Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Kochajmy się od święta" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Monolith Films
Komedia „Kochajmy się od święta” w reżyserii Jessie Nelson weszła na ekrany kin. Sympatyczna, świąteczna komedia familijna, która niczego nie udaje i bawi naturalnością.

Z rodziną dobrze wychodzi się jedynie na zdjęciu? Wspólne święta to najtrudniejszy czas do przetrwania? Za fasadą fałszywych uśmiechów kryją się pełne złości zaszłości? Jessie Nelson („Sam”) w filmie o czteropokoleniowej rodzinie potwierdza wszystkie te spostrzeżenia, ale zarazem podkreśla niezmienną prawdę, iż wszyscy, mimo wad takich relacji, poszukujemy bliskości.

Centralnym punktem opowieści o rodzinie Cooperów jest rzecz jasna stół. A razem z kolejnymi reprezentantami tej gromadki zmierzamy do wspólnego nieszczęścia, czyli świątecznej kolacji. Suto zastawiony blat, bogactwo smaków i nieziemskie aromaty mają sprawić, że wszelkie niesnaski znikną pomiędzy indykiem a sałatką. O naiwności!

Przedstawiana przez Nelson, budowana latami konstrukcja, zwana rodziną, posiada nietrwałe podstawy i nadkruszonemu przez szereg wydarzeń gmachowi grozi katastrofa. Senior rodu Bucky (uroczo zdystansowany Alan Airkin) rozważa spędzenie świąt w towarzystwie młodziutkiej kelnerki z okolicznej knajpy. Jego córka Charlotte (Diane Keaton) wraz z mężem Samem (John Goodman) udają perfekcyjne małżeństwo, ale tak naprawdę starają się jedynie ukryć przed dziećmi nadchodzący rozwód.

Kolejni w tej rodzinie także przynoszą do stołu swoje dramaty i przypadłości. Hank (Ed Helms), którego życie przebiega od porażki do porażki, jest już po rozwodzie i spędza czas na nieskutecznym poszukiwaniu pracy. Uwikłana w romans z żonatym mężczyzną piękna i samotna Eleanor (Olivia Wilde) nie jest w stanie już znieść nauk matki o życiowych obowiązkach i dewizach, dlatego dla świętego spokoju zaprasza przypadkowego poznanego żołnierza, by udawał jej narzeczonego. Żyjąca najdalej na obrzeżach tego domowego gniazda Emma (zabawna Marisa Tomei), jest kleptomanką i trenerem rozwoju osobistego, bo - jak możemy się spodziewać - kompletnie nie radzi sobie w relacjach z ludźmi. Do rodzinnego stołu pielgrzymują jeszcze najmłodsze pokolenie, czyli czterolatka, która klnie jak szewc i potrafi wszystkim dać w kość oraz ujmujący psiak Rags, zdolny zjeść wszystko i w każdej ilości.

W tak licznej rodzinie zaplatających się ze sobą wątków jest dość sporo, z konieczności więc pozostają one powierzchownie zarysowane. Wystarczy jednak to, co wiemy, by wpaść w sam środek złożonego z nieufności i podejrzeń galimatiasu. Marzeniem Charlotte są udane i niezapomniane święta, tymczasem każdy z członków rodziny pragnie jedynie przeżyć tę noc w spokoju, obawiając się, że reszta zacznie ich wypytywać o prywatne życie.

„Kochajmy się od święta” to jednak familijna komedia, zatem przeciwności mają się obrócić w pojednanie. Nelson trzyma się zasad, więc dla nikogo zaskoczeniem nie będzie, że czeka nas wzruszający finał i wspólne trzymanie się za ręce. Po raz kolejny okazuje się, że prawda wyzwala i po jej ujawnieniu kochający się ludzie potrafią sobie wszystko wybaczyć i zaoferować wsparcie. Że tworzenie wyidealizowanych wizerunków nie ma sensu, bo bliskich kocha się nie za coś, ale mimo wszystko. Że międzypokoleniowa wspólnota jest w stanie wykaraskać się z każdej opresji, w jej istnieniu i działaniach można odnaleźć spokój i pewność, a samotność okazuje się drogą do szaleństwa i nieszczęściem. Że pokonanie przeszłości i wspomnień pozwala nacieszyć się teraźniejszością i uwierzyć w przyszłość. Chusteczki ścierają łzy, kurtyna.

Nelson nie porywa się z widelcem na Gwiazdkę, ulega schematom, ale jej film niczego nie udaje i nie obraża inteligencji widza topornością rozpowszechnioną w polskim naśladownictwie komedii romantycznych. Psychologizowanie, choć nie złożone, nie razi tupeciarstwem, a konstrukcja nie wyzywa szwami i pozwala bez zgrzytów zagościć w świecie Cooperów. Z racji adresowania produkcji do maksymalnie szerokiego grona odbiorców, oprócz uproszczeń mamy tu żarty od wygrzebanych ze spodni, po całkiem finezyjne w dialogach; frazesy przemieszane z inspiracją do refleksji. Jest to zarazem zgrabnie opowiedziane, choć momentami film traci tempo i wyraz.

Wydaje się jednak, że największym sukcesem pani reżyser jest zgromadzenie tak doborowej obsady. Aktorzy, którym zabrakło materiału do stworzenia pogłębionych ról, zwyciężają ekranowym czarem, doświadczeniem, zaangażowaniem i umiejętnością nadawania swoim postaciom życia przed kamerą. Przez cały czas im się tu wierzy, każdemu można sekundować.

Nelson zauważa, że dopóki nie wygasły w nas emocje, wszystko jest możliwe, każdy negatyw może się zamienić w pozytyw. Zaprasza do świątecznego stołu i prosi, byśmy dawali sobie przy nim kolejne szanse. Wygląda na to, że warto spróbować. Tym bardziej, że potrawy w jej filmie wyglądają naprawdę smakowicie.

Ocena: 4/6

KOCHAJMY SIĘ OD ŚWIĘTA
USA, komedia
reż.Jessie Nelsonr
wyst.John Goodman, Diane Keaton, Ed Helms

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki