Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Gniew Tytanów [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
Warner Bros.
Bóg może być tylko jeden. Bo jeśli jest ich więcej, zaczyna się typowo ludzka walka o władzę, zawiść, nienawiść oraz przedłużana w nieskończoność nieśmiertelności pamięć o doznanych krzywdach. Wygląda na to, że rzeczywiście stworzeni jesteśmy na podobieństwo...

Gniew Tytanów

Wrath of the Titans
USA, fantasy, 100 min
reż. Jonathan Liebesman
wyst. Sam Worthington, Liam Neeson, Ralph Fiennes, Bill Nighy, Rosamund Pike
dystr. Warner Bros.

Ci, co widzieli "Starcie tytanów" (ciekawe, czy coś jeszcze z tego filmu pamiętają), doskonale wiedzą, że oba filmy z grecką mitologią mają związek nadzwyczaj luźny, traktując starożytne źródło głównie jako atrakcyjny zbiór imion, postaci, magicznych mocy i gigantycznych ekranowych "potworów". Opowiadaną anegdotę da się sprowadzić do kilku zdań, które wypełniają widowiskowe sceny walk, eksplozji, zburzeń i pożarów oraz wszelkich innych elementów boskiej "rozwalanki".

Oto dziesięć lat po bohaterskiej walce z poprzednim potworem, Krakenem, Perseusz - syn Zeusa i kobiety z ludzi, półbóg - stara się żyć spokojnie na wsi jako rybak i jedyny rodzic 10-letniego syna Heliusza. Swojej umierającej żonie przysiągł, że nie będzie już chwytał za miecz i uchroni syna przed losem wojownika, stara się więc, jak może, poświęcić banalnej codzienności.

Tymczasem pomiędzy bogami i tytanami toczy się szaleńcza walka o władzę. Niebezpiecznie osłabieni brakiem czci ze strony ludzi, bogowie tracą kontrolę nad uwięzionymi tytanami i ich okrutnym przywódcą Kronosem - ojcem odwiecznie dzierżących władzę: Zeusa, Hadesa i Posejdona. W dodatku przeciwko sobie stają boscy bracia, ojcowie i synowie (ciekawe, że dano tu sobie spokój z boginiami).

Awantura obejmuje cały świat i jasne jest, że tylko Perseusz może powstrzymać katastrofę. Ten początkowo chce być wierny swojemu postanowieniu, ale przecież nie jest w stanie uciec przeznaczeniu. A przeznaczenie Perseusza, według Hollywood, to zapewnić maksimum widowiskowej rozrywki widzom multipleksów.

Skoncentrowano się zatem wyłącznie na "nawalance", wszystko co jest obok zaś szkaradnie niwecząc. Rozważań nie ma tu żadnych, niedorzeczności wylewają się z ekranu, męczą się ze swoimi rolami dla pieniędzy takie tuzy, jak Liam Neeson (Zeus) i Ralph Fiennes (Hades), Rosamund Pike (królowa Afrodyta) służy tylko za ozdobnik- jeden Bill Nighy, jako zwariowany Hefajstos wyciska ze swojej postaci "coś".

Sporo tu dość tandetnych żartów (z rastafariańskim, na ciągłym "haju" półbogiem Argenorem, synem Posejdona, na czele), jeszcze bardziej fatalnych scen do wzruszenia się. Są też inspiracje (a nawet jeden cytat) filmowym "Władcą pierścieni". Płycizny przekazu co chwila mącą mielizny taniego moralizatorstwa. Zostają tylko bójki i efekty specjalne. Jeśli komuś to wystarczy do zabawy, będzie w stanie wytrwać do końca projekcji.

I choć źli dostają łomot, niektórzy z dobrych szlachetnie wymierają, to obawiam się, że tytani mogą się jeszcze raz wściec. I zarobić na ekranie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki