimy biedy i nieszczęścia, coraz bardziej dociera do nas, że wszystkim nie możemy pomóc, zwłaszcza, kiedy nam samym czasem nie wystarcza na życie. Mam nadzieję, że w tym przypadku jednak odzew był.

Tak, był. Około stu osób zaoferowało pomoc tej kobiecie i po kilku dniach od publikacji matka sześciorga dzieci jest szczęśliwa. Wzruszyliśmy się, bo chodzi o samotną matkę z dziećmi, bo idzie zima i święta?

Ile osób mogło przeczytać ten artykuł?

Kilkadziesiąt tysięcy plus czytelnicy w internecie...

Zatem te sto osób, które pomogły tej rodzinie, to niewielka część czytelników.

Ale to wystarczyło, by w życiu tej kobiety i jej dzieci wydarzył się cud...

Tak, ale tak naprawdę pomogło niewielu. Ale cieszmy się, że tacy się znaleźli. Ludzie, którzy są wrażliwi zareagują zawsze. To są niesamowite osoby, wręcz herosi. Czasami jest to emeryt, który wyjmie z portfela złotówkę i ją przeznaczy na pomoc komuś, mimo że ta złotówka ma dla niego znaczenie, bo może mu nie wystarczyć na lekarstwa. Albo jest to dyrektor firmy, który może tak rozporządzić finansami, aby jakiś procent zasobów firmy przeznaczyć na pomoc. Cechą osobowościową odpowiedzialną za takie reakcje jest empatia. Poziom tej empatii jest u tych ludzi na tyle wysoki, że się nie tylko wzruszają, ale ich to porusza. Oprócz empatii, trzeba mieć w sobie poczucie zadaniowości, że mogę coś zrobić na miarę swoich możliwości. To może być złotówka, oddanie rzeczy z ubiegłego roku, w których nie chodzę, podarowanie lodówki, kiedy kupuję nową.

Włącza się też mechanizm, że sami czujemy się lepsi, kiedy pomagamy innym?

U podłoża większości działań pomocowych leży chęć poczucia, że potrafię zrobić coś dobrego, że jestem dobrym człowiekiem. To jest trochę egocentryczne, ale nie ma to znaczenia. Ludzi czyniących dobro dla samego dobra jest bardzo niewielu. To raczej aspiruje do miana bycia świętym niż zwykłym śmiertelnikiem. Najważniejsze, że są ludzie, którzy nie tylko są w stanie pochylić się nad cierpieniem, ale i zadziałać.

Ale twierdzi Pani, że na podstawie tej reakcji czytelników nie powinniśmy mieć dobrego o sobie zdania...

Większość z nas i tak ma dobre o sobie zdanie. Większość osób zwraca uwagę na krzywdę, lituje się nad nią, ale mniej osób współodczuwa, czyli jest w stanie świadomie przeżywać nieszczęście drugiej osoby. Większość nie ma jednak do końca poczucia tej sprawczości. Czyli czytam w gazecie o cudzym nieszczęściu, ale myślę sobie tak: "Tylu ludzi potrzebuje pomocy, przecież wszystkim nie pomogę." No trudno, zostawiam tę sprawę, nie działam. I wybaczam sobie ten brak działania w sposób, który maksymalnie pozwoli mi zachować dobre o sobie mniemanie. Czyli szukam w sobie usprawiedliwień, że nic nie robię. Usprawiedliwienie numer jeden to uogólnianie, np. że wszyscy jakoś cierpimy.

Napisałam kiedyś o studencie, który nie miał nóg i poruszał się po ulicach na specjalnej desce. Jego marzeniem było studiowanie w innym kraju, gdzie jest większa tolerancja wobec niepełnosprawnych i mniejsze bariery architektoniczne. Odzew na te jego marzenia był żaden. Czy dlatego, że bardziej przejmuje nas historia matki z dziećmi?

Zawsze szybciej wzruszy nas cierpienie kogoś bezbronnego. Dlatego ta kolejność "dzieci, starcy, kobiety" jest zupełnie naturalna. Im ktoś wyda nam się bardziej bezbronny, potrzebujący pomocy, tym większa szansa, że wzbudzi w nas to współodczuwanie i chęć pomocy. To naturalny mechanizm, że pomagamy słabszemu. On jest tak naprawdę atawizmem. Prędzej pomożemy, mając poczucie, że zaspokajamy dobra podstawowe. Ważniejsze dla nas jest to, że ktoś jest głodny, a nie, że komuś jest niewygodnie. Są bowiem potrzeby pierwszego rzędu, jak bezpieczeństwo, sen, jedzenie, które przede wszystkim muszą być zaspokojone.

Tej kobiecie ludzie wiecznie nie będą pomagać. Czy pomoc, którą już dostała, da jej siłę, by zmienić swoje życie?

Pomoc powinna polegać przede wszystkim na dawaniu wędki, a nie ryby. Na przykład załatwienie pracy, czy zaopiekowanie się jej dziećmi, by ona mogła pracować. Ale w sytuacji kryzysowej, kiedy ktoś nie ma siły na aktywność, czuje się samotny i bezradny, nawet ryba jest sensownym sposobem pomagania, ponieważ zaspokaja podstawową potrzebę, np. głodu, dzięki czemu ktoś czuje się trochę lepiej i łatwiej podjąć mu jakąś aktywność. Nikt nie będzie szukał pracy, kiedy kona z głodu i jest zmarznięty.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki