Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siecioholizm jest chorobą

Joanna Barczykowska
Uzależnienie od internetu może dotknąć każdego.
Uzależnienie od internetu może dotknąć każdego. materiały promocyjne
Wirtualny świat potrafi zawładnąć życiem ucznia szkoły podstawowej, studenta, a nawet dorosłego człowieka. Zamknięci w czterech ścianach, zapatrzeni w ekran komputera. Potrafią latami odpływać w tylko im znany świat, do którego przestają dopuszczać nawet najbliższych. Tak wygląda świat nastolatków uzależnionych od internetu, a zwłaszcza gier komputerowych.

- Tam mogą być zupełnie kimś innym, odnosić sukcesy, zdobywać znajomych. W rzeczywistości często czują się niezrozumiani w domu, nieakceptowani przez kolegów ze szkoły, a internet daje im poczucie przynależności. Robią to wszystko z braku miłości - tłumaczy Henry Bujacz, psychoterapeuta z Łodzi.

Zaczął kraść, by grać
13-letni Paweł z Łodzi w swoim świecie zamknął się trzy lata temu. Przed komputerem spędzał kilkanaście godzin dziennie. Nie miał czasu na naukę, jedzenie, spacery z rodzicami. Przestał rozmawiać, do szkoły prawie nie chodził. Co robi dziś? Rodzice wysłali go na terapię, ale nadal trudno się do niego dobić.

- Kiedy syn poszedł do szkoły, na początku szło mu świetnie. Lubił chodzić na lekcje, uczyć się, ale miał problemy w kontaktach z rówieśnikami. Zawsze trzymał się z boku, nie chciał wychodzić popołudniami na boisko. A przecież tak robią chłopcy - opowiada pan Marek, tata Pawła. - Syn siedział cały czas przy komputerze. Choć wstyd się przyznać, na początku nam to pasowało. Nie musieliśmy szukać go po osiedlu, bo cały czas spędzał w swoim pokoju. Nie było z nim problemów, mieliśmy dużo czasu dla siebie. Oboje z żoną prowadzimy firmę i nawet w domu mamy dużo pracy, dlatego długo nie wiedzieliśmy, że z Pawłem dzieje się coś złego - dodaje Marek.

Rodzice bez problemów dawali Pawłowi pieniądze na wykupywanie kolejnych abonamentów do gier internetowych. Raz 20 złotych, kolejnym razem 50 złotych, sumy zaczęły się robić poważne.

- Myśleliśmy, że to go rozwija. Te gry były takie kolorowe, ale Paweł chyba patrzył na to zupełnie inaczej. Kiedy wołał o kolejne pieniądze, coraz większe, zaczęliśmy się sprzeciwiać. Określiłem limit 200 złotych miesięcznie na abonament. Nie chciałem kupować mu też kolejnych gier, bo wydawało mi się to stratą pieniędzy. Paweł nie chciał zabawek. Kiedy dostał od nas nowy rower, nawet nie zdjął z niego firmowych naklejek. Nie wspominając już o jeździe. Denerwowałem się, że jest niewdzięczny - mówi pan Marek.

Paweł miał swój świat. Przestał się uczyć. Szkołę najchętniej omijał.
- Kiedy odprowadzaliśmy go do szkoły, zdarzało mu się skręcać jeszcze przed bramą. Wiedział, że do wieczora nikogo nie będzie w domu, nosił klucze w plecaku, dlatego wracał szybko do domu i siadał z powrotem do komputera - opowiada Marek.

Paweł zaczął kraść rodzicom pieniądze.
- Na początku ginęły nam niewielkie sumy, ale któregoś dnia w kopercie z oszczędnościami zauważyliśmy brak 500 złotych. Spytałem żonę, czy coś brała. Powiedziała, że nie. Paweł też nie chciał się przyznać, zresztą nie spodziewałem się, że dziecko wie, gdzie trzymamy oszczędności. Kilka dni później chciałem zrobić kolejne zakupy przez internet i w historii zobaczyłem, że kupiłem jakąś postać z gry komputerowej. Ale jak to? Skąd? W ogóle nie wiedziałem, że można robić takie rzeczy - przyznaje Marek.
Nie rozmawiali od dawna
Tego dnia rodzice Pawła płakali przez całą noc. Nie mogli zrozumieć, jak to się stało, gdzie popełnili błąd. Paweł nie chciał z nimi rozmawiać.

- Zrozumieliśmy, że nie rozmawialiśmy ze sobą już od dawna. Zdawkowe teksty "co chcesz na obiad albo będę dzisiaj później" nie były żadną rozmową - przyznaje Marek.

Rodzice poszli z Pawłem na terapię.
- Na początku nie było łatwo. Trudno przyznać się do błędu rodzicom, którzy żyli w przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku. Chcemy odzyskać Pawła. Psycholog wystawił mu opinię dziecka bez kontaktu. Paweł jest teraz trochę opóźniony, ma problemy z wyrażaniem własnych myśli. Nie potrafi się skoncentrować. Mam jednak nadzieję, że nadrobimy stracony czas - mówi Marek.

Na terapie uzależnień w Łódzkiem przychodzą coraz młodsi pacjenci. Wielu rodziców dopiero po latach orientuje się, że już dawno stracili z dzieckiem kontakt.

Odprowadzaliśmy syna do szkoły. Gdy odchodziliśmy, on wracał do domu i zaczynał znów grać

- Z uzależnieniem od internetu jest tak, jak z alkoholem. Nie chce się do tego przyznać ani uzależniony, ani najbliżsi, którzy długo się oszukują, że to tylko jego hobby - mówi Henryk Bujacz. - Dzieci uciekają do wirtualu z braku miłości i akceptacji w normalnym życiu. Każde dziecko jest tym zagrożone. Są mądrzy rodzice, którzy potrafią chwalić swoje dzieci i budować ich poczucie własnej wartości, ale większość jest zbyt zajęta sobą. W grze dziecko dostaje zadania, kiedy je wykonuje, słyszy fanfary i widzi napisy "Jesteś mistrzem". To je wciąga, chce więcej pochwał, dlatego gra dalej - tłumaczy Bujacz.

Terapia w konwencji gry
Terapia uzależnionego od internetu nie jest łatwa. Zwłaszcza w przypadku dzieci.
- Dorośli rozumieją konieczność leczenia, choć zmagają się z silną wolą. Dzieci tego nie potrafią zrozumieć - mówi Bujacz. - W takich przypadkach odcięcie dziecka od komputera musi być natychmiastowe. Nie można być alkoholikiem i trochę pić, tak samo nie można być uzależnionym od internetu i tylko trochę grać. Trzeba wytłumaczyć dziecku, że zabieramy mu komputer dlatego, że je bardzo kochamy, a nie, żeby zrobić mu krzywdę. Trzeba też zorganizować dziecku zajęcia zastępcze. To dla rodziców ciężka fizyczna praca, ale konieczna, żeby uzyskać rezultat.

Psychoterapeuci zalecają, żeby podczas terapii dziecka skorzystać z konwencji gry komputerowej, bo to może pomóc we wzajemnym zrozumieniu.
- W grze dziecko dostaje zadania. Kiedy je wykona, jest chwalone, słyszy, że jest mistrzem. W życiu też trzeba dziecku dawać zadania i docenić je, nawet jeśli nie udało mu się zrobić tego idealnie - uważa Bujacz.

Coraz więcej mieszkańców województwa nie umie wytrzymać bez internetu jednego dnia. Z sieci w Łodzi korzysta ponad 60 procent mieszkańców. 20 procent z nich spędza w sieci powyżej dwóch godzin dziennie. Są też tacy, którzy rezygnują z życia na rzecz internetu. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę z uzależnienia.
Do Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Uzależnień przy ul. Pomorskiej w Łodzi rocznie zgłasza się zaledwie kilkudziesięciu mieszkańców Łódzkiego, którzy mają problem z uzależnieniem od internetu.

- To zdecydowanie za mało, ponieważ liczba uzależnionych z roku na rok wzrasta. To nałóg jak każdy inny. Wszystko bierze się z zaburzenia pulsów i popędów, ale w naszym społeczeństwie uzależnienie od internetu nie jest jeszcze postrzegane jako poważny problem. Niestety każde uzależnienie może mieć bardzo poważne konsekwencje - ostrzega Piotr Szubański, kierownik ośrodka. - W ośrodku prowadzimy wiele terapii, zarówno indywidualnych, jak i grupowych. Dlatego zapraszamy chętnych, nawet na rozmowę. Może ona otworzy komuś oczy?

Wojna jest najważniejsza
Wiele z takiej rozmowy z terapeutą mógłby wynieść Maciej, student kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Zawsze fascynowała go fantastyka: filmy, komiksy i oczywiście gry komputerowe.

- Jako miłośnik sztuk wizualnych zakochałem się w tych animacjach. Ale nie chodziło tylko o to. Ja - nie za wysoki chłopak, ubrany całkiem na czarno, z długimi włosami - nie do końca pasowałem do stereotypowego ucznia czy studenta. Zacząłem szukać ludzi takich jak ja, a w sieci okazało się, że są nas tysiące. Jestem wojownikiem, przez wiele lat zdobywałem najpierw nowe terytoria, potem kraje, budowałem koalicje i zajmowałem kontynenty. Po prostu wojna światów, która w internecie działa się naprawdę. To stało się dla mnie ważniejsze niż wszystko inne - opowiada Maciek.

Najpierw zrezygnował ze spotkań z przyjaciółmi, ale tylko tymi w realu, bo w sieci zdobywał ich coraz więcej.

- Kiedy grałem, nie liczyło się nic innego. Nie wyszedłem z pokoju, kiedy mama miała urodziny i cała rodzina przyszła do nas. Nie poszedłem na egzamin, bo walczyliśmy o Atlantyk. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czuję się wojownikiem - mówi Maciek.

Maciej nie czuje się uzależniony, choć ma świadomość, że komputer zawładnął całym jego życiem. To on dyktuje warunki, on ustala plan dnia, on wypełnia mu cały czas. Czy przestanie?

- Kiedyś będę musiał zacząć pracować. Wtedy pewnie przestanę grać - mówi Maciek.
Niekoniecznie. Najlepiej wie o tym Karol, 33-letni pracownik administracyjny. Gra od kilkunastu lat.

- Pierwszą fascynację internetem przeżyłem jako młody chłopak. Potem założyłem rodzinę, urodziło mi się dziecko i na jakiś czas odpuściłem sobie sieć. Szybko przyszła jednak rutyna - praca, dom, praca, dom. Wytchnienia zacząłem szukać na czatach i portalach randkowych. Poznawałem ludzi, dzieliłem się z nimi problemami. Mogłem powiedzieć im, że mam wszystkiego dość bez wyrzutów sumienia, takich, jakie targają mną w domu - opowiada Karol.
Przez internetowe znajomości prawie rozpadło się jego małżeństwo. Żona nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Karol woli rozmawiać z obcymi kobietami zamiast z nią. Musiał przestać.

Plemię w grze jest jak rodzina. O innych graczach wiem więcej niż o swoich znajomych

- Obiecałem, że koniec z rozmowami na czacie, przez co wpadłem w kolejny nałóg. Zacząłem grać. Pięć lat temu byłem nowicjuszem, dziś jestem szefem plemienia. Podbiliśmy już wiele nowych terenów, gramy dalej i zaczęliśmy się przyjaźnić. O innych graczach wiem więcej niż o prawdziwych znajomych. Wiem, że Małgosia z Gdańska zaraz będzie rodzić, a Czesław z Otwocka kończy budować dom. Oni są jak rodzina. Siedzę w grze 14 godzin dziennie. Każdego dnia, ale zacząłem traktować ją jako część mojej rzeczywistości - opowiada Karol.

Czy czuje się uzależniony?
- Nie. Chyba nie - odpowiada z uśmiechem.
Awatary nie udają, że są prawdziwe, a ludzie tak

_Z Janem Komasą, reżyserem filmu "Sala samobójców", rozmawia Joanna Barczykowska[/i] [/b] Film o nastolatku, który ma ogromną potrzebę miłości, która w świecie internetu staje się śmiertelnie niebezpieczna, wywołał w Polsce wiele kontrowersji. Co chciałeś przez to osiągnąć?
Chciałem wywołać rozmowę, rozpocząć dyskusję, pozwolić zastanowić się nad rzeczami, które często umykają nam w codzienności. Bohaterem filmu jest Dominik, 19-letni chłopak, który na pierwszy rzut oka wygląda jakby miał wszystko - bogatych rodziców, wielu znajomych, interesuje się nim najładniejsza dziewczyna w szkole, ma pieniądze na ubrania i imprezy. Tak naprawdę szuka prawdziwej miłości i akceptacji. Chcę, żeby każdy potrafił się zatrzymać i zastanowić, czy czegoś nie przegapił. Wiele osób zaczyna się gubić, ucieka w inne światy. Mój film jest artystyczną prowokacją, która miała zmusić ludzi do patrzenia na rzeczywistość, której nie dostrzegają. Film wywołuje skrajne emocje, ale każdy może dostrzec w nim efekt lustra, nawet jeśli bohater jest z zupełnie innego świata.
Polskie kino wciąż jest bardzo zachowawcze. Skąd Twój pomysł na połączenie w filmie świata wirtualnego z rzeczywistością?
Lubię animacje i sztuki wizualne, dlatego bardzo dużo ich oglądam. Chciałem pokazać coś nowego, coś, czego jeszcze nie było. Chciałem zrobić eksperymentalnego psikusa, dlatego o bardzo ważnych sprawach mówię w filmie przez infantylne animacje. Główny bohater dobrze się czuje w sztucznej skórze, którą stworzył sobie w internecie, ale prawda jest taka, że w realu jeszcze więcej osób przybiera sztuczną skórę. I wcale nie czują się w niej dobrze. Sztuczna skóra w sieci jest czasem prawdziwsza niż ta, którą przybieramy w rzeczywistości.
Czy awatar w sieci jest bardziej mój niż ja przed lustrem?
Ludzie tworzą w sieci awatary, które w jakiś sposób są lustrem ich osobowości. Mam koleżankę, która jest teatrolożką i w Second Life otworzyła teatr, o którym zawsze marzyła. Wiele osób spełnia się w ten sposób w internecie. Stają się wojownikami, a nawet zmieniają płeć. Awatary przynajmniej nie udają, że są prawdziwe, a ludzie tak.
"Nick to nie imię. Świat to nie Matrix. Życie to nie gra. Nie daj się wylogować" - te słowa w filmie brzmią jak ostrzeżenie. W czym upatrujesz największe zagrożenie: w sieci czy w realu?
To bardzo podchwytliwe stwierdzenie. Z pozoru wydaje się, że chcę ostrzec przed zatraceniem się w wirtualnym świecie, ale tak naprawdę chodzi o to, żeby nie dać się wylogować ze swojego życia. Świat wirtualny jest tym, co stworzył człowiek i to on ma nad nim kontrolę. Prawdziwe niebezpieczeństwa tkwią w rzeczywistości. Gdyby porównać grę z życiem, to zobaczymy, że mają taką samą konstrukcję. W życiu, tak jak w grze, też do czegoś dążymy, łączymy się w plemiona, musimy coś zdobywać i osiągać wyznaczone cele. Moim zdaniem, trzeba uważać, żeby nie wypaść z prawdziwego życia, żeby nie dać za wygraną, umieć walczyć o siebie i innych. Jeśli ktoś się pogubił, musi się odnaleźć. Po prostu wziąć sprawy w swoje ręce i nie dać się wylogować.
A jeśli chętniej loguję się w wirtualu niż w realu?
Jeśli ktoś czuje się szczęśliwy w wirtualnym świecie, to dla mnie nie jest nic złego. Wiem, że to kontrowersyjny pogląd, ale uważam, że w internecie ludzie potrafią bardziej się otworzyć. To może pomóc odnaleźć się im w rzeczywistości. Myślę, że internet to jedna wielka księga ludzkości, w której codziennie każdy dopisuje kilka wersów. To niezwykle ciekawa księga, choć nikt jej nigdy nie przeczyta.
Rozmawiała Joanna Barczykowska_

[b]Okradli mi w grze bohatera. Ekwipunek był wart 900 zł

Ci, którzy płacą za wyposażenie swoich bohaterów i ich nieruchomości lub kupują rośliny na swoje farmy w grach komputerowych, wiedzą, że wirtualna strata to jak najbardziej realne pieniądze.
Przekonał się o tym 27-letni mieszkaniec Olsztyna, którego postać w grze została okradziona z cennych przedmiotów. Mężczyzna w lipcu poprzedniego roku, tuż po zalogowaniu, zauważył, że jego postaci brakuje kilku elementów ekwipunku, które poprzedniego dnia jeszcze miała. 27-latek postanowił zgłosić kradzież na policję. Swoją stratę wycenił na niemałą kwotę 900 zł. O ten czyn podejrzewał brata pewnej mieszkanki Krakowa, z którą grał dzień wcześniej. - Jej postać posiada przedmioty, które zostały skradzione mojemu bohaterowi - tłumaczył policjantom. Okazało, że za całą sprawą rzeczywiście stał gracz z Krakowa, który włamał się na konto 27-latka, by zabrać jego przedmioty.

Oskarżony został skazany na rok pozbawienia wolności, w zawieszeniu na trzy lata. To jednak nie wszystko - skazany będzie musiał zapłacić karę grzywny w wysokości 200 złotych.
Okazało się, że przywłaszczenie wirtualnego mienia można przypłacić bardzo realną karą. Jak na te sprawy patrzy policja?
- Te sprawy reguluje kodeks karny. Kradzież w internecie jest traktowana jako oszustwo, włamanie przez wejście na cudzą skrzynkę e-mailową i doprowadzenie do niekorzystnego gospodarowania cudzym mieniem. Za te wszystkie przewinienia sąd może ukarać sprawcę karą pozbawienia wolności do lat pięciu - tłumaczy mł. asp. Grzegorz Wawryszuk, z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
[i]jb

***

Siecioholizm jest chorobą, która może pożreć każdego

Uzależnienie od internetu może dotknąć każdego. Co powinno nas zaalarmować?

- zerwanie kontaktu z rodziną i rówieśnikami oraz uzależnienie od kontaktów z ludźmi przez Internet

- spędzanie wielu godzin, codziennie, na grze w internecie i jednoczesna rezygnacja z innych form rozrywki

- obsesja śledzenia wszystkiego co dzieje się w sieci, gorączkowe przerzucanie informacji, jednoczesne uczestnictwo w wielu forach dyskusyjnych i portalach społecznościowych

- erotomania internetowa, czyli nałogowe poszukiwanie materiałów o treści pornograficznej i rozmowy o tematyce seksualnej na chat-roomach

- przymus spędzania czasu przy włączonym komputerze.
jb

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki