Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radosław Stępień: nikt nie stawia radarów na złość kierowcom

Piotr Brzózka
Radosław Stępień, wiceprezydent Łodzi, były wiceminister infrastruktury.
Radosław Stępień, wiceprezydent Łodzi, były wiceminister infrastruktury. Jakub Pokora
Mamy bardzo restrykcyjną procedurę dopuszczenia do broni palnej, która ma 6 nabojów, natomiast w sposób bardzo łagodny podchodzimy do kierowców, którzy prowadząc 2-tonowy pojazd, trzykrotnie przekraczają prędkość, wiedząc, że dookoła tej drogi stoją ludzie, że mogą kogoś zabić. I jest społeczne przyzwolenie na lekkie traktowanie takiego zachowania. Z Radosławem Stępniem, wiceprezydentem Łodzi, byłym wiceministrem infrastruktury, rozmawia Piotr Brzózka.

Rząd mówi o programie poprawy bezpieczeństwa na drogach. A Polacy krytykują. Bo jednym z punktów jest zwiększenie liczby fotoradarów. Dlaczego ludzie reagują na nie tak alergicznie?

Warto zobaczyć, jak Polacy postrzegają prędkość na drodze. W 2011 roku Krajowa Rada Ruchu Drogowego zrobiła na ten temat pierwsze badania jakościowe. Okazało się, że Polacy kochają prędkość. Zaskoczeniem był wysoki odsetek tych, którzy uważają, że prędkość przekraczać wolno, a także to, że nawet w grupach wiekowych, uznawanych za stabilne - między 35. a 55. rokiem życia - miłość do prędkości nie słabnie. Co oznacza, że 50-latek zachowuje się wobec ograniczenia prędkości dokładnie tak samo jak 20--latek. Miłość do prędkości jest tak duża, że staje się ona przyczyną ponad jednej trzeciej wszystkich wypadków i kolizji. Przez długi czas mówiono, że główną przyczyną jest zły stan dróg. Ale okazuje się, jeśli spojrzymy na statystykę wypadków na autostradach i wyremontowanych odcinkach dróg, że stało się to, co mówiliśmy od dawna: niektórzy traktują te drogi jak tory wyścigowe. Wystarczy wyjechać na autostradę w kierunku Warszawy, żeby zobaczyć domorosłych Kubiców, którzy chcą sprawdzić, czy rzeczywiście ich auta wyciągają powyżej 200 km/h. Co ciekawe, kiedy ci sami kierowcy wyjeżdżają do Czech czy na Zachód, gdzie mandaty są dużo wyższe, nagle redukują prędkość do 50 km na godz. w mieście, do 90 km na godz. poza terenem zabudowanym.
Podnieśmy drastycznie taryfikator mandatów i w Polsce. Wprawdzie ten, kto to zrobi...

Przegra wybory...

Ale uratuje z tysiąc istnień ludzkich rocznie.

Myślę, że to jest trochę inaczej. Stawki mandatów to jedno, a drugie to polityka karania. Każdemu z nas zdarza się łamać przepisy ruchu drogowego, nawet jeśli się bardzo pilnujemy. Rzecz nie w tym, żeby od razu spuszczać na głowę olbrzymie sankcje, ale wyłapywać tych, którzy wielokrotnie, drwiąc sobie z przepisów, naruszają je. W przypadku takiej recydywy powinna być stosowana sankcja najbardziej dotkliwa - jeżeli ktoś w ciągu trzech lat trzeci raz jest przyłapany na tym, że dwukrotnie przekracza prędkość, to obligatoryjnie należałoby mu prawo jazdy zawiesić na rok. A jeżeli wracałby do tego procederu, okres zawieszenia powinien być dużo dłuższy. Jest taka książka "Żywioł i ład". Jest w niej rozdział poświęcony oszołomieniu, jakie wywołuje prędkość. Nie możemy na nią patrzeć jako na zjawisko całkowicie racjonalne. Ludzie fascynują się prędkością. Ale ta fascynacja jest irracjonalna. Ja sam staram się jeździć spokojnie, zgodnie z przepisami. A i tak na koniec spotykam się na światłach ze wszystkimi szaleńcami, którzy mnie po drodze cztery razy wyprzedzili. Układ ruchu - światła, przepustowość skrzyżowań - jest ustawiony do prędkości normalnych. Widziałem, jak w Łodzi volvo x90 pędziło ulicą Tuwima z prędkością na oko przekraczającą trzykrotnie dopuszczalną. Gdyby go złapano, dostałby tylko kilka punktów i zapłacił kilkaset złotych. Tymczasem skala zagrożenia, które stworzył na śliskiej jezdni, była ogromna.

Równie dobrze mógłby wyjść na ulicę z odbezpieczonym pistoletem.

Mamy bardzo restrykcyjną procedurę dopuszczenia do broni palnej, która ma 6 nabojów, natomiast w sposób bardzo łagodny podchodzimy do kierowców, którzy prowadząc 2-tonowy pojazd, trzykrotnie przekraczają prędkość, wiedząc, że dookoła tej drogi stoją ludzie, że mogą kogoś zabić. I jest społeczne przyzwolenie na lekkie traktowanie takiego zachowania. Nie staniemy się nagle wszyscy święci, ale kiedy zapyta pan polskiego kierowcę, ten powie, że znaki i przepisy są absurdalne, bo on musi jeździć szybciej. A nie musi.

Chodzi o miłość do prędkości, czy denerwuje nas opresyjność przepisów?

Jedno i drugie. Polacy wręcz uważają, że mają prawo jeździć szybciej. Fotoradar przypomina im, że takiego prawa nie mają.

Kierowcy często mają poczucie, że radar służy tylko do wydojenia ich z pieniędzy.

Nie. Jeżeli jest ograniczenie prędkości, to zawsze można przy nim ustawić radar, a nawet dwa. Jeżeli mamy ograniczenie do 40 km na godz. i postawiony radar, to stanął właśnie dlatego, że jest to ograniczenie. Proszę nie wchodzić w narrację kierowców - że radary stawia się złośliwie. Co to znaczy? Są stawiane tam, gdzie jest niebezpiecznie. Także na prostych odcinkach dróg, gdzie ludzie chcą sprawdzić moc silnika. Kierowcy to odbierają jako złośliwość, a chodzi o to, żeby nie jechali tam 180 km na godz.

Pojawiają się postulaty, aby pieniądze z fotoradarów nie trafiały do ministra skarbu, lecz ministra transportu i bezpośrednio szły na przebudowę niebezpiecznych dróg.

Sam byłem autorem takiego postulatu. Prowadziłem rozmowy w Ministerstwie Finansów. Oczywiście, potrzeby budżetu są potrzebami budżetu, ale pozostałem przy swoim zdaniu. Pieniądze zbierane na drogach - od opłat, po fotoradary - powinny wrócić na drogi.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki