Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Widzew Łódź 3:1 [ZDJĘCIA+FILMY]

Paweł Hochstim
Janusz Wójtowicz/polskapresse
Piłkarze Widzewa jechali do Wrocławia z nadzieją na sprawienie niespodzianki, ale nic im z tego nie wyszło. Śląsk, który powoli odbudowuje swoją sytuację w tabeli, pewnie ich pokonał.

Widzew spotkanie we Wrocławiu dobrze zaczął i... dobrze kończył. Gdyby nie fragment między 20, a 75. minutą, to można by łodzian chwalić. A tak niestety przegrali kolejne spotkanie i ich sytuacja w tabeli się nie poprawiła.

W pierwszych minutach widać było, że trener Radosław Mroczkowski ma pomysł na grę ze Śląskiem, bo w pierwszych minutach wrocławski zespół wydawał się zagubiony. Wszystko niestety legło w gruzach, gdy pierwszy błąd popełnili obrońcy Widzewa i Śląsk zdobył prowadzenie.

Mroczkowski zabrał do Wrocławia Aleksejsa Visnjakovsa, starszego brata Eduardsa, ale nie wystawił go w pierwszej jedenastce. Szybko jednak doszedł do wniosku, że Łotysz jest mu potrzebny, bo już w 33. minucie wpuścił go na boisko. Problem w tym jednak, że Śląsk już wtedy prowadził 2:0.

A mogło być inaczej, gdyby celniej strzelał Eduards Visnjakovs. Gdy Widzew zaskoczył wrocławian wysokim pressingiem, łotewski napastnik kilka razy próbował niepokoić Rafała Gikiewicza. Ale nie mógł trafić.

Wszystko wyglądało nieźle, aż Śląsk... objął prowadzenie. Dalibor Stevanović wykorzystał dobre dośrodkowanie Sylwestra Patejuka i złe ustawienie obrońców i głową pokonał Macieja Mielcarza. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od obu słupków, a strzał był tak dokładny, że krytykowany ostatnio Mielcarz nie miał żadnych szans. Właśnie gra widzewskiego bramkarza to jeden z nielicznych pozytywów, jakie mógł dostrzec widzewski trener. Mimo porażki we Wrocławiu Mielcarza krytykować nie ma za co.

Minęło kilka minut i Śląsk już prowadził 2:0, a spory udział w akcji znów miał Stevanović. Słoweniec świetnie rozegrał piłkę z Waldemarem Sobotą, ten ostatni zagrał ją przed bramkę, gdzie stał samotny Marco Paixao i było już 2:0. Niewiele zresztą brakowało, by rozbity Widzew stracił w ciągu kilku następnych minut kolejne gole. Najpierw Mielcarza próbował lobbować Sebastian Mila, a chwilę później mocno uderzył Paixao. Na szczęście dla widzewiaków oba uderzenia były niecelne.

Teoretycznie Widzew nie mógł mieć lepszego momentu na spotkanie ze Śląskiem, bo przecież wrocławianie w czwartkowy wieczór grali spotkanie eliminacji Ligi Europy z Sevillą, do Wrocławia wrócili nad ranem i w dodatku rozbici wynikiem, bo, choć zagrali dobre spotkanie, to przegrali 1:4 i praktycznie stracili szanse awansu do fazy grupowej tych rozgrywek.

Szybko jednak okazało się, że albo Widzew nie jest w stanie rywalizować z drużyną grającą na tym poziomie, albo trener Śląska Stanislav Levy doskonale potrafił podnieść fizycznie i psychicznie swoich piłkarzy. Niedzielnego popołudnia nie było widać bo graczach Śląska ani zmęczenia, ani złych humorów. Ani też tego, że po czterech kolejkach to Widzew był wyżej w tabeli...

Być może w przerwie Mroczkowski motywował jeszcze swoich piłkarzy, by zaatakowali wrocławian, ale po kwadransie gry w drugiej połowie sytuacja stała się jeszcze trudniejsza. Kolejna koronkowa akcja wrocławian, zakończona celnym strzałem Mili, dała Śląskowi trzeciego gola.

Wrocławianie, zadowoleni z trzybramkowego prowadzenia, wyraźnie zwolnili i zaczęli oszczędzać siły, co mógł, a nawet powinien wykorzystać Widzew. Łodzianom udało się zdobyć jednego gola po strzale głową - a jakże - Edurdsa Visnjakovsa. Świetnym dośrodkowaniem popisał się wprowadzony kilka minut wcześniej Alex Bruno. To było w 76. minucie, a dokładnie 120 sekund później powinno być już 3:2, bo znów "Wiśnia" znalazł się w doskonałej sytuacji. Fatalny błąd w ustawieniu popełnili obrońcy Śląska, Visnjakovs znalazł się oko w oko z Gikiewiczem, ale bramkarz wrocławskiego zespołu zdołał przenieść piłkę nad poprzeczką.

Gdyby wtedy łotewski napastnik trafił, mecz trzymałby w emocjach do samego końca. A tak to kolejną sytuację bramkową widzewiacy mieli dopiero w 90. minucie Eduards Visnjakovs znów głową próbował wykorzystać kolejne dośrodkowanie Alexa Bruno, ale minimalnie chybił. Instynt strzelecki "Wiśni" musi imponować.

W sobotę podopieczni Mroczkowskiego zagrają na własnym stadionie z Jagiellonią Białystok i - nie ma co ukrywać - będą potrzebowali zwycięstwa. Dwie wyraźne porażki z rzędu - z Górnikiem Zabrze 0:3 i Śląskiem 1:3, odbiły się na pozycji w tabeli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki